Białystok może stać się klęską PiS (Rzeczpospolita)

26 lipca 2019

W ostatnią sobotę doszło do próby rozbicia marszu równości w Białymstoku. Brutalna agresja i spontaniczna przemoc okazana przez dotychczasowych sojuszników, może być poważnym problemem dla partii rządzącej. Mariaż prawicy, Kościoła, nacjonalistów i kiboli jest oczywisty i trudno będzie partii rządzącej szybko z tych czułych objęć się wyplątać.

Obrazy bicia i kopania uczestników marszu, wulgarne wrzaski, obraźliwe gesty mogą zmobilizować przeciwników władzy. Gdy w ich sercach zagości lęk o bezpieczeństwo własne i własnych rodzin a zaraz potem przerodzi się w bunt i gniew, to tak zwani „zwykli ludzie”, którzy jeszcze wiosną nie mieli na kogo głosować, pójdą do wyborów i nie tyle zagłosują za opozycją, ile przeciw władzy. Wtedy jakość polityków przestaje się liczyć, bo wyborcami kieruje znacznie potężniejsza siła niż programy, hasła i manifesty. Ta siła to nie rozum, lecz emocje. To emocjami, nie programami wyborczymi, żywi się polityka. PiS wypuścił dżina nienawiści i przemocy z butelki i nie ma pomysłu jak zamknąć go tam z powrotem. W ten sposób może spełnić się kolejne prawo polityki – partie rządzące zazwyczaj nie przegrywają z opozycją, lecz same ze sobą. Tym razem w Białymstoku sprawy poszły za daleko i politycy PiS zdali sobie z tego sprawę. Dzisiaj próbują wycofać się rakiem z poparcia dla „naszej pięknej, patriotycznej młodzieży”.

Flirt PiS ze środowiskami nacjonalistyczno – kibolskimi trwa od ostatniej kampanii wyborczej do sejmu. To wtedy łysi i agresywni „prawdziwi Polacy” nagminnie zakłócali spotkania Donalda Tuska z wyborcami krzycząc: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”. Politycy prawicy zobaczyli w zadymiarzach sojuszników wedle starej reguły: „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. W kąt poszło przywiązanie do prawa i porządku a praworządność zniknęła ze sztandarów partii. Trzeba było podlizać się nowym politycznym przyjaciołom. I tak chuligani w magiczny sposób zmienili się w patriotów, którzy urządzają uroczystości patriotyczne i „trzeba im bić brawo” (J. Kaczyński).

Beata Szydło pisała do uczestników pielgrzymki kibiców na Jasną Górę: „Państwa postulaty są dowodem zaufania, które daje mi wielką satysfakcję. Wierzę, że również z Państwa wsparciem uda się zrealizować dobrą zmianę, dzięki której każdy Polak będzie czuł się dobrze w swoim kraju i będzie dumny z ojczyzny”.

Kiedy na stadionie Legii kibole rozwinęli gigantyczny transparent: ”KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”, podległa Zbigniewowi Ziobrze prokuratura postanowiła nie wszczynać śledztwa nie dopatrując się w tych groźbach „czynu zabronionego”.

Poparcie władzy polega nie tylko na legitymizowaniu „środowisk patriotyczno-kibicowskich” ale przede wszystkim za zapewnieniu chuliganom bezkarności. I tak uczestnik marszu KOD w Krakowie skopany przez chuliganów, co zostało nagrane i wyemitowane w głównych programach informacyjnych, został oskarżony o „udział w bójce”. Narodowcy wieszający zdjęcia polityków PO od dwóch lat nie zostali zidentyfikowani, choć ich twarze są świetnie widoczne na filmach a nazwiska powszechnie znane. Chuligani, którzy kopali i bili kobiety, protestujące wobec faszystowskich haseł wznoszonych na tak zwanym „Marszu Niepodległości”, nie usłyszą zarzutów, bo prokuratura umorzyła śledztwo, przyznając co prawda, że były bite, ale sprawcy w ten sposób jedynie „okazywali niezadowolenie”. Sąd nakazał ponowne wszczęcie śledztwa, które prokurator ponownie umorzył. Taki sam los spotyka większość doniesień na pobicia cudzoziemców. Sprawców się „nie ustala” a śledztwa umarza.

Agresywni chuligani dobrze wiedzą, że mogą liczyć na parasol bezkarności, roztoczony nad nimi przez politycznych sojuszników z prawicy i coraz śmielej z tego prawa korzystają. Do tej pory byli dla władzy pomocni jako bojówki atakujące marsze opozycji, zastraszające ich uczestników a także partnerzy, z którymi można było na wspólnych marszach, mszach i pielgrzymkach okazywać „prawdziwy patriotyzm”.

Ta strategia jest dla władzy bardzo niebezpieczna. Bo gdy w końcu poleje się krew, cała odpowiedzialność spadnie właśnie na nią. W Białymstoku było już blisko. Co będzie dalej?

Tymczasem młodzi „wysportowani patriotyczni Polacy” dostali nowego wroga i cel – LGBT.

„Ruch LGBT i gender zagrażają naszej tożsamości, zagrażają naszemu narodowi, zagrażają polskiemu państwu” (J. Kaczyński)

„My chcemy jasno powiedzieć: tu mówimy „nie”, a już w szczególności jeżeli chodzi o dzieci. Wara od naszych dzieci!”. (J. Kaczyński)

LGBT i ideologia gender prowadzi do „seksualizacji dzieci” i „jest atakiem na rodzinę”. (J. Kaczyński)

To „wielkie zagrożenie – tym zagrożeniem jest atak na rodzinę i to atak przeprowadzony w sposób najgorszy z możliwych, bo jest to w istocie atak na dzieci” (J. Kaczyński)

W sukurs prawicy poszedł Kościół, wzniecając nienawiść w retoryce wręcz pogromowej.

Abp Dec: Marsz Równości, będący w istocie propagowaniem i popieraniem grzesznych zachowań środowisk LGBT, wspieranych przez ofensywę zagranicznych ośrodków, usiłujących narzucić Polsce neopogańską ideologię gender.” „Mówimy „nie” marszom równości (..)

Biskup Edward Frankowski wzywał chrześcijan do walki: „Idzie na Polskę potop genderyzmu, LGBT, uczenia dewiacji już nawet przedszkolaków; idzie zalew profanacji”.

„Dzisiaj na Jasnej Górze, przed tronem Maryi, naszej Matki i Królowej, mówimy „nie” dla szkodliwej dla rodziny i narodu ideologii gender, mówimy „nie” dla liberalizmu moralnego, zawartego w programach środowisk LGBT, mówimy „stop” dla seksualizacji dzieci, mówimy „nie” dla związków partnerskich, mówimy „nie” dla uchwalania złego prawa”.

„Polska jest zagrożona przez jej homoseksualnych wrogów a katolicyzm „jest dzisiaj najbardziej prześladowaną religią”.

Biskupi wzywają do walki w jej obronie:

„Nadszedł czas walki. Już dłużej cofać się nie możemy i nie będziemy. Musimy się bronić w sposób zorganizowany” (abp Frankowski)

Episkopat poparł człowieka, który za groźby karalne wobec osób LGBT został wyrzucony z pracy: „Pana postawa zasługuje na uznanie i naśladowanie”.

„Nie można dialogować ze środowiskami, które nie chcą dialogu, depczą świętości, bluźnią Bogu i deprawują człowieka” (abp Gądecki, przewodniczący KEP.)

Na odzew nie trzeba było długo czekać. Wierni posłuchali swych pasterzy i w Białymstoku do „obrony ojczyzny, wiary rodziny i dzieci” ruszyli polscy patrioci. Wezwał ich do tego metropolita abp Tadeusz Wojda w odezwie do mieszkańców miasta: „Non possumus – nie możemy się na to zgodzić!”.

Wezwani przez Kościół, z gwarancją bezkarności od polityków, chuligani z zapałem wzięli się do pracy. Na uczestników marszu w morzu bluzgów poleciała kostka brukowa, butelki z moczem, kamienie, zgniłe jaja. Policjanci, gdy mogli, powstrzymywali się od interwencji, zachowując w dużej mierze bierną postawę. Wszak dotąd takie zachowania były przejawem patriotycznych uczuć młodzieży. Zatrzymano co prawda 25 najbardziej agresywnych patriotów, ale wszystkich wypuszczono do domów. Większość z symboliczną karą w postaci mandatu.

Bo dotąd było jak zwykle. Bandyci polowali na ludzi, pluli i bili jak zawsze. Politycy PiS ustawiali patriotyczne blokady przeciw marszowi „broniąc” katedry przed „wrogami wiary i rodziny”. Plucie, wyzwiska i kamienie służyły przecież „obronie chrześcijańskich wartości”. Lecz tym razem było inaczej. Coś poszło nie tak. Natężenie agresji było tak wielkie, że w obrazie, z którym politycy bardzo się liczą – w obrazie telewizyjnym, wyglądało bardzo źle. Wyglądało na pogrom i ludzie się przestraszyli.

Jakkolwiek Kościół i prawica robią z osiłków – „patriotów”, to nie da się zmienić jednego – w przeciętnym przechodniu, pasażerze autobusu „patrioci”, choćby nie wiem jak bardzo przez propagandę upudrowani, wzbudzają instynktowny lęk, a „patrioci” sfilmowani w patriotycznym czynie, budzą wręcz przerażenie. PiS przedawkował i przestał panować nad sytuacją.

W obawie przed reakcją społeczną, politycy partii rządzącej zaczęli wycofywać się z poparcia dla nacjonalistycznych chuliganów. Policja dostała rozkaz zaprzestania pozorowania działań i poważnego potraktowania sprawców. Do dzisiaj 95 osób jest podejrzanych o popełnienie różnego rodzaju przestępstw i wykroczeń. Komenda Policji w Białymstoku powołała specjalny zespół a komendant główny gen. Jarosław Szymczyk zapowiada zerwanie z polityką pobłażania: „Nie ma tolerancji dla chuligaństwa. Rozliczymy i wyłapiemy wszystkich chuliganów. (…) żaden z nich nie może czuć się bezkarny.” Minister spraw wewnętrznych Elżbieta Witek nazwała „naszą piękną patriotyczną młodzież” walczącą na ulicach za najwyższe wartości: Ojczyznę, Boga i Honor, tradycyjną rodzinę, bezpieczne od seksualizacji dzieci, wiarę i polskość białostockiej ziemi, „zwyrodnialcami”. No cóż, kibole zrobili swoje i – jakby czar przestał działać – zamienili się z patriotów i obrońców chrześcijańskiej wiary z powrotem w bandytów. Bo nie o chrześcijańskie wartości w tu chodzi lecz o władzę. Gdy rozróby przestały pomagać a wręcz zaczęły władzy szkodzić, niedawni przyjaciele stali się wrogami.

A opozycja codziennie, do wyborów, powinna Polakom przypominać, kto obudził demony nienawiści, kto szczuje ludzi na siebie, kto nawoływał do pogromów i przemocy i kto za tę przemoc dziękował. Sojusz prawicy z Kościołem, choć na krótką metę korzystny, w dłużej perspektywie będzie bardzo politycznie kosztowny. Ten proces już się zaczął. Właśnie w Białymstoku. Polakom trzeba stale przypominać, że jesienią każdy z nas może głosować: albo za Polską PiS o twarzy tej z relacji z pogromu w Białymstoku, albą tą, jaką zobaczyliśmy po śmierci Pawła Adamowicza w Gdańsku. Ten sam kraj, różne twarze i skrajnie różne emocje. Wyborcy rzadko słuchają racjonalnych argumentów, lecz bardzo wrażliwi są na emocje. Zadanie jest proste – politycy opozycji nie mogą dopuścić by o tych emocjach zapomnieli, a wtedy partia rządząca może przegrać. Nie z opozycją, lecz z kibolami. Zginie od własnej broni: Jarosław matole, twój rząd obalą kibole.

Jakub Bierzyński