Bierzyński: Czartoryski „nienawidzi Polaków”? To nie ma znaczenia, pieniądze mu się należą. (Gazeta.pl)

30 maja 2018

Jeśli jesteśmy liberalnymi demokratami, to prawo prywatnej własności powinno być święte i materialna czy historyczna wartość kolekcji Czartoryskich nie ma tutaj żadnego znaczenia. Państwo nie ma prawa wymuszać określonego sposobu dysponowania prywatnym majątkiem.

Opozycja domaga się dymisji Piotra Glińskiego. Transakcję zakupu kolekcji Fundacji Czartoryskich z „Damą z gronostajem” na czele nazywa aferą. Choć ministra Glińskiego nie darzę sympatią, nie zgadzam się z taką oceną. Kolekcję kupiono za ułamek jej rzeczywistej wartości. Cena 440 ml zł, choć wydaje się astronomiczna, to stanowi według rzeczoznawców mniej niż 10 proc. wartości całości kolekcji. Z finansowego punktu widzenia był to dla skarbu państwa dobry interes.

Przeciwnicy tej transakcji podnoszą argument, że kolekcja według statutu fundacji i polskiego prawa nie mogła opuścić terenu Rzeczpospolitej oraz musiała być udostępniana publiczności. Według krytyków zapłacono blisko 0,5 mld za prawa, które już zostały państwu zagwarantowane. Taka argumentacja nie ma jednak wiele wspólnego z liberalnym szacunkiem dla prywatnej własności. Kolekcja Czartoryskich jest własnością prywatnej fundacji. Jedynie od dobrej woli fundatorów powinno zależeć, czy chcą udostępniać swoją własność publiczności czy też nie.
Święte prawo własności

Rozumiem, że jako dobra kultury przedmioty wchodzące w skład tej kolekcji na mocy prawa są szczególnie chronione i objęte zakazem wywozu za granicę, ale na tym, integracja państwa powinna się kończyć. Uważam, że wymaganie szczególnego sposobu użytkowania prywatnej własności przekracza granicę fundamentalnego prawa gwarantującego jej nienaruszalność. Oczywiście prawo to, ze względu na dobro wspólne, ma swoje ograniczenia. Prywatni właściciele są ograniczani w prawie do wycinki drzew rosnących na ich prywatnych posesjach. Gdy ograniczenia te usunięto, skutki były, jak wiadomo, katastrofalne. Podobnie ograniczona jest własność nieruchomości. Dopuszcza się przecież wywłaszczenie właścicieli gruntów na drogi, gazociągi i inne obiekty wspólnej infrastruktury.

Tworzenie „lex Czartoryscy” w jednostkowej sprawie jedynie po to, by pozbawić właścicieli praw do dysponowania swoją własnością, uważałbym za nadużycie zasady nadrzędności dobra wspólnego nad prawami własności jednostek.

Dlatego dziwi mnie oburzenie opozycji na tę transakcję. Myślę, że w sprawach wartości powinniśmy być pryncypialni, to znaczy być wartościom owym wiernymi i stosować je w każdej sprawie, niezależnie od politycznych sympatii lub antypatii. Jeśli jesteśmy liberalnymi demokratami, to prawo prywatnej własności powinno być święte i materialna czy historyczna wartość kolekcji nie ma tutaj żadnego znaczenia. Państwo nie ma prawa wymuszać określonego sposobu dysponowania prywatnym majątkiem.

Nieważne, czy nienawidzi Polski i Polaków

Pani Tamara Czartoryska krytykuje publicznie swego ojca, który podobno „nienawidzi Polski i Polaków”, „jest rasistą i antysemitą”. Tylko że argumenty te, choć emocjonalnie chwytliwe, nie powinny mieć żadnego znaczenia. Stosunek księcia Czartoryskiego do Polaków, jego narodowe sympatie czy antypatie nie mogą wpływać na stosowanie prawa. Prawo jest równe dla wszystkich i wszyscy powinni być równi wobec prawa. Nie przystoi obrońcom praworządności posługiwać się argumentami czysto propagandowymi, bez merytorycznego znaczenia. Niezależnie od tego, czy książę kocha Polaków czy nie, pieniądze za jego własność się należą. Jeśli koszt zakupu kolekcji wyniósł poniżej 10 proc. jej wartości, to państwo polskie w naszym imieniu zrobiło dobry interes. Z pieniędzmi należącymi do prywatnej fundacji jej właściciel, czyli fundator, może zrobić to, co uważa za stosowne.

Transfer pieniędzy za granicę jest legalny i choć szkoda, że taka kwota nietrzymana jest w polskich bankach i nie zasila rodzimego rynku finansowego, to ewentualny zakaz legalnego transferu prywatnych środków finansowych byłby rażącym złamaniem praworządności, potencjalnie groźnym nie tylko dla praw i wolności obywateli, ale też przede wszystkim niebezpiecznym dla gospodarki. Precedens tego rodzaju odstraszyłby inwestorów, mógłby doprowadzić do załamania notowań giełdowych, podważenia zaufania do przestrzegania fundamentalnych reguł wolnego rynku. Dla rynków finansowych tego rodzaju ingerencja państwa to naruszenie świętości, jak złamanie konstytucji dla prawników. Konsekwencje takiego działania mogłyby być dla gospodarki bardzo bolesne i długotrwałe. Ludzie mają prawo przelać swoje pieniądze tam, gdzie chcą. Nawet jeśli ma to być Liechtenstein, nawet gdy chodzi o 100 mln euro i nawet gdy te pieniądze pochodzą ze sprzedaży państwu bezcennej kolekcji sztuki. Po prostu.

A my, demokratyczna opozycja, powinniśmy z tej lekcji wyciągnąć jedną naukę: trzeba być wiernym swym wartościom niezależnie od doraźnych interesów politycznych. Koniunkturalizm w tych fundamentalnych kwestiach zemści się na nas bardzo dotkliwie.

Jakub Bierzyński