Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o głowę Macierewicza (Politico)
1 grudnia 2017
- Macierewicz, z jego „misiewiczami” i gasnącą siłą smoleńskiego mitu, stanowi coraz większe obciążenie dla obozu władzy
- By zapobiec prezydenckim wetom, Kaczyński, musiał pójść na ustępstwa i dać Dudzie kontrolę nad polityką zagraniczną i… głowę Macierewicza
- Jeśli wyrzuci Macierewicza, to pod przymusem utrzymania jedności władzy, Kaczyński nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko objąć premierostwo
- Donald Tusk jednym tweetem pokazał jak mocna jest dalej jego siła w polskiej polityce
Ta dymisja będzie wymagać konsolidacji władzy, a możliwe jest przy utrzymaniu jedności partii w rękach samego prezesa. Jarosław Kaczyński będzie więc musiał zejść z panteonu nieśmiertelnych i objąć realną odpowiedzialność za rząd zostając premierem.
Dla opozycji to świetna wiadomość: Kaczyński będzie musiał poświęcić czas i siły na bieżące zarządzanie państwem i nieuchronnie straci strategiczny oddech i dystans, które zapewniały mu do tej pory przewagę.
Mało tego, na horyzoncie wyłania się drugie słońce w jednolitym, do tej pory, układzie planetarnym polskiej polityki. Donald Tusk jednym tweetem wywołał histeryczną reakcję obozu władzy pokazując atrybut, którego opozycji najbardziej brakowało: siłę.
Mylił się ten kto sądził, że weto Andrzeja Dudy jest efektem masowego nacisku społecznego, prowadzonego pod hasłami ochrony niezawisłości sądów, konstytucji, a w efekcie demokratycznego trójpodziału władzy w kraju. W toku tajnych negocjacji osiągnięto porozumienie, którego owocem nie jest powstrzymanie zmian ustrojowych, a jedynie nowy podział politycznych wpływów.
W wywiadzie dla Gazety Polskiej Jarosław Kaczyński złożył prezydentowi ofertę kompromisu. Zadeklarował oddanie polityki zagranicznej wraz z funkcją ministra spraw zagranicznych Andrzejowi Dudzie w zamian za zgodę na upartyjnienie systemu sprawiedliwości. „Kompromis” ten miał jedynie symboliczny charakter, pozwalający prezydentowi wyjść z twarzą z konfliktu.
Wszystko wskazuje na to, że Andrzej Duda jednak podbił stawkę.
Stawką w tej grze jest głowa ministra obrony Antoniego Macierewicza
Konflikt pomiędzy dwoma ośrodkami władzy, mającymi nakładające się na siebie funkcje kontrolne nad armią, nie jest nowy. Narastał od miesięcy i prezydent ponownie odmówił akceptacji nominacji generalskich.
Minister obrony był wielokrotnie krytykowany przez urzędników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, podległego jego kancelarii. Przede wszystkim za zmiany w systemie dowodzenia.
Macierewicz podzielił dowództwo sił zbrojnych na odrębne dowództwa poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Reforma nie przewiduje połączonego ośrodka decyzyjnego mającego koordynować współdziałanie sił lądowych, powietrznych, morskich i specjalnych oraz powołanej przez siebie i bezpośrednio raportującej ministrowi, obrony terytorialnej.
Proponowane zmiany pozbawiają więc w praktyce prezydenta konstytucyjnych prerogatyw sprawowania nadzoru nad polskimi siłami zbrojnymi i funkcji Naczelnika Sił Zbrojnych. W wojnie podjazdowej, w jaki przerodził sią konflikt, doszło do wzajemnego klinczu.
Podstawowy dokument definiujący polską strategię obronną: strategia bezpieczeństwa narodowego, wraz z dokumentami wykonawczymi tej strategii, pozostaje przez prezydenta nie zatwierdzony. W odwecie MON praktycznie sparaliżował działanie BBN.
Odmowa udzielenia dostępu do materiałów niejawnych dla jedynego wojskowego w szeregach kierownictwa tej instytucji: generała Jarosława Kraszewskiego – Dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi – w praktyce oznacza jej ubezwłasnowolnienie.
Antoni Macierewicz jest prominentnym działaczem rządzącej partii, posiadającym bardzo poważną pozycję polityczną. Od lat sprawuje pieczę, nad jednym z filarów ideologicznej legitymizacji władzy, w postaci nadzoru nad komisją mającą wyjaśnić przyczyny i przebieg „zamachu smoleńskiego”.
Ma silne poparcie skrajnie prawicowych środowisk katolickich związanych z Radiem Maryja i Telewizją Trwam, które, choć posiadające marginalne znaczenie medialne, mają bardzo zdyscyplinowany i wierny elektorat, do tej pory głosujący na partię Jarosława Kaczyńskiego.
Antoni Macierewicz ma od lat opinię enfant terrible polskiej polityki. W przeszłości był autorem wielu rozłamów i rokoszy. Jego osobiste ambicje polityczne są nieposkromione, a działania nieprzewidywalne.
Macierewicz dzisiaj, jest źródłem zdecydowanej większości skandali obarczających wizerunek rządu i rządzącej partii. Począwszy od historii Misiewicza – młodego człowieka, bez wykształcenia, doświadczenia i kwalifikacji, który został rzecznikiem MON i cieszył się niespotykanymi przywilejami władzy.
Misiewicz został symbolem kumoterstwa, korupcji i rozpasania partii rządzącej. Jego szef miesiącami ignorował publicznie wyrażaną pod adresem podwładnego krytykę, pochodzącą nawet z ust samego prezesa partii, Jarosława Kaczyńskiego.
Sprawę zamknęła dopiero specjalna komisja partyjna. Rzecz do tej pory w jednoosobowo, żelazną ręką rządzonej partii, bez precedensu.
Macierewicz zerwał negocjacje w sprawie Caracali, by potem wielokrotnie zapowiadać zawarte jakoby kontrakty na śmigłowce bojowe z innych źródeł. To on wydał rozkaz ataku na Centrum Kontrwywiadu NATO w Warszawie. On oficjalnie na forum polskiego parlamentu, oświadczył, że za pośrednictwem Egiptu sprzedano okręty desantowe Mistral do Rosji za dolara.
To szef MON sparaliżował proces przezbrojenia polskiej armii, by przeznaczony na ten cel budżet wydać na samoloty dla rządu kupione bez przetargu i wbrew procedurom. Macierewicz jest autorem wielu fantasmagorycznych wręcz inicjatyw w rodzaju budowy strzelnic w każdej polskiej gminie lub 100 kolumn upamiętniających 100 lecie odzyskania przez Polskę niepodległości.
Bez wątpienia, obok ministra środowiska Jana Szyszki, autora konfliktu z UE w sprawie Puszczy Białowieskiej, Antoni Macierewicz jest największym wizerunkowym problemem rządu Beaty Szydło. I pomimo tych wszystkich afer i skandali jego pozycja zdawała się niezagrożona. Do tej pory.
W starciu pomiędzy prezydentem, a prezesem PiS, Kaczyński ma ograniczone pole manewru
Po pierwsze prezydent jest praktycznie w polskim systemie prawnym nieusuwalny. Po drugie cieszy się popularnością i rekordowym zaufaniem społecznym wielokrotnie przekraczającym notowania samego Jarosława Kaczyńskiego. Po trzecie bez jego akceptacji zmiany ustrojowe, jakie Kaczyński planuje, są niemożliwe.
Rodzi się zatem pytanie, jaka jest cena jakiej Duda zażądał za swoją zgodę na demontaż systemu demokracji parlamentarnej w Polsce? Wszystko wskazuje na to, że ceną jest głowa ministra obrony.
Objęcie teki premiera to paradoksalnie jest to dowód słabości Kaczyńskiego, a nie siły
Z przecieków prasowych wiemy, że zaufani wysłannicy prezesa PiS z pozytywnym skutkiem sondowali potencjalną reakcję szefa katolickich ultraprawicowych środowisk z Torunia, księdza Rydzyka. Jarosław Kaczyński przechodzi cykl badań lekarskich, które mają potwierdzić jego zdolność objęcia funkcji premiera.
Kampania propagandowa podsumowująca 2 lata rządu PiS, jednoznacznie wskazywała jego osobę, jako autora fundamentalnych inicjatyw rządu, przypisując mu wszelkie zasługi i sukcesy ostatnich 2 lat ekipy Beaty Szydło. Opinia publiczna jest przygotowywana, na zmianę Prezesa Rady Ministrów.
Dla Jarosława Kaczyńskiego jest to decyzja niebywale trudna. Pozycja nieformalnego naczelnika, z politycznego puntu widzenia, była dla niego idealna. Podejmował wszelkie kluczowe decyzje, nie ponosząc za nie odpowiedzialności.
Kaczyński obejmując funkcję premiera schodzi z boskiego panteonu. Zaczyna być śmiertelny. Staje w zasięgu krytyki. Podejmuje odpowiedzialność, nie tylko za sukcesy, które państwowa propaganda mu przypisuje, ale także za przyszłe porażki swego rządu.
Z wygodnej i komfortowej roli męża opatrznościowego polskiej prawicy, wikła się w męczącą codzienność politycznych sporów. Jestem przekonany, że robi to wyłącznie na skutek konieczności.
Jedynie potrzeba wzmocnienia własnego obozu politycznego, by żelazną ręką rozstrzygać spory, neutralizować konflikty, konieczność stworzenia silnej przeciwwagi dla prezydenta, zmusza Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia funkcji premiera. Paradoksalnie jest to dowód jego słabości nie siły.
Nad obozem władzy bowiem, który do tej pory, jak się wydaje, „nie miał z kim przegrać”, zaczynają zbierać się chmury. Konflikt z prezydentem musi skończyć się kompromisem. To pierwsze ustępstwo Kaczyńskiego w jakiejkolwiek sprawie od początku sprawowania rządów.
Kaczyński dostanie to czego chciał: zmiany jego projektów będą jedynie kosmetyczne. Partia rządząca będzie mogła mianować sędziów sądów powszechnych i sądu najwyższego, tyle że nie wprost, zwykłą większością głosów, lecz w głosowaniu dwuetapowym, z pewną rolą przewidzianą dla opozycji. Skutek będzie taki, jakiego żąda prezes PiS – to jego partia, a więc on sam, będzie podejmował ostateczne decyzje w tej sprawie.
Mechanizm najwyższej instancji odwoławczej stanowi dodatkową gwarancję, że nawet gdy zapadnie w trybie zwykłego postępowania wyrok nie po myśli partii rządzącej, to będzie można go w ostatniej instancji zmienić.
Kaczyńskiego czeka bardzo poważny kryzys
Odwołanie Antoniego Macierewicza nie będzie proste i poniesie za sobą nieprzewidywalne koszty polityczne. Do tej pory była to osoba z niejasnych przyczyn nieodwoływalna, a jego nieprzewidywalny charakter i temperament polityczny może sprawić, że z dnia na dzień stanie się najzagorzalszym wrogiem swego dotychczasowego szefa, prowadząc do kompromitacji i głębokich podziałów wśród polskiej prawicy.
To z tego powodu, Kaczyński jest zmuszony objąć tekę premiera.
Z drugiej strony w ciągu ostatnich dni pojawiła się możliwość powrotu do krajowej polityki jedynej osoby, wobec której Jarosław Kaczyński czuje realny respekt.
Jednym tweetem Donald Tusk wywołał trzęsienie ziemi w Warszawie.
Do tej pory krajowy układ słoneczny miał tylko jedno centrum ciążenia. To Jarosław Kaczyński nadawał polskiej polityce ton i kierunek. Jedynie on wyznaczał linie podziałów i politycznego sporu.
Skutecznie rozbroił opozycję, wiążąc jej liderów w niekończące się pasmo taktycznych konfliktów. Konfliktów, które świadomie i z premedytacją eskalował, by zdezawuować głosy krytyki.
Totalna opozycja dała się wciągnąć w niekończące się pasmo bliskich starć i wymianę ciosów. Stale negując wszelkie poczynania rządu, niektóre bardzo popularne, jak program socjalny, odebrała sobie prawo głosu.
Licytując się na populistyczne hasła z populistycznym rządem, traciła wiarygodność, legitymizując jednocześnie poczynania swoich przeciwników. Brutalny styl rządów PiS z jednej strony, prowokował opozycję do nieustannego ostrego sprzeciwu, z drugiej obnażając jej bezradność.
W tej sytuacji Kaczyński prezentował się jako jedyny dysponent siły i sprawczości. Grając na własnym boisku, bezwzględnie, według własnych reguł, wygrywał. To jego komentarze, jego oświadczenia czy nawet uwagi rzucane w nielicznych wywiadach, wyznaczały ton polskiej polityki, stanowiąc dla niej praktycznie jedyny punkt odniesienia.
Dla opozycji pozostawała rola bezsilnego, doskonale przewidywalnego komentatora wydarzeń. Ta komfortowa sytuacja właśnie uległa drastycznej zmianie.
Powrót Donalda Tuska na białym koniu
Głos Donalda Tuska nie jest być może jednoznaczną deklaracją powrotu do wewnętrznej, polskiej polityki. Jest to jednak gest, który pokazuje, że dysponuje on ogromną siłą oddziaływania.
Po miesiącach agresywnej propagandy rządu, w której przedstawiany był jako reprezentant antypolskich sił, oskarżany za brak patriotyzmu i zaangażowania, jednym gestem otworzył sobie ponowne drzwi do powrotu.
Donald Tusk raczej nie myśli o sobie w charakterze przewodniczącego głównej partii opozycyjnej. Ta rola jest już dla niego zbyt ciasna. Nie wchodzi się to tej samej rzeki po latach.
Ale jest w Polsce miejsce na przywódcę, który zjednoczy podzieloną i skłóconą personalnymi animozjami opozycję.
Taką rolę może skutecznie odegrać osoba formatu Donalda Tuska. Podczas gdy Jarosław Kaczyński uwikła się w doraźną politykę pełniąc funkcję szefa rządu, Tusk może objąć rolę męża opatrznościowego liberalnego obozu polskiej demokracji.
Ma po temu doświadczenie, umiejętności, a co najważniejsze, co pokazały skutki jego ostatniej interwencji, pozycję i siłę.
To on był jak do tej pory jedynym autorem politycznej klęski Kaczyńskiego wygrywając słynne głosowanie 27 do 1 w sprawie własnej reelekcji. Czy będzie chciał tę siłę wykorzystać? Na to pytanie jedynie on sam zna odpowiedź.