Polska – pożyteczny idiota ISIS (Wybrocza.pl)

25 sierpnia 2017

Za sprawą PiS Polska stała się pierwszym krajem gotowym opuścić Unię w wyniku działań Państwa Islamskiego.

Zamachy muzułmańskich fanatyków targają Europą już od lat. Choć stanowią zdecydowaną mniejszość wśród incydentów terrorystycznych na kontynencie (13 ze 147 w zeszłym roku), najsilniej przykuwają uwagę opinii publicznej.

Dzieje się tak z paru powodów. Po pierwsze, są dziełem „obcych”. Większość zamachów lub prób ataków terrorystycznych w Europie dokonują lokalni nacjonalistyczni separatyści, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Poza tym na swój sposób to „ludzie tacy jak my”, mówiący tym samym językiem, sąsiedzi, wskutek czego znika potężna warstwa emocji związanych z poczuciem zagrożenia przez „obcych”. Łatwiej zaakceptować oswojone, znane zło niż bezsensowną krzywdę wyrządzoną przez ludzi, z którymi nie mamy nic wspólnego. Łatwiej przeprowadzić prosty podział: „my” i „oni”. Łatwiej stygmatyzować wszystkich obcych, stawiając granice według przynależności etnicznej czy religijnej.

Z perspektywy przeciętnego człowieka sąsiad podkładający bomby jest aberracją; w końcu nie każdy katolik Irlandczyk to terrorysta. Twierdzenie, że tak jest, byłoby równie absurdalne jak uznanie, że jest nim każdy Syryjczyk czy muzułmanin.

Logika podziału „my – oni” skłania do bagatelizowania tych samych zbrodni, jeśli są dziełem „naszych”, i demonizowania ich, jeśli to czyny „obcych”. Jan, europejski nacjonalista, jest dla większości z nas zły, lecz potępienie, jeśli dokona on zamachu, ograniczamy tylko do jego osoby. Jeśli jednak zamachowiec ma imię Muhammed, to źli są wszyscy muzułmanie. Gdy Jan odpali bombę, myślimy: szaleniec. Gdy robi to Muhammed, czujemy strach przed złem, które on uosabia, i zaczynamy go widzieć w każdym ciemnoskórym. Oto przyczyna wielkiej skuteczności terroru muzułmańskich fanatyków w Europie.

W zeszłym roku w Europie w zamachach terrorystycznych zginęło 147, podczas gdy w wypadkach komunikacyjnych 26 tysięcy osób. Czy to oznacza, że jutro z lękiem wsiądziesz do swojego samochodu? Nie, bo to lęk dawno oswojony i ciebie przecież nie dotyczy.

Terror jest czymś nowym i strasznym. Na dodatek „dobrze wypada” w telewizji: krew ofiar, krzyki świadków, łzy rodzin świetnie się sprzedają na ekranach telewizorów. I na to właśnie liczą zamachowcy.

Zmiana taktyki mordowania przez nich ludzi też nie jest przypadkowa. Bombę trzeba skonstruować, ukryć, przewieźć, podłożyć i odpalić. Ryzyko duże, nakład sił i środków wielki. Ciężarówki, choć to gorsze narzędzie do zabijania niż bomby, są wszędzie i nie budzą podejrzeń. I właśnie ta ich wszechobecność oraz fakt, że morderca może siedzieć w dowolnej z nich, budzą największe przerażenie.

Ofiary są tylko środkiem, nie celem. Celem jest strach. Panika może bowiem sparaliżować całe społeczeństwa i wpływać na bieg kluczowych procesów politycznych w państwie. Dlaczego zamachowcy atakują przypadkowe ofiary, zamiast brać na cel realnych przeciwników – policjantów, wojskowych, urzędników czy przedstawicieli państw, z którymi prowadzą wojnę? Dlatego, że atak na przypadkowych ludzi budzi większe poczucie zagrożenia. Gdyby w zamachach ginęli tylko policjanci czy żołnierze, większość z nas mogłaby uspokajać się myślą: „mnie to nie dotyczy, nie noszę munduru”. Czyż widząc w telewizji wypadek drogowy nie myślisz: „dobrze, że jeżdżę ostrożnie”?

Każdy akt terrorystyczny w Europie jest nagłaśniany w mediach nieproporcjonalnie mocno w porównaniu z jego rzeczywistym znaczeniem. Główne żniwo islamscy terroryści zbierają bowiem nie na naszym kontynencie, lecz w Afryce i na Bliskim Wschodzie, gdzie rocznie z ich rąk ginie prawie 30 tysięcy ludzi. W europejskich mediach mówi się jednak o tym rzadko i mało. Nas interesuje nas tylko nasze bezpieczeństwo i „nasze” ofiary.

Dla terrorystów to nie sam zamach jest najważniejszy, nie skala zniszczeń i nawet nie liczba ofiar. Najważniejsze jest to, co o zamachu powiedzą media, jak go pokażą, jaki przekaz trafi za ich pośrednictwem do rzeczywistego adresata, którym jest przeciętny europejski wyborca. Bo jego lęk przekłada się na decyzje polityków. Propaganda terroru jest znacznie ważniejsza niż sam terror, ponieważ niewielką stosunkowo liczbę ofiar przekształca w polityczną siłę, która zmienia Europę.

Rządy większości europejskich państw doskonale zdają sobie z tego sprawę. I zwykle robią wszystko, by efekty terroryzmu ograniczyć, zmniejszyć poczucie zagrożenia. Uspokajają opinię publiczną i wzywają ludzi do jedności.

Niektóre jednak postępują inaczej. Dzielą społeczeństwo, eskalują napięcie i strach, by przerażonych ludzi skupić wokół siebie. Tak właśnie działa propaganda rządu Prawa i Sprawiedliwości, w praktyce zrównująca terrorystów z uchodźcami, katów z ofiarami.

Nie tylko telewizja państwowa do znudzenia powtarza ten schemat. Czynią to także sami czołowi politycy PiS z premier Szydło na czele.

W dyskursie władzy w Polsce gdy jest mowa o uchodźcach, od razu porusza się kwestię bezpieczeństwa. W słynnym przemówieniu sejmowym przed głosowaniem w sprawie wotum nieufności dla Antoniego Macierewicza Beata Szydło wołała: „Dokąd zmierzasz Europo? Powstań z kolan!”, sugerując, że liberalna Europa klęczy przed terrorystami. Tezę, że bezpieczeństwo Polaków jest najważniejsze, co ma uzasadnić nieprzyjmowanie przez nas uchodźców, premier powtarza jak mantrę przy każdej możliwej okazji – nawet gdy kontekst sytuacyjny ma się do niej nijak.

Rzecznik PiS Beata Mazurek powtarza prawicowe mity o strefach szariatu w miastach Europy Zachodniej, do których policja nie ma ponoć wstępu i gdzie każdy chrześcijanin rzekomo jest zagrożony. W przekonaniu Jarosława Kaczyńskiego uchodźcy przenoszą pasożyty i zarazki, a dla innych ludzi obecnej władzy (Mariusz Błaszczak, Jarosław Gowin) są zagrożeniem cywilizacyjnym.

Skutek? Ponad 20 proc. Polaków uważa, że uchodźca jest tożsamy z terrorystą. Najlepsi propagandyści ISIS lepiej by tego nie wymyślili. Za sprawą PiS ponad 5 milionów mieszkańców Europy, i to w jednym tylko kraju, uważa, że na naszym kontynencie grasuje 2,5-milionowa rzesza terrorystów. Trudno o większy sukces propagandowy Państwa Islamskiego.

Rzeczywistym celem islamskich terrorystów nie są zwykli ludzie, lecz Unia Europejska jako instytucja. Nie poszczególny przechodzień, lecz cała zachodnia cywilizacja, oparta na wartościach przez terrorystów znienawidzonych. Polska prawica tych wartości się wyrzeka, przedstawiając liberalną demokrację jako słabą, gnijącą, niezdolną do skutecznego przeciwstawienia się wyzwaniom płynącym z zewnątrz. Oddajemy wolność w zamian za obietnicę bezpieczeństwa. A wraz z wolnością racjonalizm, tolerancję, otwartość i akceptację dla różnorodności.

W sianiu nienawiści do liberalnych Europejczyków muzułmańscy fanatycy mają cennego sprzymierzeńca – polskich nacjonalistów. Za ich sprawą liczba ataków na tle rasowym w Polsce wynosi – jak szacuje Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych – od 20 do 100 dziennie! Islamiści skutecznie zatruli nas jadem nienawiści.

Jeśli chodzi o niszczenie struktur Unii Europejskiej, interesy PiS i ISIS są zbieżne. Skutkiem oddziaływania na Polaków przemyślanej i konsekwentnej PiS-owskiej propagandy jest dziś to, że większość z nich jest skłonna porzucić Unię Europejską, jeśli warunkiem pozostania w niej byłoby przyjęcie uchodźców.

Ten kolejny wielki sukces terrorystów osobliwym zbiegiem okoliczności jest też wielkim zwycięstwem Jarosława Kaczyńskiego. Polska stała się pierwszym krajem UE gotowym opuścić jej struktury w wyniku działań Państwa Islamskiego. Terroryści od dawna posługiwali się uchodźcami, by zdestabilizować sytuację polityczną w Europie. To dlatego islamiści atakują ludność cywilną, dlatego liczbę ataków terrorystycznych na Bliskim Wschodzie można liczyć w tysiącach. Uchodźcy, będąc ofiarami wojny i terroru, stanowią jedyne realne zagrożenie dla spójności Unii Europejskiej. Ponad 2 miliony imigrantów to prawdziwa bomba masowego rażenia mająca rozsadzić struktury Unii.

Polski rząd, odmawiając w tej kwestii choćby symbolicznej solidarności z pozostałymi członkami europejskiej wspólnoty, realizuje scenariusz polityczny terrorystów, polegający za skłóceniu, skonfliktowaniu państw członków i w konsekwencji rozbiciu spójności Unii.

PiS pomaga w wykreowaniu w Europie konfliktu fundamentalnego – już nie na poziomie interesu politycznego, bo ten można dość łatwo rozwiązać drogą negocjacji, ale na poziomie wartości i najsilniejszych społecznych emocji. Kaczyński gra w tę grę, bo mu się to politycznie opłaca. Każdy udany zamach terrorystyczny w Europie przekłada się w sondażach na wzrost poparcia dla jego partii.

Tak oto zbiegły się skrajne i pozornie sprzeczne interesy polskiego rządu i jego politycznego zaplecza, czyli narodowej katolickiej prawicy, oraz islamskich fanatyków religijnych. Prawica zagrała va banque, co może się to skończyć dla nas wszystkich fatalnie. Przy jej – trzeba wierzyć, że mimowolnym i nieświadomym – wsparciu islamiści mogą odnieść w Polsce pierwsze wielkie zwycięstwo, nie tylko skutecznie nas wszystkich zastraszając, ale przede wszystkim niszcząc fundamentalne wartości naszej kultury i przekreślając szansę na rozwój naszego kraju.

Walka z terrorem trwa, lecz Polska tę wojnę przegrywa, choć na ulicy żadnego z naszych miast nie wybuchła żadna bomba.

 

Jakub Bierzyński