Jakub Bierzyński: Trzy ważne pytania (Rzeczpospolita)
30 lipca 2020
Jak radzić sobie z dużymi kwantyfikatorami typu „Polacy wspierają”, „Polska sprzeciwia się”, które już na wstępie zawierają w sobie opinię?
Perfidia takiego wyrażenia polega na tym, że to jest opinia, która udaje fakt. Mało tego, kwantyfikator zazwyczaj jest domyślny. Rozbierzmy logicznie zdanie „Polacy popierają Mateusza Morawieckiego”. Czy to jest zdanie logicznie fałszywe czy prawdziwe? To jest zdanie logicznie prawdziwe, bo są Polacy, którzy popierają rząd Mateusza Morawieckiego. Lecz zdanie przeciwne: Polacy nie popierają rządu Mateusza Morawieckiego też jest logicznie prawdziwe. Perfidia polega na tym, że w domyśle odbiorca czytając to zdanie dopowiada sobie „wszyscy Polacy”, a nie „niektórzy Polacy” albo „są tacy Polacy, którzy…” itd. W domyśle nasz umysł od razu produkuje zdanie „wszyscy Polacy popierają Mateusza Morawieckiego”. I ten wielki kwantyfikator nawet nie jest potrzebny, bo on sam pojawia się w głowie odbiorcy. Tego rodzaju manipulacja to jeden z głównych mechanizmów działania pasków propagandy TVP. Tam takie zdania pojawiają się nagminnie, że Polacy czegoś chcą, albo czegoś nie chcą, coś lubią, czegoś nie lubią, coś popierają albo krytykują. Albo Niemcy czegoś chcą lub nie chcą, albo Anglicy patrzą na Polaków z podziwem. Takie paski mają tę fantastyczną cechę, że są logicznie prawdziwe, natomiast ich propagandowy charakter polega na niedomówieniu.
Czym grozi używanie takich zwrotów?
To jest przede wszystkim problem polegający na tym, że kreuje się fałszywy obraz świata. To właśnie ma na celu propaganda, kreowanie fałszywego obrazu świata, który opiera się na jedności opinii, że Polacy coś chcą, albo czegoś nie chcą. Buduje się świat monolityczny. Każda autorytarna władza próbuje zbudować obraz świata, w którym ona ma jedyną rację, reprezentuje jedyną prawdę, reprezentuje tych wszystkich Polaków, którzy coś kochają albo czegoś nienawidzą. To jest najważniejszy cel tak sformułowanej propagandy – budowa fałszywej jedności opinii i przekonań. W domyśle to władza reprezentuje tę jedność, bo władza głośno wyraża zdanie Polaków na różne tematy, a to zdanie jest jednolite, bo tak zostało zaprojektowane w tym przekazie propagandowym.
Czy możliwe jest artykułowanie przekazu w przestrzeni publicznej w sposób wolny od opinii?
Moją rolą, jako publicysty, jest kształtowanie opinii, ja nie jestem dziennikarzem. Interpretuję fakty. Moje teksty są subiektywne, ukazują się w dziale „opinie”. Natomiast wyobrażam to sobie w ten sposób, że dziennikarz informacyjny przedstawia fakty, nie opinie. Niestety jest tak, że we współczesnym świecie, w którym królują media społecznościowe, jest całe spectrum publikacji, przy czym im bardziej sensacyjne one są, tym bardziej chwytliwe, robią większe zasięgi. I nikt nie dba o to, czy to jest prawda czy fałsz, o to czy to jest opinia czy fakt. Mało tego niestety nie uczy się tego w szkołach. Na języku polskim czy wiedzy o społeczeństwie nie ma lekcji, które uczą dzieci, jak zorientować się co jest opinią, a co faktem. Dlatego tak łatwo jest manipulować ludźmi, ale tworzenie wolnych od opinii tekstów, jest jak najbardziej możliwe. Pisanie nie polega oczywiście na tym, żeby pozbyć się opinii. Obiektywne pisanie polega na tym, żeby oddzielić opinię od faktu. Należy powiedzieć czytelnikowi „to jest fakt, a ja ten fakt interpretuję w konkretny sposób. Możesz się zgodzić z moją opinią lub nie, ale nie możesz nie zgodzić się z faktem”. Warto zauważyć jak często ludzie nie zgadzają się z faktami „nie wierzę w koronawirusa”, „nie wierzę w ocieplenie klimatu”, „nie wierzę, że ziemia jest okrągła”. Jest tak, ponieważ okazuje się, że to działa również w drugą stronę, nie tylko opinie udają fakty, ale fakty zaczynają być interpretowane jak opinie.
Jak zatem odbiorcy mogą radzić sobie z takimi zabiegami językowymi?
Jedyną skuteczną metodą radzenia sobie z takim przekazem jest pytanie o kwantyfikator, pytanie jacy Polacy, którzy Polacy, ilu tych Polaków jest. Po takiej analizie ta układanka natychmiast runie. Od razu wszystko widać, to jest rentgen, który prześwietla bzdurę, ona natychmiast staje się widoczna, zaczyna niemal świecić jak w ultrafiolecie.
A co powinien zrobić odbiorca, który na dwóch różnych portalach widzi dwa różne tytuły? Na jednym widzi tytuł, który brzmi „Polacy chcą zmian”, a na drugim portalu widzi tytuł „Polacy nie chcą zmian”.
Powinien zrobić dokładnie to samo, zadać sobie pytanie, którzy Polacy chcą zmian, a którzy nie chcą zmian? Ilu ich jest? Gdzie oni są? Czy ja ich znam? Bo oczywiście faktem jest, że są Polacy, którzy chcą zmian i są Polacy, którzy nie chcą zmian. Z tego punktu widzenia o wiele bardziej niebezpieczne jest drugie zjawisko, zjawisko fałszywej tożsamości. Tytuły, które zalewają wszystkie portale internetowe, tzn. „Polska przegrała głosowanie”, „Polska domaga się odszkodowań”, „Polska płacze po Janie Pawle II” itd. Polska robi często bardzo dziwne rzeczy: płacze, cieszy się, wstydzi, złości i tak dalej. Zawsze wtedy mówię „daj mi proszę telefon do Polski, chętnie do niej zadzwonię i zapytam, co Polska myśli, sądzi, dlaczego płacze, dlaczego się cieszy”. Bo rozumiem, że jeżeli ktoś pisze, że Polska coś robi, w coś wierzy, to taka osoba ma bezpośredni telefon komórkowy do Polski i z nią rozmawiała. Przecież skądś to wziął, wnioskuję, że Polska mu to po prostu powiedziała. To się wzięło z języka sportowego, gdzie w naturalny sposób komentatorzy sportowi, przez lata mówili, że „Polska wygrała mecz” albo „Polska przegrała”. Co jest oczywiście dopuszczalne w sytuacji, gdy mamy do czynienia z rozgrywkami sportowymi reprezentacji narodowych, bo reprezentacja jest ściśle zdefiniowana. Mamy drużynę narodową, która reprezentuje państwo, naród w rozgrywkach międzynarodowych na olimpiadzie i rzeczywiście to państwo albo wygrywa albo przegrywa, bo jego drużyna reprezentująca to państwo wygrywa lub przegrywa. Niestety ten język udzielił się językowi polityki i językowi poważnych wydawnictw. Od tego nie ma wyjątków, wszyscy w internecie piszą, że Polska coś robi, myśli, czuje itd. A Niemcy zrobiły coś innego, a Francja coś jeszcze innego. To są zdania z gruntu fałszywe. Tu też wpisuje się prawicowy argument „sankcje na Polskę”. Nie ma czegoś takiego jak sankcje na Polskę. Mogą być sankcje na polski rząd. Polska nie przegra w Strasburgu, przegrać może minister, albo premier, albo rząd, który reprezentuje państwo, ale nie Polska jako kraj. Ja zaliczam się do Polski i ja wyrok Trybunału Europejskiego odbieram jako moje osobiste zwycięstwo, i na pewno jest parę milionów ludzi w Polsce, którzy też tak uważają, bo nie identyfikują się ze swoim rządem. To, że przegrywa rząd, nie znaczy, że przegrywa Polska, ja nie przegrałem. To jest pułapka o tyle niebezpieczna, że funkcjonuje w mainstreamowym języku wszystkich mediów i ona buduje zmistyfikowaną tożsamość. Bo co to znaczy w umyśle odbiorcy? To jest powtarzanie w umyśle odbiorcy, że istnieje jakaś Polska, która jest jednością i której tożsamość reprezentuje władza. Władza przegrywa albo wygrywa głosowanie, więc Polska wygrywa i przegrywa. Reprezentacją narodową staje się władza. Chcąc nie chcąc, używając tego języka niezależne media wspierają propagandę władzy – budują zmistyfikowaną tożsamość.
Zmistyfikowana tożsamość i fałszywa jedność, obie mają drugie dno. Służą jako narzędzie do marginalizacji opozycji, wykluczenia inaczej myślących ze wspólnoty, narzuceniu monopolu jedynie słusznej prawdy, zakneblowaniu oponentów. Bo jeśli „Polska jest karana” a ja popieram sankcje na rząd za łamanie praworządności to znaczy, że jestem przeciw Polsce, jestem wrogiem Polski. Jeśli Polacy kochają rząd a ja nie kocham to nie jestem Polakiem. To bardzo skutecznie narzędzie nie tylko propagandy, ale także polityki. Proszę przypomnieć sobie o „donosach na Polskę w Brukseli”. W efekcie PiS skutecznie sparaliżował Platformę, która w PE nie głosowała w obronie praworządności a sześciu posłom, którzy wyłamali się z dyscypliny grożono karami. Szantaż wykluczeniem okazał się skuteczny.
Które media wykorzystują język manipulacji?
Język fałszywej jedności i zmistyfikowanej tożsamości jest eksploatowany przez propagandę władzy. Paski TVP to wybitny wręcz popis manipulacji. Na przykład zdanie: „Silna Polska irytuje Niemców” jest całe wielką manipulacją językową. Co to jest „silna” Polska? Pod jakim względem silna? W jakiej dziedzinie? Czy ta siła jest realna? Czy rzekoma siła Polski to fakt czy opinia? Czy siłę tę można skwantyfikować? Jaką miarą mierzymy siłę państw? Czy to maria powrzechnie przyjęta jako standard? W jakiej dziedzinie? Czy można ją porównać różne kraje? Jak Polska wypada na ich tle? Co jest punktem odniesienia do oceny „siły” Polski. Czy Polska może być silna pod każdym względem? Co autor paska miał na myśli pisząc Polska? Gospodarkę, wspólnotę mieszkańców, kulturę? W jaki sposób irytuje? Jak to się objawia? Jak zmierzono poziom irytacji? Ile obecny poziom irytacji wynosi na skali irytacji? Jest wyższy niż poprzednio? Czy wzrost irytacji można przypisać owej jakkolwiek rozumianej Polsce? Czy zachodzi pomiędzy „siłą” „Polski” i „irytacją” „Niemców” zależność przyczynowo – skutkowa? W jaki sposób ją zmierzono? Ilu Niemców wyraziło swoją irytację silną Polską. I tak dalej. Paski telewizyjnej propagandy już niedługo posłużą jako materiał dydaktyczny do uczenia dzieci krytycznego myślenia, rozumienia tekstów. To skrajne przejawy czystej propagandy. Na temat tego jednego zdania można napisać cały artykuł. Ten język jest obecny wszędzie. Także w niezależnych mediach. Niestety wszyscy jesteśmy skażeni językiem propagandy.
Winy można upatrywać w szkołach, które nie uczą jak radzić sobie z tego rodzaju manipulacją?
Gorzej, dzieci są uczone w szkołach zmistyfikowanej tożsamości. Wystarczy spojrzeć, jak dużą część podręczników do języka polskiego zajmuje romantyzm, jak istotnie jest on w szkole eksploatowany, jak bardzo duch polski ukształtowany jest na romantyzmie. A przecież to właśnie romantyzm dawał ducha narodu, jedność, Polskę na krzyżu rozpiętą, jak Chrystus umęczoną. Polska cierpiała, Polska się budziła, Polska walczyła, Polska była sprawiedliwa, czysta i cnotliwa. Polska miała cześć (zbrukaną) i honor (wieczny), wolę (niezłomną) i ducha (niezwyciężonego) i tak dalej. Polska wtedy po raz pierwszy wstawała z kolan. To romantycy wymyślili tę historię, teraz tak eksploatowaną przez polityków. Dzieci są uczone w szkole zmistyfikowanej tożsamości, ten język jest powszechnie wpajany w polskim systemie edukacji, potem na patriotycznych mszach. Romantyzm zdominował polski język patriotyczny do tego stopnia, że trudno nam myśleć o ojczyźnie, patriotyzmie, wspólnocie narodowej innymi językiem, w inny sposób. Budując fałszywą jedność i zmistyfikowaną tożsamość, otwiera drzwi do dyktatury. Język i mitologia nazistowskich Niemiec jest najlepszym przykładem tego mechanizmu.
Jak zatem nauczyć się myślenia świadomego, jak stać się czujnym na wszystkie te zabiegi?
Przede wszystkim, co mówiłem wiele razy, apeluję do redakcji w Polsce, do mediów niezależnych: nie wpisujcie się w narrację propagandy władzy, w autorytarny język zmistyfikowanej tożsamości i fałszywej jedności. Robicie to w sposób bezwiedny, ale nagminnie, codziennie. To jest pierwsza kwestia, aby dziennikarze, publicyści, wydawcy zwracali na to uwagę, to jest kwestią fundamentalną, aby to się nigdzie nie pojawiało. Szczególnie w tytułach. Ja rozumiem, że takie tytuły dobrze się klikają, bo są budowane na pozór sensacji, że Polska coś zrobiła, a Francja zrobiła inaczej, bo się z Polską nie zgadza. Był taki rysunek Raczkowskiego: lekcja w szkole, pani nauczycielka pyta uczniów „czy ja się z Polską muszę zgadzać nawet, gdy Polska nie ma racji?”. Musimy patrzeć na to, co piszemy szczególnie w leadach i tytułach, żeby ani zmistyfikowana tożsamość, ani fałszywa jedność się w nich nie pojawiały. Wiem, że to jest myślenie na skróty, ale w tym momencie chcąc nie chcąc bezwiednie wpisujemy się propagandę autorytarną, czego trzeba się wystrzegać.
Gdy rozmawiamy o fake newsach, to pojawia się również kwestia wolności słowa. Czy walka z fake newsami nie jest po trosze walką z wolnością słowa?
Wolność słowa polega na tym, że istnieje także wolność kłamstwa. O wiele groźniejsza jest próba ograniczania kłamstwa cenzurą, niż zalew fake newsów. Próba ograniczania kłamstwa cenzurą zawsze powoduje, że kłamstwo kwitnie, a to prawda jest ograniczana. Cenzura zawsze działa w jedną stronę: przeciwko prawdzie. To są bardzo popularne sposoby ograniczania wolności prasy, niszczenia wolności mediów. Nagle władza przypomina sobie właśnie o problemie fake newsów, rozpoczyna kampanię przeciwko kłamstwu i ta kampania kończy się uchwaleniem prawa o gigantycznych karach finansowych nakładanych na redakcje za domniemane kłamstwa. Problem polega na tym, że o tym czy to jest kłamstwo czy nie zdecyduje sąd, który jest podległy władzy, a o tym czy należy w tej sprawie wszcząć postępowanie decyduje prokuratura, która jest podległa władzy. To jest po prostu uniwersalny sposób do zakneblowania niezależnych mediów. Nie cenzura zatem lecz systematyczna jawność jest lekiem na zakłamanie. Kłamstwo należy za każdym razem ujawniać. To trudne, bo przyzwyczailiśmy się do zalewu kłamstw. W psychologii nazywa się to habituacją na bodziec. Polega to na przyzwyczajeniu się do pewnego stale powtarzanego bodźca, który spotkany pierwszy raz wywołuje szokujące wrażenie, a po którymś razie przechodzi kompletnie niezauważony. Tak samo jest z kłamstwem, pierwsze szokuje, a setne nie. W polskiej polityce są osoby, które zdają sobie sprawę, że mówienie kłamstw jest bezkarne, bo ludzie się do tego przyzwyczaili. Dla części elektoratu te kłamstwa są wręcz poręcznym narzędziem racjonalizacji tego w co wierzą. Ale to co my, jako wolne media możemy zrobić, to np. wyobrażam sobie, że we wszystkich programach telewizyjnych prowadzonych na żywo, w momencie, gdy prowadzący widzi, że gość kłamie, powinien podnosić małą czerwoną chorągiewkę, nic więcej, nie wdawać się w dyskusję, ale alarmować, że ten człowiek zaczyna kłamać. To mogłoby podziałać na polityków dyscyplinująco.
A jak radzić sobie w innych przestrzeniach, np. na platformach społecznościowych, forach, poza mediami profesjonalnymi?
Jeżeli pojawia się opinia, nawet nie zgodna ze zdrowym rozsądkiem, to ja nie mam nic przeciwko temu. Na tym polegają media społecznościowe i wolność wyrażania opinii, że każdy może mieć taką opinię jaką chce. Możemy się z tą opinią nie zgadzać, możemy z nią dyskutować, może ona nam być obojętna i możemy na nią w ogóle nie reagować, ale prawo do wygłaszania opinii ma każdy. Problemem nie są opinie, ale kłamstwa niezgodne z faktami, i mieszanie opinii z faktem. Chyba najnowsze, najbardziej niebezpieczne kłamstwo było to, kiedy pan prezydent Donald Trump powiedział, że koronawirusa można wyleczyć wstrzykując sobie środek dezynfekujący. To nie była opinia, bo on nie powiedział „ja myślę”, „ja tak sądzę” czy „wydaje mi się”. On to przedstawił jako fakt, oczywiście nieprawdziwy, bo to jest kłamstwo. W internecie również pojawiają się takie rzeczy i na to nie ma chyba rady, bo cenzura nie szkodzi kłamstwu, ale knebluje prawdę.
Czy odporność Polaków na takie kłamstwa różni się od odporności obywateli innych krajów?
Polacy w stosunku do mieszkańców innych krajów częściej cierpią na wtórny analfabetyzm. 70% Polaków nie jest w stanie powtórzyć treści tekstu, który przeczytało, a 3/4 Polaków po przeczytaniu rozkładu jazdy autobusów nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, kiedy odchodzi ostatni autobus. Polska szkoła nieskutecznie uczy czytania i pisania oraz rozumienia przeczytanych treści, w ogóle nie uczy krytycznego myślenia.
Jak brzmi „złota rada” na to, by radzić sobie z fake newsami?
Trzeba zadać trzy pytania. Pierwsze pytanie jest takie czy autor podaje fakt, czy opinie czyli pisze o tym, w co wierzy, co mu się wydaje. Drugie pytanie, które należy sobie zadać to pytanie o to, czy ja się z tym zgadzam. To jest pytanie pomocnicze. Można się nie zgadzać z opinią, ale nie można się zgadzać lub nie zgadzać z faktem. Te dwa pytania pomogą odróżnić fakt od opinii. Trzecie pytanie to pytanie o to, co sugeruje wielki kwantyfikator, czyli „którzy Polacy?”, „jacy Polacy?”, a jeśli mówimy o Polsce to poproszę o numer telefonu do niej.