Jezus w Polsce umiera prawie każdego dnia. Na granicy odbywają się prawdziwe igrzyska śmierci (Newsweek 15.07.2023)
28 lipca 2023
Jedna ofiara to tragedia, setki ofiar to statystyka. Dopiero osobiste relacje, przeżycia świadków i sprawców tragedii na polskiej granicy z Białorusią pokazują bezmiar cynicznego okrucieństwa.
12-letnia dziewczynka bez palców u nóg. Skutek odmrożeń. Parokrotnie wyrzucana przez Straż Graniczną przez granicę. To dziecko tułało się w lasach puszczy od stycznia do czerwca – sześć miesięcy. W skrajnych warunkach. Wegetując bez wody i schronienia. Śpiąc na ziemi.
Nieprzytomny człowiek w hipotermii po dniu w szpitalu karetką odtransportowany na granicę. Porzucony w lesie. Na pewną śmierć. Trudno sobie wyobrazić bezmiar okrucieństwa. Ludzie wyrzucani po kilkanaście razy wbrew prawu międzynarodowemu, konwencji genewskiej, często przy łamaniu „tymczasowych środków”, czyli postanowieniu wydanemu przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Bezprawie na granicy
Uchodźców na granicy przed polskim bezprawiem nie chroni nic. Straż Graniczna unika jedynie mediów. Tylko drastyczne obrazy i relacje z tragedii powstrzymują sprawców przed kolejnym aktem bezprawia.
Mikołaj Grynberg zatytułował swoją książkę, zbiór rozmów z ludźmi granicy, „Jezus umarł w Polsce”. Prawda jest bardziej brutalna: Jezus w Polsce umiera prawie każdego dnia.
Po pierwsze: umierają ludzie. Wycieńczeni, z głodu, pragnienia, zimna i wilgoci. Ile czasu można przetrwać samemu w puszczy? Jakie są granice ludzkiej wytrzymałości? Gehennę uchodźców można porównać jedynie do doświadczeń holokaustu i męczeństwa Żydów. I tak jak wtedy, są ludzie, którzy ratują, niosą pomoc, goszczą w swoich domach. Narażając się na konsekwencje.
Państwo PiS stawia im zarzuty o handel ludźmi. Do 8 lat więzienia. Jaką trzeba wykazać się odwagą, by dzisiaj narażać się w ten sposób? I tak jak wtedy ukrywający muszą ukrywać się przed sąsiadami. Bo większość donosi. Dzwonią do Straży Granicznej, gdy spotkają uchodźców. Najbardziej gorliwi sami „polują na ciapatych”. Z relacji rozmówców Grynberga wyłania się przerażający obraz polskiego rasizmu. Rasizmu usankcjonowanego przez państwo i jego służby. Oto bowiem, jednych uchodźców wojennych przyjmuje z otwartymi ramionami. Choć są ich setki tysięcy. Innych wysyła na śmierć w lesie lub tortury po białoruskiej stronie.
Niekończące się pushbacki
Uchodźcy są traktowani przez Białorusinów nieludzko. Kobiety są nagminnie gwałcone. Mężczyźni bici. Jedni i drudzy szczuci psami i pod groźbą karabinów wysyłani na polską granicę. Z tej pułapki nie ma ucieczki. Nie można już wrócić do siebie. Ofiary mają jedno wyjście: próbować do skutku, do bezpiecznych Niemiec lub śmierci.
Pushbacki nie są żadnym rozwiązaniem. Potęgują jedynie cierpienie ludzi bez wyjścia. Na polskiej granicy odbywają się prawdziwe igrzyska śmierci. Wszyscy są ofiarami bezdusznego systemu.
Jak zawsze najbardziej cierpią najsłabsi. Uchodźcy z Syrii, Jemenu, Iraku, Afganistanu, Kurdowie. Ludzie uciekający od wojny i prześladowań. W relacji Grynberga przewija się jedna rozpaczliwa nuta – pytanie: dlaczego?
Dlaczego Polska nie przestrzega prawa? Dlaczego konwencja genewska jest łamana? Dlaczego o losach tych ludzi decyduje przypadek. Jednych przyjmuje się w ośrodkach dla uchodźców i rozpatruje wnioski azylowe zgodnie z prawem, większość wysyła się z powrotem w ręce białoruskich oprawców.
Dobrzy i źli uchodźcy
Dlaczego uchodźców wojennych z Ukrainy traktuje się skrajnie inaczej niż tych z Syrii? Jedni i drudzy są ofiarami Putina. Czy kolor skóry jest tym decydującym o bezpiecznym życiu lub śmierci w puszczy kryterium? Bo przecież nie religia — duża część uchodźców to chrześcijanie. Tych także wyrzuca się „na druty”. Umęczeni okrucieństwem ludzie nie mogą tego zrozumieć.
Ofiarami bezdusznej polityki są mieszkańcy. I ci którzy wydają, i ci którzy chronią. Trauma skrajnych przeżyć zostanie z nimi na lata. Tak samo jak z traumy uczestnictwa w zagładzie Żydów nie możemy się podnieść do dzisiaj. Ludzie niosący pomoc nie umieją poradzić sobie ze skrajnym, traumatycznym doświadczeniem, gdy muszą zostawić wyczerpane ofiary w lesie. Zostawić przerażonych, wycieńczonych ludzi samych na mrozie i w ciemności to doświadczenie graniczne. I o tym także jest ta książka.
Nikt z tych skrajnych doświadczeń nie wychodzi bez ran. Także sprawcy – strażnicy graniczni. Wykonują bezduszne rozkazy, wyrzucając ludzi w ciemność „na druty”.
Mikołaj Grynberg: wyrzucał pan ludzi za druty? My mówimy: na druty. Wyrzucał pan? Tak. Dzieci też? Też. Zimą też? Też.
Jak potem wrócić do ciepłego domu i bawić się z własnymi dziećmi? Usprawiedliwienia są takie jak zawsze: kredyt do spłacenia, nie ma innej pracy, rok do emerytury. Zło jest banalne. Koniec końców ma zawsze ludzką twarz. Twarz małych, codziennych, osobistych kompromisów. I tak samo jak aktywistów, tak okrutnych sprawców dopada bezsenność, depresja i rozpacz.
M. Grynberg: Co się panu śni? Strażnik: Już mam dosyć tej rozmowy. Pan po prostu nie chce mnie zrozumieć, a ja jestem w takiej sytuacji, że niezależnie co bym teraz zrobił, to i tak jestem przegrany.
W igrzyskach śmierci wszyscy są przegrani.
PiS gra uchodźcami
Jedynym beneficjentem okrucieństwa i skrajnego zła jest autorytarny reżim. Tylko taka władza karmi się nieszczęściem zwykłych ludzi, tragedią nienawiści. Propaganda przedstawia ofiary jako narzędzie wojny hybrydowej. Nie ma wątpliwości, że Putin wraz z Łukaszenką wykorzystują tych bezbronnych ludzi w tym celu. Kaczyński robi to samo. Ta prowokacja im się doskonale udała. Traktowanie uchodźców na polskiej granicy kompromituje polską praworządność i europejską demokrację.
Kaczyński w niczym nie jest lepszy od Łukaszenki. Uchodźców traktuje tak samo. Może z jednym wyjątkiem – w Polsce nie szczuje się ich psami. Obaj przerzucają bezbronnych przez druty. W tym samym propagandowym celu. Łukaszenko chce skompromitować europejską praworządność, Kaczyński chce zbudować mit obrońcy ojczyzny.
Cyniczne okrucieństwo na granicy nie ma innego celu. Uchodźców jest stosunkowo niewielu. To parę tysięcy osób. W czasie drugiej wojny w Czeczenii przyjęliśmy 70 tys. uchodźców z tego kraju i nikt tego nie zauważył.
Strażnicy Graniczni łamiąc polskie i międzynarodowe prawo narażają się na poważne konsekwencje karne. Polskie sądy wielokrotnie potwierdziły, że pushbacki są nielegalne. Bezpośrednim sprawcom i ich rozkazodawcom grozi odpowiedzialność: „Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Ich gorliwość jest o tyle paradoksalnie bezsensowna, że narażając się na więzienie chronią deklarowanych wrogów własnych mocodawców: Niemców. Celem zdecydowanej większości prześladowanych przez nich ludzi są przecież Niemcy. Warto się narażać?
To retoryczne pytanie, bo bonusem w igrzyskach śmierci są słupki w krajowych sondażach. Propaganda rządu przedstawia uchodźców jako potencjalnych gwałcicieli. Rasistowskie stereotypy bardzo często odnoszą się do seksualnych lęków i kompleksów. TVP gra na tym instrumencie wytrwale. Z sukcesem: większość Polaków popiera wyrzucanie ludzi za druty.
A prawda jest banalna. Polska przeżywa kryzys demograficzny. Orlen buduje miasto dla robotników z zagranicy. Rząd wydał 136 tys. pozwoleń na pracę dla obywateli z krajów muzułmańskich. Absurd polega na tym, że przyjmujemy masowo robotników, ale dobrze wykształconych, zamożnych uchodźców wyrzucamy za granicę. Szlak białoruski jest najdroższym szlakiem migracji do Europy. Trzeba kupić bilet lotniczy do Stambułu, białoruską wizę, przemytnika. To kosztuje parę tysięcy dolarów. W puszczy umierają najbardziej przedsiębiorczy, często dobrze wykształceni i stosunkowo zamożni ludzie. Miasteczko Orlenu przyjmuje robotników.
Już słyszę tą propagandę: „Dlaczego nie przechodzą przez legalne przejście graniczne?” Bo zostało zamknięte. Bo są pędzeni jak niewolnicy na polski mur. Bo nie mają innego wyjścia. To nie są emigranci zarobkowi, tych zatrudnia Orlen, to są uciekinierzy.
Jezus umiera w Polsce każdego dnia. Z głodu, zimna, pragnienia. Cyniczny wyrachowany polityczny interes skazał go na śmierć. I to my, zwykli Polacy, sondażowa większość, jesteśmy za tę bezsensowną zbrodnię odpowiedzialni. Bo gehenna uchodźców będzie trwać, dopóki się będzie politycznie opłacać. Dlatego „Jezus umarł w Polsce” Mikołaja Grynberga jest tak ważną lekturą. Może obudzi nasze sumienia?
Jakub Bierzyński