Padł mit Jarosława Kaczyńskiego. (wp.pl)
30 stycznia 2019
“Partia buduje wieżowiec. To nie do obrony” – przyznaje sam Jarosław Kaczyński w rozmowie opublikowanej dzisiaj przez “Gazetę Wyborczą”. Obraz, jaki się wyłania z opublikowanych taśm, jest dla Prawa i Sprawiedliwości oraz osobiście dla Kaczyńskiego fatalny.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński. (Forum, Fot: Adam Chełstowski)
Niby media od lat publikowały dokumenty związane z majątkiem spółki Srebrna, Fundacji Prasowej Solidarności i Instytutem im. Lecha Kaczyńskiego. Ale co innego suche fakty, a co innego żywy głos prezesa. Ta taśma zrobi piorunujące wrażenie szczególnie na wyborcach Prawa i Sprawiedliwości.
Smród ten sam, co na “taśmach prawdy”
PiS padł ofiarą broni, którą sam stosował. Nie może zignorować nagrań. Sam przecież zrobił wiele, by Polacy uwierzyli w prawdę nagraną na taśmach w restauracji “Sowa i Przyjaciele”. Im bardziej nagrania mają nieformalny charakter, im bardziej rozmowa jest poufna, tym bardziej wiarygodne są słowa wypowiadane w jej trakcie. Po tamtej “aferze taśmowej” i “ośmiorniczkach”, trudno będzie zdezawuować zawartość taśm opublikowanych teraz przez “Wyborczą”.
A zawartość jest dla Jarosława Kaczyńskiego wyjątkowo kłopotliwa. Godzi bowiem w sedno mitów założycielskich jego formacji politycznej. Podważa intencje publicznego zaangażowania. Rujnuje wiarygodność prezesa. Upada bowiem mit ascetycznego przywódcy. Kaczyński zachowuje się jak bezwzględny biznesmen całkowicie świadomy faktu, że przekracza normy i robi to dla pieniędzy. Nie chce zapłacić za zamówione usługi próbując wyłgać się stanowiskiem zarządu spółki, którą całkowicie kontroluje. Na telefon dysponuje nieograniczonymi funduszami. Kredyt z państwowego banku ma dostać dzięki partyjnym układom. Na taśmach nie ma twardych dowodów przestępstwa. Nie ma też wulgarnego języka, który utopił polityków PO w aferze taśmowej, ale jest ten sam smród. Smród niejasnych interesów, instrumentalnie traktowanej polityki, nieformalnych powiązań i traktowania państwa jak partyjnej skarbonki.
Kaczyński przez lata tropił “układ”. Mityczne związki polityki z biznesem. Zarzucał oponentom uwłaszczanie się na postkomunistycznym majątku, nomenklaturowe powiązania. “Musimy wygrać w Warszawie, żeby to się udało” – mówi Kaczyński o sprzedaży pod gigantyczny biurowiec działki spółki Srebrna w centrum Warszawy. Działki, którą PiS odziedziczył po komunistycznym wydawnictwie Expresu Wieczornego. Słowa te obnażają instrumentalny stosunek do polityki. Pada mit o bezinteresowności prawicowych patriotów.
Cała retoryka partii rządzącej obraca się teraz przeciw niej samej. Nowego znaczenia nabierają słowa: “Do polityki nie idzie się dla pieniędzy” lub “kto chce swoją pozycję polityczną spieniężać, musi odejść”. Jak teraz spojrzeć w oczy własnym wyborcom? Bo to oni mogą czuć się najbardziej rozczarowani. Ci, którzy zaufali dobrym intencjom Kaczyńskiego. Co najważniejsze, afera dotyczy bezpośrednio i personalnie prezesa. Człowieka, który był głównym nośnikiem mitu. Kaczyński – skromny, żyjący jak zwykły człowiek – był żywym dowodem na potwierdzenie własnej propagandy. Do dzisiaj.
Cel już nie uświęca środków
I to właśnie dzięki niemu PiS był do tej pory tak odporny na krytykę opozycji. Kolejne afery (SKOK-i, KNF, Misiewicze, KGHM, Polska Grupa Zbrojeniowa, Ministerstwo Zdrowia) w niewielkim stopniu przekładały się na wyniki sondaży. PiS odgrywał starą dobrą grę w dobrego cara i złych bojarów. Sprawiedliwy i surowy wódz rytualnie łajał swych podwładnych samemu pozostając poza cieniem podejrzenia. To on był żywym symbolem skromności, czystych intencji i bezinteresowności w polityce. Zamach na praworządność, łamanie Konstytucji, urągający standardom tryb legislacji można było bronić zasadą “cel uświęca środki”. Do czasu, gdy sam cel jest czysty a wódz poza podejrzeniem.
Po publikacji taśm bardzo trudno będzie przekonać do czystych intencji nawet własnych zwolenników. Po pierwsze dlatego, że przez lata propagandy zarzucającej wszystkim wokół materiale intencje i kryminalne praktyki te argumenty stały się obosieczną bronią. Po drugie opozycja będzie robić wszystko by przekonać Polaków, że skromność Kaczyńskiego nie jest dowodem na bezinteresowność, lecz sprytną przykrywką, alibi dla nieczystych interesów.
Niedawne zatrzymanie Bartłomieja M. dodatkowo komplikuje linię obrony. Propaganda PiS próbowała przedstawić ten fakt jako dowód na przejrzystość ekipy sprawującej władzę: w odróżnieniu od naszych przeciwników, nie mamy świętych krów. Najbliższe dni będą surowym testem wiarygodności tych sloganów. Opozycja będzie ten cytat wykorzystywać do bólu.
Zrobić z prezesa ofiarę – karkołomne zadanie
Prawo i Sprawiedliwość nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Podważanie taśm jako źródła wiedzy (nielegalne podsłuchy są niewiarygodne) będzie karkołomne. Bagatelizowanie problemu – fakty są znane od lat, nie prowadzone są postępowania prokuratorskie w tej sprawie – także. Nie o fakty w tej aferze przecież chodzi, lecz o intencje, cele i zamiary. Nie można znaleźć i poświęcić kozła ofiarnego – sam prezes jest bohaterem afery.
Pozostają dwa wyjścia. Po pierwsze prosta negacja. Słaba linia obrony, bo nie można nawet zrzucić winy na tych co zawsze: zagraniczne wpływy, obcy wywiad, prowokacja służb. Łatwo wskazać źródło przecieku. To nie polityka, lecz interesy i wspólnik, który poczuł się oszukany przez Kaczyńskiego. Zrobienie z prezesa ofiary politycznej nagonki będzie dla propagandy państwowych mediów zadaniem karkołomnym.
Drugie wyjście to wariant putinowski. Prezes przechodzi w stan politycznej hibernacji i próbuje przeczekać burzę oddając stery następcy. Do takiej roli przygotowany był od dawna Mateusz Morawiecki. Premier może przeprosić za słabości i rozpocząć kampanię “prawdziwej zgody narodowej” i naprawy błędów. To scenariusz mało prawdopodobny. Kaczyński to partia, a partia to Kaczyński. Trudno sobie wyobrazić, że PiS przetrwa w jedności choćby pozorną zmianę przywództwa.
Tak jak w przypadku taśm u Sowy, na taśmach Kaczyńskiego nie ma konkretnych dowodów przestępstwa, ale to nie szkodzi by, tak jak poprzednio, nie stały się początkiem jego politycznego upadku. Nie ma bardziej bolesnych operacji w polityce niż brutalna demaskacja mitów, na których się ją prowadzi.
Jakub Bierzyński