Polak na biegunach (Newsweek)
5 marca 2018
Z jednej strony przecenia i idealizuje swój wizerunek, z drugiej deprecjonuje to, czym w istocie jest. Bez końca sam siebie karze i nagradza. Rozpięty pomiędzy biegunami, popada w skrajności – ale zawsze na najwyższych emocjach
Narcyz skoncentrowany jest wyłącznie na sobie. Ku sobie koncentruje całe swe libido – zainteresowanie, ciekawość, miłość, pragnienie nieustannego kontaktu z własną osobą, ale także destrudo – agresja, sadyzm, złość. Stąd silne wahania nastroju – od miłości i samouwielbienia do samoponiżenia, depresji, poczucia niższości. Narcystyczny bordeline to osoba niepewna, paraliżowana przez spojrzenia innych. Czuje się stale obserwowana i oceniana. Każda krytyka jest klęską. Każda rysa na idealnym wizerunku – katastrofą i powodem do gwałtownej zmiany: z niepewności do agresji. Z agresji do euforii i uwielbienia. Pozornie chorobliwie pewny siebie, nie zważa na opinie innych, wywyższa się, buduje poczucie własnej wartości poniżając wszystkich dookoła. W wyniku bolesnych doświadczeń z przeszłości schował swoje prawdziwe ja i zastąpił je kompensującym braki, fałszywym wizerunkiem, który zastępuje mu właściwą osobowość. W głębi duszy czuje się brzydki, głupi, słaby, niegodny szacunku. Żyje w nieustającym lęku przed demaskacją. Lęk uruchamia mechanizmy obronne: agresję i pychę. Koło się zamyka.
Poznajecie?
Narcyz bez skazy
Tak – to Polak. Część tego obrazu nosi na dnie serca każdy z nas. Jest jak piętno którego nie umiemy się pozbyć. Wspaniałomyślny i bohaterski (patriotyczne zrywy, za wolność waszą i naszą) bywa egoistyczny i podły (zarazki i drobnoustroje, Jude Raus). Raz siebie wielbi (husaria, naród bohaterów, pierwsza demokracja, konstytucja), by jednocześnie nienawidzić (ludzie kradną, są źli z natury, Polacy nie zasłużyli na wolność). Na codzień czerpie satysfakcję z przypominania, że w różnych drobnych kwestiach jest/był lepszy niż inni (nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem). Bywa oceniający, krytyczny, sarkastyczny, posługuje się stereotypami (Niemcy to naziści, Czesi to tchórze). Żyje w przekonaniu, że własne obietnice do niczego go nie zobowiązują. Skupienie na sobie sprawia, że wypełnia je jedynie wtedy, jeśli służy to jego własnym interesom. Zasady są dla innych. Nie liczy się z regułami, więc może bez oporów je łamać: nie przestrzega przepisów drogowych, prawo często lekceważy. Krzywdy wobec innych skutecznie wypiera (Zaolzie, Wilno, kolonizacja kresów).
Nie tylko łamie zasady, ale wręcz się tym szczyci. Jest przecież wyjątkowy, więc wolno mu więcej. Złapany ma gotowe wytłumaczenie – „zmieszczę się”, „będzie dobrze”. Machinacje i egocentryzm chronicznego narcyza często kończą się źle, lecz narcyz nie bierze za nic odpowiedzialności; obarcza winą własne ofiary, szuka niezliczonych wymówek. W skrajnej formie potrafi oznajmić światu, że jest bez skazy, idealny, poza podejrzeniem, bo sama jego wyjątkowość o tym świadczy, po czym uchwala stosowną ustawę.
Potrafi czarować (tradycyjna gościnność, Euro 2012), lecz reaguje agresją na najdrobniejszą nawet krytykę (spór z Izraelem, Ukrainą, UE, całym światem). Na zewnątrz zakochany w sobie, w głębi duszy sam siebie nie znosi. Wydaje mu się, że sam już nie istnieje poza rolą, którą gra. Tej grze towarzyszy stałe napięcie i lęk przed zdemaskowaniem. Z jednej strony przecenia i idealizuje swój wizerunek, z drugiej bezpodstawnie deprecjonuje to, czym w istocie jest. Bez końca się karze i nagradza. Rozpięty pomiędzy biegunami, popada w skrajności. Jest stale na najwyższych emocjach: od triumfu po klęskę, od euforii po apatię, od samouwielbienia po autoagresję.
Narcyz wstaje z kolan
Anna Zajenkowska z grupą psychologów położyła „Polskę na kozetce”, próbując opisać nasz narodowy charakter językiem psychologii. Moim zdaniem kliniczny portret narcyza pasuje jak ulał. Mamy przecież fundamentalny problem z tożsamością. Definiując wyidealizowaną tożsamość w kontrze do wyimaginowanej tożsamości innych, obcych, sami miotamy się pomiędzy poczuciem wyższości, a postpańszczyźnianymi, feudalnymi kompleksami. Tworzymy pojęcie zbiorowego podmiotu – mitycznego Narodu Polskiego – uogólniając przypisane mu w ten sposób cechy na całą zbiorowość. I tak to Polska jest upokorzona w Brukseli, a nie Beata Szydło. To Polska wstaje z kolan. Polskę obrażają obcy i tak dalej… Ustawa o IPN jest skrajnym przykładem myślenia magicznego. Bronimy wyidealizowanego wizerunku wyśnionego Narodu, grożąc karami więzienia każdemu, kto mógłby na owym wizerunku zrobić najmniejszą choć rysę.
Winni są zawsze inni. My uciekamy przed odpowiedzialnością za własną historię, za niepowodzenia, za błędy. Gdy ocaleni z Zagłady mówią o szmalcownikach, donosicielach i polskich policjantach w czasie okupacji, to dopuszczają się szkalowania Narodu Polskiego. Gdy zdarza się katastrofa to musi być zamach, bo Polak jest pilotem idealnym. Nie popełnia błędów. Gdy Unia Europejska zwraca uwagę, że rząd nie przestrzega zasad i wartości wspólnoty, do której dobrowolnie należy, podnosimy krzyk o zamachu na suwerenność, o godności narodowej.
Wstajemy z kolan – stale. Jak byśmy byli bez przerwy czymś/przez kogoś upokarzani. Symptomatyczne: nie umiemy wskazać źródła upokorzeń, ale jesteśmy pewni ich istnienia. Dlaczego? Bo one są w nas samych. Nigdy nie przestaniemy wstawać z kolan, bo na kolanach jesteśmy w głębi własnej duszy.
Narcyz na Nanga Parbat
Język debaty publicznej nasączony jest agresją, przemocą, groźbą i pogardą. Gdy na Nanga Parbat dzieje się tragedia wspinaczy, fakt ten interpretowany jest natychmiast w kategoriach narodowych mitów: bohaterscy Polacy idą na ratunek.
Kiedy w New York Times publikuje artykuł, w którym nie wymienia narodowości członków wyprawy ratunkowej, wybucha w mediach społecznościowych histeria i nikomu nie przeszkadza, że jednym z nich jest Rosjanin Denis Urubko, a polskie media notorycznie ten fakt ignorują. Rosjanin nie pasuje to toposu bohaterskich Polaków poświęcających życie dla druha – Polaka w dowodzie narodowej solidarności.
W sieci pojawiają się komentarze atakujące Elizabeth Revol za to, że ratowała się sama, nie pomogła POLAKOWI! Na fali patriotycznego wzmożenia bohaterem staje się nikomu wcześniej nieznany wspinacz, a główną jego cechą jest narodowość. I tu uruchamia się równie narcystyczna autoagresja. I tak bez końca.
W ten sposób dyskutujemy na każdy temat. Niezależnie od tego, czy to kwestia historycznej wagi (rozbiory, powstania), czy bieżące wydarzenia (tragedia na Nanga Parbat). Nieważne czy to katastrofa smoleńska, czy polityka międzynarodowa. Emocje narastają.
Z czasem stan pacjenta szybko się pogarsza. Gdy rozum śpi budzą się demony; obracamy się wśród zwidów, trupów, symboli, narodowych fantasmagorii – coraz gorzej odróżniamy rzeczywistość od urojeń chorego umysłu.
W ten sposób nie tylko nie rozwiążemy żadnego problemu, ale także nie jesteśmy w stanie niczego się nauczyć. Ani z własnych sukcesów ani z błędów. To jest jak chocholi taniec w pokoju krzywych luster, tyle że nie jest śmiesznie – jest coraz straszniej. Agresja rośnie nieprzerwanie, emocje sięgają zenitu. Pytanie – kiedy pojawi się przemoc.
Przebudzenie narcyza
Dobra wiadomość jest taka, że nawet tak głębokie zaburzenia osobowości podlegają leczeniu. To wymaga czasu, cierpliwości i pracy, ale przede wszystkim dobrej woli. Po pierwsze musimy zdać sobie sprawę ze smutnej diagnozy. Jak w leczeniu alkoholizmu. Przyznanie się do choroby jest koniecznym krokiem jej leczenia: „jestem Polakiem i jestem narcyzem”.
Po drugie pogodzić się z tą diagnozą.
Po trzecie zacząć nad sobą pracować. Wojciech Eichelberger: „tylko istotne duchowe przebudzenie może narcyza uratować. Odnalezienie tożsamości najgłębszej i prawdziwej – niedającej się zakwestionować i niewymagającej żadnego lustra ani potwierdzenia. Zwykle punktem wyjścia do takich poszukiwań jest jakieś poważne życiowe niepowodzenie i wynikająca z niego ciężka depresja”.
Czy już jesteśmy w tym punkcie?
Zbiorowość, która ustawicznie wypiera prawdę o samej sobie, żyje w ciągłym strachu, że prawda ta zostanie ujawniona i w formie koszmaru powróci. Polski współczesny antysemityzm ma korzenie w tym pierwotnym lęku. Trudno żyć ze świadomością, że pokolenie naszych dziadów dopuściło się zbrodni ohydnej; rabunku na trupach trzech milionach zamordowanych przez nazistów sąsiadów – polskich Żydów. To dlatego temat roszczeń majątkowych wraca jako czysta projekcja nieczystego sumienia – główny motyw dyskusji o Zagładzie.
Mamy wielki kompleks niższości wobec Zachodu, który swym dobrobytem, cywilizacyjnym rozwojem, zamożnością, ale też stopniem społecznej organizacji i poziomem codziennej kultury, onieśmiela nas i jednocześnie upokarza.
Mamy kompleks niewolnika – pańszczyźnianego chłopa żyjącego na granicy biologicznego przetrwania. Silne podskórne przekonanie, że jesteśmy kimś gorszym i ciągła potrzeba porównań. Stąd nieustające konfrontacje, budowanie dumy narodowej – pokraczne, żałosne i wypaczone, bo wypływające nie z triumfów, lecz z wielbienia własnych klęsk, poległych i tragicznych bohaterów.
Żeby wyrwać się z choroby, musimy zaakceptować siebie, jakimi jesteśmy. Pogodzić się z narodowymi wadami. Skonfrontować z najgłębszymi kompleksami. Poszukać wartości najważniejszych, fundamentalnych i na nich zacząć budować. Zaprzyjaźnić szczerze z sąsiadami. Rozliczyć się z tego, czego się wstydzimy. Porzucić toksyczną i dla świata groteskową martyrologię, która zatruwa nasze dusze jak heroina – dając krótkie ukojenie uzależnionemu.
Musimy odrzucić wielki kwantyfikator i słowo „naród” zarezerwować dla fundamentalnych symboli.
I najważniejsze – czas pokochać samego siebie. Tak naprawdę, głęboko, szczerze. W ciągu ostatnich 29 lat bez przemocy, w zgodzie, ciężką pracą, dokonaliśmy cudu. Nadrobiliśmy setki lat cywilizacyjnych opóźnień. Zrealizowaliśmy nasz największy narodowy sen. Odzyskaliśmy miejsce na mapie, które było marzeniem pokoleń. Nauczmy się budować na sukcesach nie klęskach. Polacy – jesteśmy przecież wspaniali!
Jakub Bierzyński