Poznajcie wyborców PiS: cenią demokrację, mają udane życie, nie znoszą pouczania. (Gazeta.pl)
4 stycznia 2018
Jeśli sądzisz, że wyborcy PiS to polityczni frustraci, ludzie, którym się życie nie udało albo ofiary transformacji, to się grubo mylisz. Nie są wcale gorsi od Ciebie! Nasi socjologowie wreszcie pojechali w Polskę i z wyborcami PiS porozmawiali…
Raport z badań „Dobra zmiana w Miastku” to lektura obowiązkowa dla każdego polityka opozycji. Jeśli chcecie wiedzieć „dlaczego im rośnie” to tam właśnie znajdziecie odpowiedź. Do Miastka (pod tą nazwą kryje się małe miasto na Mazowszu, gdzie PiS zyskał w ostatnich wyborach świetne wyniki) pojechał socjolog dr Maciej Gdula z zespołem współpracowników. I chwała im za ciekawą metodologię, wnikliwe podejście do tematu, a przede wszystkim za bezcenne wnioski.
Wyborcy PiS to nie są frustraci
Z badań w Miastku jednoznacznie wynika, że powody sukcesów Prawa i Sprawiedliwości nie są ekonomiczne. To nie jest partia populistyczna w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, nie gromadzi ludzi rozczarowanych poziomem własnego życia. Mieszkańcy Miastka popierający Kaczyńskiego w większości nie narzekają na materialną sferę egzystencji. Mało tego, patrzą w przyszłość z optymizmem, a w przeszłość – bez żalu. Widzą zmiany, jakie w ostatnich 27 latach zaszły w ich najbliższym otoczeniu. I potrafią je docenić.
Badania weryfikują więc popularną tezę, jakoby PiS było partią frustratów, reprezentującą osoby nienadążające za tempem rozwoju Polski. Zwolennicy „dobrej zmiany” reprezentują wszystkie postawy życiowe: są tu osoby mające poczucie sukcesu i kontroli nad własnym losem, osoby przestawiające własne życie w kategoriach pozbawionych ocen (ot, zwykłe życie, po prostu) bez specjalnych triumfów i rozczarowań oraz tacy, którym się nie wiedzie.
Warto w tym miejscu przypomnieć wyniki ostatnich wyborów. PiS wygrało je we wszystkich klasach społecznych i wszystkich kategoriach (wiekowych, miejsca zamieszkania, wykształcenia i płci). PO uzyskała wyższy wynik jedynie wśród kadry kierowniczej wyższego i niższego szczebla. Pytanie zasadnicze zatem brzmi: co PiS dało swoim wyborcom, skoro – jak wynika z badań dr Gduli – nie była to obietnica poprawy sytuacji materialnej (a w każdym razie nie to było najważniejsze)? Co za deficyt PiS potrafił wypełnić? Na jaką potrzebę odpowiedział?
Janusz ma dość pouczania
Badania w Miastku dają na to pytanie interesującą i bardzo wiarygodną odpowiedź: PiS zaproponowało swoim wyborcom nową, atrakcyjną, spójną i wspólnotową tożsamość. Trwały zestaw przekonań, który świetnie trafił w potrzeby wyborców i zdołał zbudować monolityczny, odporny na krytykę światopogląd. Jaki? W największym skrócie: propozycja PiS polega na dowartościowaniu zwykłego człowieka w kontrze do wyniosłych egoistycznych elit, ale też do wszystkich słabszych – „patologii” oraz uchodźców.
Jak to działa? Przez lata transformacji dominująca narracja w liberalnych mediach głównego nurtu przedstawiała Polaków jako ludzi na dorobku. Nie tylko na dorobku w sferze materialnej, lecz przede wszystkim w sferze cywilizacyjnej i kulturowej. Ostrze krytyki skierowane było w stronę przeciętnych mieszkańców kraju nad Wisłą. Janusze – bo tak pogardliwie mówiła o nich wielkomiejska, dobrze wykształcona i liberalna elita – nie nadążali za tempem cywilizacyjnej zmiany.
Elita z nieukrywanym poczuciem wyższości wytykała Januszom, że wykazują małą mobilność społeczną, że nie umieją się przekwalifikować i generalnie słabo sobie radzą. Krytykowano ich gusty. Uważano, że ich horyzonty rzadko wykraczają poza własne miasteczko lub gminę. Życie Janusza w oczach elit przypominało trochę wegetację, gdzieś na bocznicy historii i wielkich wyzwań, z którymi musieli mierzyć się oni, budowniczowie nowego społeczeństwa, twórcy liberalnego kapitalizmu.
Śmiali się z Grażyn i Januszów do rozpuku. Mało tego, doprowadzili do tego, że Janusz śmiał się sam z siebie. Wystarczy przypomnieć kabaret „Paranienormalni” albo puścić sobie „Świat według Kiepskich”. Ale śmiali się do czasu. Bo znalazł się ktoś, kto wreszcie potraktował Janusza poważnie.
Zenek Martyniuk w TVP? Nareszcie!
Prawica powiedziała tym ludziom – „nie jesteście żadnymi Januszami”. Jesteście zwykłymi ludźmi, solą tej ziemi. To wy pracujecie w sklepach, w fabrykach, na roli. Kto was przez te lata upokarzał, wyśmiewał? Powiemy wam, kto – elity. Elity, które oderwały się od zwykłych ludzi, elity niewdzięczne, wyniosłe, dwulicowe i egoistyczne. Straciły wszelkie hamulce moralne, kradły na potęgę, żyły waszym kosztem. I jeszcze wmawiały wam, że jesteście gorsi.
Teraz partia „zwykłych ludzi” zaczęła rządzić. „Wiadomości” mówią to, co większość chce usłyszeć – że jest dobrze, a Polska rośnie w siłę. Zenek Martyniuk śpiewa na sylwestrowej gali. Fajnie! Nareszcie! W końcu nikt się z nas nie śmieje. Teraz to elity dostają łomot. I dobrze, należy im się. Może i będą protestować, krzyczeć o demokracji i prawach. Niech włączą sobie TVN, dopóki jeszcze mogą i tyle.
W rewolucyjnej dialektyce wszystko można przedstawić jako starcie zwykłego człowieka i elit. Tu nie ma miejsca na niuanse. Albo jesteś za zwykłym człowiekiem (czytaj – za „dobrą zmianą”), albo za elitami i totalną opozycją. PiS poprzez niszczenie instytucji państwa prawa rozprawia się z odrealnionymi elitami. Robi to pokazując determinację i siłę. Zaś siła jest wyjątkowo atrakcyjnym atrybutem politycznym. Elity cały czas rozważały, gadały, kłóciły się, debatowały. A zwykły człowiek nie gada, tylko robi.
500 plus? To nam się od dawna należało!
Program 500 plus odbierany jest w Miastku jako coś, co od dawna zwykłym ludziom się należało. Nie tylko nie jest postrzegany przez badanych jako pomoc socjalna (co w naturalny sposób deprecjonowałoby beneficjentów). Wręcz odwrotnie. Jest należną zapłatą za wysiłek polegający na wychowaniu dzieci. Należy nam się, bo wychowanie dzieci w Polsce jest trudne i bardzo drogie. Poza tym dostają równo: i biedni, i bogaci. Nie jestem gorszy. Ci z apartamentowca naprzeciwko też stoją w kolejce, żeby zarejestrować się do programu 500 plus. W ten sposób rozwiązano pozorną sprzeczność: rozdawnictwo i państwową pomoc socjalną pogodzono z budową poczucia godności.
Poczucie moralnej wyższości
Godność nie przypadkiem znalazła się na sztandarach PiS. To, co dla przedstawicieli elit brzmiało jak absurd – wstawanie z kolan – dla zwykłego człowieka było najlepszą rzeczą, jaką polityka mogła mu zaoferować. Niedostatek szacunku (Jacek Santorski w jednym ze swoich tekstów pisał wręcz o „głodzie szacunku”) to doświadczenie milionów Polaków. Z poczuciem niższości, nawet jeżeli nie ma ono odbicia w realnym życiu, trudno dyskutować. I to poczucie skutecznie obsłużyła mitologia prawicy. Teraz to zwykli ludzie mogą gardzić elitami. Do nich bowiem aktualnie należy moralna wyższość. Oto krytykując zepsute elity mogę budować własne poczucie wartości. Zyskuję władzę sądzenia dobra i zła. Staję na straży standardów moralnych.
Wielu spośród badanych zwolenników „dobrej zmiany” szkicowało własną tożsamość jako zwykłych ludzi żyjących pomiędzy elitami z jednej strony, a „patologią” z drugiej. Wśród wyborców PiS powszechne jest przekonanie, że „patologię” ową trzeba kontrolować, bo przepije 500 plus. I w zasadzie „patologii” ta pomoc się nie należy. To również jest potrzebne do budowania poczucia własnej wartości.
Terrorystów tu nie chcemy
Kolejnym istotnym elementem tej mitologii jest kwestia uchodźców. Dr Gdula w swych badaniach potwierdza to, co przypuszczałem już dawno – uchodźcy odegrali fundamentalną rolę w budowaniu definicji zwykłego człowieka i w umacnianiu jego tożsamości. Zwykły człowiek z poczuciem niższości, umacnianym od lat przez główny nurt mediów i kultury, znalazł w osobie uchodźcy punkt odniesienia. Znalazł figurę słabszego, bardziej niż on wyalienowanego.
Lęk przed terroryzmem jest w tej narracji jedynie wymówką, by wykluczyć obcego poza nawias wspólnoty. Pozwala też zachować pozorną wierność własnym wartościom: chrześcijańskiej solidarności i miłosierdziu. Zrównanie uchodźców z terrorystami stanowi idealne rozwiązanie tego konfliktu wartości, bo przecież wobec terrorystów solidarnym być nie trzeba, a nawet nie wolno. Dlatego antyuchodźcza polityka PiS tak skutecznie budowała notowania rządzącej partii. Pozwalała bowiem jednocześnie się wywyższyć i utrzymać spójność przekonań. Również stąd biorą się sny o Polakach jako tarczy Europy, krzewicielach prawdziwych wartości, rechrystianizujących kontynent. To dalsze etapy rozwoju godnościowego toposu.
Wyborcy PiS cenią demokrację
Wyborcy PiS z Miastka nie odrzucają demokracji. Są do niej głęboko przywiązani. Uważają, że ich partia zyskała demokratyczny mandat w wyborach i mandat ten powinna wykorzystywać do realizowania zmian. Wyborca PiS nie czuje się oszukany. Wręcz odwrotnie. Im bardziej nasila się wojna z elitą, im głośniejsze stają się protesty, tym bardziej utwierdza się w przekonaniu, że PiS rzeczywiście realizuje swoje obietnice.
PiS w swej istocie realizuje obietnicę symbolicznej równości społecznej. To paradoks, że wykorzystując puste miejsce na scenie politycznej prawica skutecznie przejęła lewicową agendę, a liberalna opozycja nie zauważyła alternatywy dla agresywnego anglosaskiego modelu wolnego rynku. Nie dostrzegła zalet przywilejów socjalnych w Niemczech i we Francji. Przeoczyła wartość solidarności społecznej Skandynawii. Zapomniała o partycypacyjnym modelu społecznym, który mógłby Janusza i Grażynę zaprosić to współtworzenia wspólnej przyszłości.
Opozycja musi zmienić szyld i się zjednoczyć
Co z powyższego wynika dla opozycji? Jak skruszyć monolit tak perfekcyjnie współgrających ze sobą mitów, oczekiwań i przekonań?
Liberalna opozycja w postaci Nowoczesnej, Platformy Obywatelskiej i PSL musi zrozumieć, w jakiej roli występuje na scenie politycznej. Jest to rola wroga ludu: skorumpowanej elity, na której zwykły człowiek bierze teraz odwet za lata symbolicznych upokorzeń. Liberalna opozycja nie jest więc wiarygodnym obrońcą demokratycznych instytucji, bo jest postrzegana jako broniąca jedynie własnych interesów.
Po pierwsze liberalna opozycja musi zmienić szyld i się zjednoczyć. W ten sposób może odciąć się symbolicznie od przeszłości i wyjść z pułapki elitarności. Inaczej łatki przypinane przez Kaczyńskiego będą dobrze przylegać. Po drugie musi ogłosić zakończenie transformacji i przyznać się do błędów. Przez lata rósł poziom życia społeczeństwa, a co za tym idzie – aspiracji, jednocześnie rosło poczucie symbolicznego wykluczenia.
Jest to gotowy podręcznikowy wręcz przepis na rewolucję. I rewolucja się odbyła. PiS jest jej beneficjentem. Była to rewolucja ludowa w imię odzyskania poczucia własnej wartości. Opozycja nie może tego istotnego faktu pominąć. Aby odzyskać zaufanie wyborców trzeba zwykłym ludziom przyznać należną im rację. Przyznać się do arogancji i wynikających z niej błędów. Tylko tak można odbudować wiarygodność, okazać ludziom szacunek i przede wszystkim nawiązać z nimi kontakt.
Po trzecie – naprzeciw dobrze skonstruowanej, monolitycznej wizji prawicy trzeba postawić własną. Nie ma mowy o półśrodkach. Ataki na Misiewiczów, wytykanie afer, zaniechań, arogancji pisowskiej władzy, błędów, kumoterstwa, przekupstwa czy niekompetencji nic już nie da. Trzeba sobie uświadomić, że to nie jest normalna sytuacja sporów politycznych, lecz wojna o spójność wizji świata. Czyli o coś, co odpowiada na najgłębsze ludzkie potrzeby. Żeby być realną konkurencją dla prawicy trzeba taką wizję mieć. Dopiero później zacząć krytykować wizję świata PiS. Powiedzmy sobie to otwarcie: dzisiaj liberalna opozycja nie jest konkurencją dla prawicy. Nie ma po prostu porównywalnie skutecznej propozycji. Jeśli nie oni, to kto?
35 proc. dla lewicy. To jest możliwe!
Spójnym, wiarygodnym i potencjalnie adekwatnym światopoglądem, który może walczyć o rząd dusz, dysponuje lewica. Jeśli wahadło nastrojów społecznych ruszy w przeciwną stronę, to będzie to strona lewicowa. To naturalny mechanizm ciążenia przeciwieństw. Im bardziej patriotyczna jest dzisiaj obowiązująca narracja, im bardziej wzniosła i nadęta, tym bardziej lewicowa i kosmopolityczna narracja będzie popularna jutro. Im większe są wpływy Kościoła i fasadowość oficjalnej religijności, im ściślejsze związki biskupów z władzą, tym bardziej ekstremalny będzie proces laicyzacji społeczeństwa w przyszłości.
Liberałowie nie mają wiarygodnej odpowiedzi na postulat godności i szacunku dla zwykłych ludzi. Wszelkie umizgi elit, po latach wywyższania się, będą traktowane jako fałszywe. Wszelkie postulaty socjalne w rodzaju 500 plus na pierwsze dziecko – jako kiełbasa wyborcza. Liberałowie nie mają szansy na zbudowania wiarygodnej alternatywy dla polityki godności zwykłego człowieka, zarówno w sferze materialnej jak symbolicznej. Zostali skutecznie zepchnięci na pozycje klasy reprezentującej wielkomiejski, wykształcony, elitarny elektorat. Do mas może dotrzeć jedynie lewica, bo nie musi udowadniać swojej antyelitarności. Również wszelkie programy socjalne w lewicowym wykonaniu będą wiarygodne.
Z badań sondażowych wynika, że aż 17 proc. zdeklarowanych uczestników wyborów nie ma na kogo głosować. Spośród 40 proc. tych, którzy deklarują poparcie dla PiS od 5 do 10 punktów procentowych chciałoby gdzieś odejść, ale nie ma dokąd. Jeśli do tego doliczyć parę procent spośród tej połowy Polaków, która nie bierze udziału w wyborach, a którą można zmobilizować nową ofertą, plus dziesięć procent zdeklarowanych wyborców lewicy (Razem, SLD), daje to 30 – 35 proc. poparcia dla nowej formacji lewicowej. Nie żartuję. To jest możliwe!
Taka formacja musiałaby spełniać parę podstawowych warunków.
Po pierwsze musi stanowić nową jakość na scenie politycznej. Samodzielnie SLD jako zdezawuowana postkomuna się do tej roli nie nadaje. Z kolei potencjał polityczny Razem będzie niewielki z powodu braku lidera (polska polityka jest wyjątkowo spersonalizowana), zbyt skomplikowanemu sposobowi podejmowania decyzji, braku zdolności do kompromisów i niezdolności koalicyjnej.
Po drugie lewicowa formacja musi mieć inkluzyjny program, liczący się z nastrojami społecznymi. Bez machania 70 procentowym podatkiem od dochodów, czyli bez postulatów skazujących ją na marginalizację politycznej ekstremy. Lewica powinna pamiętać, że wybory wygrywa ten, kto trafnie wytyczy środek sceny politycznej i go skutecznie zagospodaruje.
Po trzecie musi mieć przywódcę z charyzmą i osobowością, który będzie dla zwykłych ludzi rzecznikiem i przyjacielem.
Tylko tyle. Wystarczy spełnić te trzy postulaty.
Prawicowa bajaderka jest pusta w środku
Prawica przejmując socjalną, godnościową i tradycyjnie lewicową agendę paradoksalnie stworzyła popyt na lewicowe postulaty. A każde kłamstwo ma swoje granice. Rząd PiS nie oferuje w istocie żadnej autentycznej wizji upodmiotowienia „zwykłego człowieka”. Oferuję bajaderkę haseł, ale jej wnętrze jest puste i całkowicie pobawione idei. „Wystarczy nie kraść” to trochę za mało jak na wizję rozwojową współczesnego państwa. Dysfunkcje prawicowej mitologii będą narastać, będą coraz bardziej widoczne, ale potrzeby i aspiracje zwykłego człowieka zostaną. W ten sposób PiS utoruje drogę dla rządów lewicy.
A teraz, droga lewico, weźcie się do pracy. Uderzcie się we własne piersi i przestańcie utyskiwać na słabość liberałów. To wam prawica ukradła hasła i wyborców. Porzućcie personalne spory, zjednoczcie się, wyłońcie lidera i do dzieła. Przyszłość należy do was.
Jakub Bierzyński