Siła polityczna PiS tkwi w pieniądzach. (Rzeczpospolita)

30 września 2019

Fotorzepa, Robert Gardziński

Według wszelkich prognoz kolejne wybory wygra Prawo i Sprawiedliwość. Nie będzie to zwycięstwo przytłaczającą, konstytucyjną większością, ale najprawdopodobniej większością dającą partii rządzącej samodzielną władzę.

Możliwe, że w wyniku przewagi opozycji w Senacie pełzający zamach konstytucyjny, z którym do tej pory mieliśmy do czynienia, poważnie wyhamuje. Prognozy wyborcze są jednak jednoznaczne – Kaczyński utrzyma władzę. Pomimo licznych afer i skandali, pomimo fatalnej jakości rządzenia, pomimo niezrealizowanych obietnic notowania partii rządzącej nie spadają. Wręcz odwrotnie systematycznie rosną. Dlaczego? Odpowiedź jest boleśnie prosta: Polacy dali się kupić.

Kult cargo w Polsce

Po latach oszczędności, inwestycji i rozwoju suweren stracił cierpliwość i wybrał tych, którzy obiecali mu tu i teraz, pieniądze do ręki. Z jednej skrajności popadliśmy w drugą. Z bardzo liberalnej polityki pod hasłem „radź sobie sam”, kumulacji kapitału i inwestycji w „przyszłość naszych dzieci”, wpadliśmy w rozpasaną konsumpcję na ich rachunek. Populiści spełnili obietnice z naddatkiem. Program 500+ wdrożono sprawnie i bez zwłoki. Za nim poszły kolejne obietnice i transfery: podniesienie płacy minimalnej, ustanowienie minimalnej stawki godzinowej, trzynasta emerytura. Innowacją polityczną PiS jest spełnianie obietnic już przed wyborami. Wyborcy właśnie teraz otrzymują kolejne 500 złotych za pierwsze dziecko i to z wyrównaniem za ostanie cztery miesiące. Miło? Bardzo miło, bo to przecież „nie moje pieniądze”. W atmosferze wielkiej fiesty nikt nie ośmieli się zabrać właśnie zdobytych przywilejów. W efekcie partia rządząca grozi wyborcom, że opozycja im pieniądze zabierze, a opozycja musi się tłumaczyć, że nie tylko nie zabierze, lecz jeszcze doda od siebie. Nakręca się koło populizmu.

Mechanizm przypomina jako żywo kulty cargo. W czasie II wojny światowej, w południowo-wschodniej Azji tubylcze plemiona przechwytywały czasem zrzuty żywności i zaopatrzenia, skierowane do alianckich partyzantów walczących z Japończykami. Szamani przekonali swoich współplemieńców, że skuteczną metodą przywabienia „Wielkiego srebrnego ptaka” (bombowiec B-52), by dokonał cudu „daru z nieba”, jest spożycie wszystkich zapasów w swoistej formie kosmicznego szantażu. O tym, że nie istniał związek przyczynowo skutkowy pomiędzy głodem tubylców i rzutami dla dywersantów nie muszę nikomu tłumaczyć. W efekcie całe plemiona umierały z głodu, nie mając ziaren na siew ani krów do dojenia.

Jesteśmy w trakcie takiej „uczty cargo”. Przy stole dominuje radosny nastrój konsumpcji. Nikt nie chce słyszeć o tym, że żyjemy ponad stan, przejadamy zapasy. „Tyle zysku co w pysku” krzyczy suweren i zagarnia do siebie, ile zdoła.

“Cóż, że kradną? Chociaż się dzielą”

W tym tkwi tajemnica siły politycznej prawicy. W pieniądzach. Nic innego dla większości wyborców się nie liczy. Kampania antyPiS jest nieskuteczna. Nieskuteczna, bo jak pokazują badania, wyborcy partii władzy w większości znają prawdę, wiedzą o aferach, korupcji, arogancji, zachłanności, upojeniu władzą i skrajnym egoizmie tej ekipy. Oni to wiedzą i ta wiedza im nie przeszkadza: „Cóż że kradną? Wszyscy kradną a ci się chociaż dzielą”. Dopóki się dzielą, mogą spać spokojnie. PiS wygra następne wybory. Gdy wzrośnie presja z powodu kolejnych przekrętów, wystarczy hojną ręką dorzucić nowe obietnice. Suweren wybaczy w zamian za to, co dla niego stanowi najważniejszą, a najprawdopodobniej jedyną realną wartość – za pieniądze. To wartości materialne są podstawową motywacją wyborców PiS (Kantar dla „Gazety Wyborczej” z 13 września 2017 roku). „Co by się musiało wydarzyć, żebyście zagłosowali na Platformę (…)? Musieliby obiecać coś dobrego, realnego” (Cynizm Polityczny Polaków).

Jak pokazuje raport z badań socjologicznych „Polityczny cynizm Polaków” Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego: „Polscy wyborcy traktują polityków cynicznie. Dobrze widzą ich wady i patologiczne zachowania, ale godzą się na nie, jeśli tylko popierana przez nich partia zaspokaja ich dążenia lub interesy. PiS – kiedy stawia opór wielkomiejskiej, gardzącej społeczeństwem elicie, względnie gwarantuje hojne transfery socjalne”. Wyborcy PiS nie są biernymi ofiarami propagandy mediów państwowych. Ponad połowa z nich uważa je za stronnicze. Są świadomi kłamstw i propagandy, ale godzą się na nią, bo ważniejszy dla nich jest symboliczny rewanż na elicie i pieniądze. Uzasadnieniem dla tych emocji jest resentyment będący odpowiedzią na pogardę jaką – w ich przekonaniu – elity żywią wobec „zwykłego człowieka”. Żaden skandal tego nie zmieni, bo oni są skandali świadomi. Głosowanie na partię rządzącą nie jest wynikiem ślepej miłości elektoratu, lecz zimnego wyrachowania. Niech robią co chcą, dopóki dają.

Film Sekielskich wcale nie zmobilizował elektoratu PiS w obronie Kościoła. Wyborcy prawicy są świadomi problemu pedofilii w kościele. Tyle, że problem ich bezpośrednio nie dotyczy. „To nie moje dziecko” a poparcie tradycyjnych wartości jest elementem dealu z władzą. „Klerykalno-ludowa oprawa była jedynie rodzajem kodu, który na poważnie taktuje tylko mniejszość wyborców PiS” (Polityczny Cynizm Polaków). „Film braci Sekielskich został przyjęty z najwyższą powagą i najczęściej uznany za wiarygodny. Kościół także w elektoracie PiS dużo na wiarygodności stracił. Z powodu „wyższej konieczności” zwolniono jednak z odpowiedzialności Prawo i Sprawiedliwość.

Reakcja podobna do tej wobec łamania Konstytucji, praworządności i przejmowania sądów. „To wiele szumu o nic”. „Nas zwykłych ludzi to nie dotyczy”. „Wiadomo, że jak każda partia zaczyna rządzić, to każdy chce swój swojego, bo osoba zaufana, bo trzeba stołki, bo ktoś komuś coś obiecał (..) jest takie dążenie do zmiany”. To nie jest ważna zmiana. Jedna klika zastępuje inną. Mnie to nie dotyczy.

„Czy Puszcza Białowieska to była ważna sprawa? Chyba nie do końca. To znaczy my się nie znamy, nie widzimy, był jakiś kornik, trzeba było wyciąć”. Krótko mówiąc: mnie to nie dotyczy. Mnie dotyczy tylko jedno – co miesiąc odbierane w urzędzie pieniądze.

Wyborca odporny na krytykę władzy

Propaganda PiS nie jest skuteczna. Nie musi być. Wystarczy, żeby dać wyborcom stosunkowo spójną wymówkę, że głosują na prawicę nie tylko za pieniądze, lecz w imię wartości. Czy te wartości mają dla nich jakiekolwiek znaczenie? Przekonamy się, gdy skończą się pieniądze. Stawiam dolary przeciw orzechom, że będzie to bardzo bolesna weryfikacja ideowości Polaków. Główny motyw kampanii wyborczej prawicy – „ideologia LGBT” nie jest przez wyborców traktowana poważnie. Trzeba mieć problem z własną tożsamością seksualną by myśleć, że geje rozbijają tradycyjne polskie rodziny. Poparcie dla związków partnerskich wbrew sukcesom zwalczającej je partii i kościoła nie maleje, lecz rośnie. Retoryka prawicy rozmija się z nastrojami. Tyle, że to nieistotne. Propaganda gra rolę niwelowania dysonansu poznawczego wśród wyborców. Każda historyjka przejdzie, bo jej wiarygodność nie ma znaczenia. Ludzie powtarzają propagandowe slogany nie dlatego, że w nie wierzą, lecz dlatego, że potrzebują języka, który złagodzi dysonans, utrzyma wiarygodność postaw i spójność przekonań. Głupio o sobie samym myśleć, że sprzedaje się własną przyszłość, wolność, prawa obywatelskie i własne państwo za pieniądze moralnie kompromitującej się klice aroganckich i łapczywych polityków. Wartości, rodzina i religia, tradycja i święty Kościół powszechny, w których obronie walczy się z nihilizmem, obcymi, zgniłym liberalizmem Zachodu, a przede wszystkim z rodzimą „elitą” brzmi znacznie lepiej. Dlatego hasła o obronie praworządności głoszone przez opozycję są nieskuteczne. Nie dlatego, że nie są prawdziwe, lecz dlatego, że nie są ludziom potrzebne, wpędzają ich w dyskomfort, w poczucie winy. W procesie niwelacji dysonansu poznawczego wyborcy wypierają informacje o aferach władzy, są głusi na argumenty o łamaniu demokratycznych norm. Ta wiedza im przeszkadza. W klasycznym mechanizmie informacja zostaje wyparta a nadawca zdyskredytowany, podważana wiarygodność źródła.

Krytyka polityki rządu jest nieskuteczna. Wyborca PiS jest na krytykę doskonale immunologizowany. Mechanizm działa tak jak w przypadku afer. Wiadomo, że państwo przestaje funkcjonować. Widać to gołym okiem. 30 tysięcy ludzi umiera w wydłużających się kolejkach do lekarzy nie doczekawszy pomocy. Czas oczekiwania na leczenie wydłużył się dwukrotnie. Szpitale biją rekordy zadłużenia, a „reforma” służby zdrowia skierowała pacjentów na SORy, które pękają w szwach. I co? I nic. Ludzie w badaniach oczywiście deklarują, że opieka zdrowotna jest najważniejszym problemem w nadchodzących wyborach i wybierają ekipę, która z rozwiązywaniem tego problemu kompletnie sobie nie radzi.

Opozycja w pułapce

Dlaczego? Dlatego, że liczy się kasa. „Oni nas kupują. To działa”.  Może nie ja zachoruję. Może sąsiad. A ja dostaję pięćset złotych, a może nawet tysiąc i 1000 złotych dodatkowej emerytury. Tu i teraz. Na rękę. To nic, że na prywatną opiekę medyczną nie starczy. W Wenezueli już nie było lekarstw a służba zdrowia przestała funkcjonować i nadal blisko połowa ludzi głosowała na partię, która do katastrofy doprowadziła. Bo paradoks polega na tym, że im gorzej tym dla partii lepiej. Najbardziej bowiem cierpią najbiedniejsi, najgorzej wykształceni, z małych miasteczek, z prowincji. Za kryzys zapłacimy wszyscy, ale to wyborcy PiS zapłacą za kryzys najwyższy rachunek, co może dla wielu będzie złośliwym pocieszeniem. „Do wyborców nie przebija się rywalizacja o rozwiązania systemowe. Od kiedy się pojawiły w tej skali, tylko obietnice socjalne są atrakcyjne i zauważalne”.

Opozycja znalazła się w pułapce. Licytacja na obietnice legitymizuje władzę. Skoro utrzymamy wszystko co dają i damy jeszcze więcej to znaczy, że władza ma rację. Można rozdawać i trzeba. Nikt temu nie przeczy. Istotne staje się jedynie, kto da więcej i kto jest w tych obietnicach bardziej wiarygodny. W tej licytacji PiS jest bezkonkurencyjny. Po pierwsze dał co obiecał. Po drugie realizuje nawet to, czego przed poprzednimi wyborami nie obiecał, podbijając stawkę. Po trzecie ma władzę i siłę. Lepszy gołąb w garści niż wróbel na dachu. Gdy wybory stają się wielką licytacją obietnic opozycja nie ma szans na zwycięstwo. Jedyną realną szansą na wygraną jest zmiana reguł gry. O tym czy i jak jest to możliwe w felietonie w przyszłym tygodniu.

Jakub Bierzyński