„Z samego PiS dochodzą głosy, że prezes zwariował. Może nie zagłosują przeciw, ale zamkną się w windzie czy toalecie”

6 sierpnia 2021

Dorota Wysocka-Schnepf
5 sierpnia 2021 | 15:29
Jarosław Kaczyński
1 ZDJĘCIE

Jarosław Kaczyński (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta)
Nie ma nic gorszego dla polityka budującego dyktaturę niż objawy słabości – niesprawczość i imposybilizm. Ludzie chcą wierzyć – co jak co, ale ta ikona to silny, sprawczy wódz o dobrych intencjach. Może popełniać błędy, tak jak Stalin, ale to nigdy nie jest jego osobista wina. Tymczasem mamy słabego, zagubionego człowieka, który zaczyna popełniać oczywiste błędy, gubić się, jest niepewny, rozpada mu się jego obóz. To jest słabość, a autorytarni wyborcy słabości nie wybaczają.

Dorota Wysocka-Schnepf: Jeśli ktoś zainteresowany polską polityką spędził lipiec poza krajem, to może po powrocie odczuwać istotne zaskoczenie. Spróbujmy wyjaśnić, co tu się przez ostatni miesiąc wydarzyło – na początek podwyżki dla polityków, PiS już raz boleśnie poślizgnęło się na politycznych pensjach, dlaczego Kaczyński ponownie wkroczył na to pole minowe, gdy było do przewidzenia, że wybuchnie?

Jakub Bierzyński, socjolog, publicysta: – Nie miał wyjścia. Takiego przedsięwzięcia nie robi się bez powodu i on oczywiście musiał mieć bardzo mocny powód, bo zna swojego wyborcę i wie, że wyborca mu nie wybaczy podwyżek. Tym bardziej że płace w budżetówce zostały zamrożone, nauczyciele nie dostali podwyżek, nie dostali ich też lekarze, a przede wszystkim pielęgniarki, które heroicznie walczyły z COVID-em przez ostatnie półtora roku. Natomiast te podwyżki – bardzo istotne, bo o 60 proc., mówimy o kwotach rzędu 5-10 tys. złotych – są wielokrotnie większe niż to, co ci ludzie zarabiają. To budzi złość i frustrację.
Mówi pan: wiedział, że to wzbudzi złość, że mu tego nie wybaczą, dlaczego zatem musiał to zrobić?

– Moja diagnoza jest taka, że erozja obozu władzy ostatnio bardzo mocno przyspieszyła. Jednym z powodów była historia Obajtka. I nie dlatego, że afera Obajtka jakoś wybitnie wpłynęła na elektorat w Polsce czy zmieniła układ sił w polityce, bo tak się nie stało, tylko afera Obajtka pokazała posłom Prawa i Sprawiedliwości, że gną kręgosłupy dla Jarosława Kaczyńskiego za drobne. Że są kompletnie nieistotni. Że muszą firmować jego drogę do dyktatury w zasadzie za nic. Bo pensje posła zmniejszone jeszcze w pamiętnym populistycznym ruchu w ramach obsługi historii z nagrodami Beaty Szydło i jej rządu zostały obniżone o 20 proc., więc to naprawdę nie są wysokie uposażenia. I rzeczywiście jest tak, że ci posłowie zarabiają grosze. A tu tymczasem pan Obajtek, który nigdy nie angażował się w kampanię wyborczą PiS, w zasadzie PiS kompletnie nic mu nie zawdzięcza, nie pracował na rzecz partii ani wyborów, nie użerał się z suwerenem i wyborcami na wiecach wyborczych, nagle wjeżdża na białym koniu i spija śmietankę. Milionowe uposażenie, 28 nieruchomości, stał się multimilionerem w ciągu paru lat, i to za sprawą partii rządzącej. Tymczasem oni klepią biedę. Ta oczywista niesprawiedliwość musi kłuć parlamentarzystów w oczy i domagali się po prostu podwyżek. Ostatnio klub PiS stracił na chwilę większość w parlamencie, trzech posłów odeszło, dwóch udało się przekupić, żeby wrócili z powrotem, ale znowu – chodziło o pieniądze, o posady dobrze płatne. Wrócili na jakiś czas, ale kiedy odejdą następni, to tylko kwestia czasu. W związku z tym Jarosław Kaczyński postanowił chyba gasić pożar benzyną, bo długofalowo to nie jest dobry ruch.

Czyli za dużo tych tłustych kotów skupionych wokół PiS-u objawiło się nagle oczom posłów tej partii, którzy sami nie zdołali się wystarczająco mocno utuczyć, i ci szeregowi posłowie PiS-u poczuli się jak tania maszynka do głosowania?

– Dokładnie tak. Poza tym to nie jest „za dużo tłustych kotów”, tylko te koty są już rozdęte do niewyobrażalnych po prostu granic. To są multimilionerzy, i to kłuje w oczy.

Ale mimo wszystko powtórzę – wiadomo było i pan to też mówi, że podwyżki zarobków polityków będą misją właściwie samobójczą, że wyborcy PiS-u tego nie wybaczą, zwłaszcza gdy większości Polaków są serwowane, owszem, podwyżki, ale cen i podatków, a nie płac.

– Ja w ogóle mam wrażenie, że wrotki się panu prezesowi rozjeżdżają. Widać to bardzo wyraźnie. On zamiast długofalowej polityki zaczyna gasić pożary tu i teraz. Chce utrzymać swoją większość w parlamencie jeszcze przez dwa tygodnie, jeszcze przez tydzień, i to już jest żonglerka płonącymi kulami. Nie wiadomo, który priorytet jest ważniejszy, czy notowania partii przez najbliższe dwa tygodnie w kolejnych sondażach, czy ta krucha większość oparta na jednym czy dwóch głosach w parlamencie, czy ciułanie głosów od opozycji na rzecz doraźnych ustaw. Tu się wszystko wali. Widać, że i sondaże idą w dół, „Polski ład” okazał się kompletną klęską wizerunkową rządu. Trochę dlatego, że PiS wpadło w pułapkę własnej retoryki i ograniczonych zdolności intelektualnych własnego elektoratu. Bo główna obietnica tego programu, która miała spowodować wzrost notowań Prawa i Sprawiedliwości, wszyscy Polacy mieli być beneficjentami wielkiego programu, brzmi tak: podwyższenie progu podatkowego. Gwarantuję pani, że 80 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości kompletnie nie rozumie, co to znaczy. Nie wiedzą po prostu, co znaczy ta zbitka słowna, a to co z niej mogą zrozumieć, to jest podwyższenie podatków. I dokładnie to im w głowie zostało. Więc przekaz jest dokładnie odwrotny do zamierzonego. Zdecydowana większość wyborców uważa, że program podwyższy podatki i że dzieje się to ich kosztem i na ich niekorzyść. Do tego dołączyły się głosy z głębi rządu, Porozumienia Jarosława Gowina i jego posłów, którzy bardzo wyraźnie krytykują ten program jako podwyższenie podatków właśnie, tylko chodzi o przedsiębiorców. No ale co przeciętny wyborca znowu rozumie? Niewiele – podwyższenie podatków. Jedyne, co się z tego programu przebiło, to podwyższenie podatków i w związku z tym okazał się spektakularną klęską. Zamiast odbudować notowania partii rządzącej, wręcz odwrotnie – prawdopodobnie przełoży się na ich spadek. Więc nadzieja rozmyła się kompletnie w komunikacji. Mało tego – Gowin najwyraźniej postanowił chyba wyjść z tej łódki. W sobotę będziemy mieli ostateczną decyzję, ale wszystko wskazuje na to, że koalicja rządząca rozpadnie się w ciągu najbliższych paru dni. Pytanie, co dalej, czy Kaczyński się zdecyduje na rząd mniejszościowy i jakąś próbę łatania tej sytuacji. Sondaże idą w dół, koalicja się rozpada, posłów trzeba przekupić, to spowoduje obniżenie sondaży, a obniżenie sondaży spowoduje erozję obozu władzy, bo posłowie PiS zrozumieją, że nie mają szans na powtórną elekcję nawet przy dobrych miejscach na listach partyjnych. I ta degrengolada obozu władzy rozpędza się, bo ona ma taką naturę samonakręcającego się mechanizmu.

Opozycja tym razem nie dała się wciągnąć w tę PiS-owską grę dotyczącą podwyżek płac dla polityków, dla ministrów. Wręcz przeciwnie, próbuje je zablokować i sprawić, by uderzyły w PiS. To jest zasługa doświadczenia i politycznych umiejętności Donalda Tuska?

– Zdecydowanie tak. To znaczy – nie jest trudno przewidzieć, jakie będą efekty głosowania „za” i jakie będą efekty głosowania „przeciw”, i chyba najgorsze – efekty podzielenia się i w części głosowania „za”, a w części „przeciw”; i chaosu po stronie opozycji. Więc zyski są dosyć oczywiste, każdy to rozumie. Natomiast wielka zasługa i wielka rola Donalda Tuska polega na tym, że wziął towarzystwo w karby i przekonał posłów, nie siłą i dyscypliną, nie z buta, tylko ich po prostu przekonał, że nieprzyjęcie tego zatrutego daru od Jarosława Kaczyńskiego jest dla nich długofalowo bardzo korzystne. Ma w związku z tym dyscyplinę w klubie parlamentarnym i jednogłośne stanowisko opozycji, bo oczywiście jak Platforma się opowiedziała przeciwko podwyżkom, to żadna inna partia opozycyjna już nie mogła głosować „za”. Trochę był to taki szantaż moralny dla reszty opozycji. To jest jego klasa polityczna i doświadczenie, i nie na tym polega, że przewidział skutki, bo to jest dość banalne, ale że był w stanie zdyscyplinować własny obóz polityczny. Dzisiaj wydaje się, paradoksalnie, że Platforma, i w jakiejś mierze opozycja, jest bardziej zdyscyplinowana niż obóz rządzący. To dobrze wróży na przyszłość, jeśli chodzi o demokrację w Polsce.
To sondażowe odbicie Platformy to takie mocne bum na początek, po jego powrocie, i na tym się skończy? Czy spodziewa się pan raczej, że te słupki PO będą się teraz cały czas, stopniowo, pięły w górę i może nawet przeskoczą słupek PiS?

– Spodziewam się, że będą się pięły w górę, że to nie jest jednorazowe wydarzenie. Proszę zobaczyć, Donald Tusk nie tylko złożył tę deklarację, objawił się, ale zaczął mówić jakby innym językiem, bardzo doniośle, trafiając do ludzi. Niby mówi to samo, co opozycja mówiła zawsze, ale mówi jakoś tak, że to staje się bardzo ważne, przekonujące i ma swoją wagę. To jest właśnie rola lidera, ten język bardzo wiele znaczy. On nazwał bardzo wiele rzeczy wprost, i to jest ogromna jego wartość.

Po drugie, Donald Tusk realizuje obietnice, tzn. rzeczywiście – jak widać po historii podwyżek – nie daje się wpuścić w tanie pułapki, wychodzi z tego ze zdecydowanym stanowiskiem, panuje nad swoim klubem. Jak mówią młodzi – dowozi jak dotychczas. Jeśli tak dalej pójdzie, to nie ma powodów, żeby myśleć, żeby te trendy się odwróciły. Myślę, że Platforma ma potencjał na 30-40 proc. poparcia. Tylko jest kwestia tego, w jaki sposób oni się zachowają. Wydaje mi się także, że powrót Donalda Tuska pokazał bardzo istotną rzecz – bezradność PiS-owskiej propagandy. Nie udaje się już bardziej opluć człowieka, niż oni to zrobili w partyjnej telewizji, zwanej kiedyś publiczną. Tymczasem to kompletnie nie działa. Po pierwsze, Tusk wydaje się teflonowy i to jest bardzo ważna cecha polityka, jego się to nie ima. Mało tego, im większa propaganda obrzydzania Tuska, tym więcej, paradoksalnie, on zyskuje. Proszę zobaczyć, że w ostatnich miesiącach on osobiście bardzo wyraźnie zyskuje jako polityk.
A nastroje społeczne jak pan ocenia w kontekście tego, o czym mówimy? Bo mimo wakacyjnego trybu wydaje się, że jest spore wrzenie w wielu grupach społecznych czy branżach.

– Powiedziałbym tak: kluczowa dla budowy dyktatur nie jest siła opozycji. Ponieważ nigdy opozycja nie ma takich narzędzi, żeby skutecznie oprzeć się temu trendowi. Bo można wyprowadzić milion ludzi na ulicę i co z tego? Jak pokazuje przykład Łukaszenki – nie zrobiło to na nim jakiegoś specjalnego wrażenia, chociaż były to setki tysięcy ludzi, dzień w dzień, miesiącami na ulicach. Więc strajki, niepokoje społeczne, głośne krzyki nie pomogą. Bo kluczem do sukcesu jest spójność obozu własnej władzy. Jeżeli pretendujący dyktator, który zmienia demokrację w tzw. wyborczą dyktaturę, czyli ten nowoczesny system dyktatury czy zamachów stanu, które nie są robione czołgami czy rewolucją ludową, ale są procesem przejmowania monopolistycznej władzy w kiedyś demokratycznych państwach – mamy teraz na świecie kilkanaście takich przypadków, ten know-how się rozprzestrzenił od Ameryki Środkowej, przez Azję, po Europę, Putin, Orbán, Kaczyński są tego najlepszymi przykładami z sąsiedztwa – to spójność władzy jest najważniejsza. Jeżeli obóz władzy jest monolitem, to jest w stanie przeprowadzić taką operację. Jeżeli nie jest spójny, to się po prostu rozsypie, na skutek sprzeczności interesów wewnętrznych. Obóz Jarosława Kaczyńskiego jest daleko niespójny. Daleko. To widać. Ziobro walczy z Morawieckim, Morawiecki walczy o życie, Gowin obraża się i odchodzi z rządu, Ziobro walczy z Gowinem itd. Wewnętrzne napięcia są gigantyczne. W tym momencie Kaczyński zdjął maskę demokraty i poszedł na wojnę z Unią Europejską, tracąc potencjalnie ogromne pieniądze, chcąc zmonopolizować system sądowniczy. Z drugiej strony, kiedy chciał zmonopolizować media, poszedł na wojnę z USA. Zrobił to zresztą – to wybitna zdolność – bo wielkie wojny, to ja rozumiem, to leży w jego interesie, ale wywołać dwie największe wojny swojego życia w zasadzie w tym samym tygodniu, to już naprawdę jest wielkie osiągnięcie. Mówię to oczywiście zgryźliwie. W tym momencie są tak mocne napięcia wewnątrz, że ten obóz władzy pęka. Kaczyński nie dysponuje jednolitym obozem i wydaje mi się, że ta operacja mu się po prostu nie uda. Ten rząd mu się rozsypie, władza ucieknie. Rząd straci większość w parlamencie, zanim jeszcze uda mu się ten system na tyle zdominować, żeby parlament nie miał już żadnego znaczenia.
Czyli pana zdaniem wicepremier Gowin pożegna się już z władzą, nie da rady znosić jeszcze kolejnych upokorzeń i nie będzie już tkwił w koalicji dla dobra Polski, oczywiście?

– Ja tu nie tyle liczę na Jarosława Gowina, ile liczę na Jarosława Kaczyńskiego. Bo Jarosław Gowin już wielokrotnie pokazywał pewną daleko idącą elastyczność w tej kwestii, już wiele razy przerabialiśmy ten teatr, tę sztukę. On wychodził, dramatyzował, hamletyzował. Potem wracał, stawiał warunki itd. Tutaj może być dokładnie to samo, zresztą fakt, że zapowie to w sobotę i mówi to w środę, znaczy, że zostawia sobie pół tygodnia na negocjacje. Przecież to jest polityka. Między środą a sobotą naprawdę dużo można ugrać, szczególnie stawiając na szali przyszłość obozu rządzącego. Myślę, że tam po prostu są negocjacje. Ale ja wierzę jednak w ten instynkt mordercy Jarosława Kaczyńskiego, że on już po prostu nie znosi oponentów, nie będzie szedł na żadne kompromisy, nie będzie nikogo do niczego przekonywał i nawet kosztem własnej władzy powie: nie. Po prostu. Bo taki ma charakter.
Mark Brzezinski – amerykański prawnik i dyplomata, był ambasadorem USA w Szwecji, obecnie jest członkiem sztabu wyborczego kandydata Demokratów na prezydenta USA Joe Bidena

W konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi to był nie tylko spór o TVN, ale też o nowego ambasadora USA. W sprawie ambasadora Brzezińskiego PiS musiało się cofnąć, choć niesmak pozostał. Czy z TVN będzie podobnie i PiS się cofnie?

– Tak. Tak uważam. Nie to, że oni się cofną, dlatego że nie będą mieli innego wyjścia czy pod wpływem amerykańskiej presji się cofną. Myślę, że oni nie będą w stanie tego przeprocesować w Sejmie. To jest jednak niemożliwe. Z samego obozu Prawa i Sprawiedliwości przychodzą takie głosy, że prezes zwariował. Oni już sami nie wiedzą, po co on to robi, że stawka jest gigantyczna, bo to jest – jak pokazał wczorajszy jednogłośnie brzmiący list kongresmenów amerykańskich, i demokratycznych, i republikańskich – na szali jest bezpieczeństwo Polski, miejsce Polski w NATO. Zaczyna się robić naprawdę poważnie. Wierzę, że w klubie Prawa i Sprawiedliwości są jednak jacyś rozsądni ludzie, odpowiedzialni za bezpieczeństwo i przyszłość tego kraju, i oni jednak się trochę otrząsną. Ja nie mówię, żeby głosowali przeciw, ale, nie wiem, zamkną się w windzie czy pogubią w toalecie. Po drugie, Gowin jednoznacznie powiedział, że będzie głosował przeciw temu prawu. Wydaje się, że cała opozycja jest zjednoczona. No, dziwię się bardzo Konfederacji. Z ich punktu widzenia to jest trochę ruch samobójczy, bo TVN jest jedynym forum publicznym, na którym politycy Konfederacji mogą występować i budować poparcie dla własnej partii. Jeżeli odda się TVN w czułe ręce Jarosława Kaczyńskiego, to on może w każdej chwili zniszczyć swoją najbliższą polityczną konkurencję. Po prostu wycinając ich ze wszystkich mediów i koniec, tak jak to miało miejsce z TVP. Nie wiem, jak można myśleć tak krótkowzrocznie, żeby przepiłować gałąź, na której się siedzi.

Partia władzy ma chyba jeszcze jeden, dosyć istotny problem – zaczyna padać ofiarą tych, do których tak się przymilała przez dłuższy czas, czyli antyszczepionkowców, a kolejna fala pandemii zaczyna wzbierać i coś z tą agresją trzeba będzie zrobić.

– To jest fundamentalny problem. Myślę, że ten rząd będzie miał duże problemy, żeby przeżyć kolejną falę, bo nie ma dobrego wyjścia. Wiadomo, że połowa Polaków się nie zaszczepiła, wiadomo, że wariant delta jest dziesięciokrotnie bardziej zaraźliwy i równie szkodliwy jak poprzednie, i wiadomo, że się przetoczy przez ten kraj jak walec, to jest tylko kwestia czasu. Prawdopodobnie te tysiąc przypadków dziennie, które minister Niedzielski zapowiadał jako granicę bezpieczeństwa, osiągniemy w tym tempie za dziesięć dni. Więc ta perspektywa naprawdę jest bardzo bliska, bo liczba przypadków dynamicznie rośnie.

I teraz rząd ma cztery wyjścia, wszystkie złe. Pierwsze to narodowy lockdown. Ale przecież zaraz połowa Polaków powie: no to po co ja się szczepiłem, szczepiłam, żeby teraz siedzieć w domu? Dzieci siedzą, wszystko zamknięte, przecież to jest jakiś absurd, to chyba rząd sobie jednak nie poradził. A druga połowa, czyli wyborcy PiS-u, powiedzą: no jak to? Dzisiaj, po roku, lęk przed lockdownem jest dominującą emocją społeczną. Naprawdę PiS bardzo dużo zyskał i Morawiecki osobiście bardzo dużo zyskał na tym, że mógł wiarygodnie ogłosić koniec epidemii. Po raz kolejny zresztą, ale tym razem wiarygodnie. Ludzie byli mu za to bardzo wdzięczni. Proszę zobaczyć, że nikt nie wspomina ponad stu tysięcy nadmiarowych zgonów, czyli ofiar, i to jeden z najgorszych wyników na świecie w stosunku do liczby mieszkańców. Mamy gorsze wyniki niż Brazylia, gdzie była katastrofa zdrowotna. Polska wyszła gorzej, ale nikt nie chce o tym mówić, bo Polacy wypierają tę myśl. Nie chcemy myśleć o tym, jak dużo nas pandemia kosztowała. Opozycja też o tym nie mówi, i słusznie, bo ludzie mają takie podejście pod tytułem: zabić posłańca złych wieści. Nie chcemy słuchać złych wieści, chcemy słuchać dobre wieści, że już teraz będzie dobrze. I nagle już nie będzie dobrze, będzie znowu źle. Lockdown potwornie rozgoryczy wyborców Prawa i Sprawiedliwości

– Drugie to jest sanitaryzm, czyli pójście ścieżką francuską. Uchwalamy ograniczenia dla osób niezaszczepionych. No ale to jest strzał w nogę. Bo to jest podważenie mitu założycielskiego tej władzy. Ta władza obiecywała zwykłemu człowiekowi, że ona jego właśnie będzie reprezentować wobec tych elit okropnych. Te elity się stłamsi i stworzy się nowe elity z tych zwykłych ludzi, naszych wyborców. Ale przecież to ich wyborcy w większości są niezaszczepieni i w związku z tym już media prawicowe dostały kompletnego amoku, mówiąc, że to jest sanitaryzm, segregacja, że to jest jak Holocaust, i w ogóle nazizm i hitleryzm. Więc nie wyobrażam sobie teraz, że władza nagle wprowadzi ograniczenia dla swoich własnych wyborców, traktując ich gorzej. Bo to jest wbrew fundamentalnej obietnicy.
Więc odpada. Trzecie złe wyjście?

– Trzecie złe wyjście to jest to, co Niedzielski zapowiedział, czyli zamykanie poszczególnych gmin w lockdownie. Niestety, jest tak, że te gminy niezaszczepione, czyli te, które są na lockdown narażone, to są głównie te głosujące na Prawo i Sprawiedliwość. Jak się góralom na kolejny sezon zamknie hotele i stoki, to raczej nie będą entuzjastycznie wdzięczni za takie przejawy troski ze strony władzy, więc sądzę, że to jest bardzo złe wyjście. Tym bardziej że to kryterium zamykania nie dotyczy danej gminy, tylko całej Polski, więc to już jest kompletny polityczny błąd. Bo wszyscy Polacy chorują, a zamyka się właśnie tamtych – tragedia.

No i czwarte to jest wariant brytyjski, czyli po prostu „niech umierają”. Co będzie, to będzie, nie przejmujemy się, to jest po prostu kolejna choroba, niezaszczepieni są sami sobie winni. Będą umierać? Trudno. Tylko problem polega na tym, że to niezaszczepienie jest bardzo silnie skoncentrowane geograficznie na południu i na wschodzie Polski. I karetki z umierającymi pacjentami jadące przez kraj do centrum i na zachód będą bardzo źle wyglądać w mediach. Więc rząd nie ma dobrego wyjścia i ta kolejna fala politycznie będzie dla nich niebywale bolesna. Najbardziej bolesna ze wszystkich dotychczasowych.
Ruch w sondażach widać głównie w opozycyjnych słupkach. Po stronie PiS-u w zasadzie jak było, tak jest – około 30 proc. To jest chwilowe, to są już takie ostatki? Czy to jest stan nie do ruszenia?

– Wydaje mi się, że są trzy podstawowe elementy, które wpłyną na drastyczne obniżenie notowań Prawa i Sprawiedliwości w ciągu najbliższych dwóch miesięcy.

Pierwsze, krótkofalowe, to są podwyżki dla polityków. Bo to naprawdę ludzi doprowadziło do wściekłości. Drugie to sytuacja pandemiczna i lockdowny, to będzie wielkie rozczarowanie i obawiam się, że ludzie tego PiS-owi nie wybaczą. A trzecie to będzie rozpad obozu władzy i dowody słabości.

Nie ma nic gorszego dla polityka budującego dyktaturę niż objawy słabości osobistej i własnego obozu – niesprawczość, niemożność, imposybilizm. Ludzie chcą wierzyć – co jak co, ale ta ikona to jest silny, sprawczy wódz o dobrych intencjach. On może błędy popełniać, tak jak Stalin, ale to nigdy nie jest jego osobista wina. A tymczasem mamy słabego, zagubionego człowieka, który zaczyna popełniać oczywiste błędy, gubić się, jest niepewny, rozpada mu się jego obóz. To jest po prostu słabość, a słabości wyborcy autorytarni nie wybaczają.