Ludzie w bańce. (Newsweek)
30 października 2017
Pamiętacie film Truman Show? To wizja sztucznie wykreowanego świata, bohatera żyjącego w starannie zaprojektowanej według jego gustów i doskonale wyizolowanej z rzeczywistości bańce. Współczesne technologie tworzą takie bańki dla każdego z nas. Zostajemy zamknięci w znajomych, ciepłych, komfortowych kulturowych bańkach, jak złote rybki w szklanych kulach. Czy to dobrze czy źle? Jakie mogą być skutki? W zeszłym tygodniu Parlament Europejski przegłosował prawo o prywatności zdecydowanie zaostrzające dotychczasowe przepisy w tej sprawie. Czy będziemy chcieli z tych przepisów korzystać?
Każdemu według potrzeb.
Personalizacja przekazu to fundament mediów opartych na Internecie. W nieskończonej różnorodności informacji dostępnej z każdego miejsca na ziemi, trzeba wprowadzić porządek. To klasyczna klęska urodzaju. Stąd powstanie wyszukiwarek internetowych i najsłynniejszej z nich: Google. Sukces tej firmy opierał się na przyjęciu założenia, że proces wyszukiwania informacji w sieci musi uwzględniać preferencje użytkownika, a te są różne dla różnych osób. Tak narodził się algorytm personalizacji. Google zaczęło śledzić zachowania swoich użytkowników w seci. Nie tylko po to by gromadzić o nich wiedzę potrzebną do udoskonalania adekwatności wyników wyszukiwania, ale także po to by tę wiedzę z zyskiem sprzedawać swoim klientom w formie spersonalizowanych reklam. Tak został uruchomiony mechanizm, który dzisiaj przekształca się w świat dopasowany do indywidualnych oczekiwań i preferencji każdego z nas.
Miłe złego początki
Google używa 57 różnych cech do profilowania swoich użytkowników. Są to cechy związane z używaną technologią, miejscem zamieszkania, ale przede wszystkim, z zarejestrowanymi zachowaniami użytkowników w sieci. I tak, w zależności od tego, w jakie linki klikaliśmy poprzednio, na hasło Egipt jednej osobie wyświetlą się informacje turystyczne o kraju, drugiej – wiadomości o sytuacji politycznej. Wszystko zależy od tego w jaki sposób system zaklasyfikował zainteresowania użytkownika. I tak zrobiliśmy pierwszy krok do doskonale plastycznego, lateksowego świata, który stale, niepostrzeżenie i nie stawiając najmniejszego oporu, dopasowuje się do naszych preferencji.
Proroctwo inżyniera Mamonia.
Za Google poszedł Facebook. Około 80% treści trafiających na główne okno naszego profilu, to treści odfiltrowane przez system. Metoda filtrowania jest jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic firmy. Wiadomo jedynie, że opiera się na trzech podstawowych źródłach danych. Po pierwsze, na stopniu “powiązania” czyli intensywność relacji pomiędzy uczestnikami w czasie. Jeśli z daną osobą jesteś członkiem tych samych grup zainteresowań, jeśli często nawzajem udostępniacie, komentujecie lub lajkujecie swoje treści, to zwiększa się prawdopodobieństwo, że informacje zamieszczane przez taką „bliską” osobę będą częściej wyświetlały się na twoim newsfeedzie.
Algorytm zarządzający treściami bierze pod uwagę także wagę interakcji pomiędzy użytkownikiem a treścią. I tak, najwyższą wartość ma udostępnienie treści na swoim profilu. Stosunkowo mniejszą wagę system przypisuje komentarzom, najmniej cenne są klasyczne lajki. Mechanizm ten przypomina jak żywo scenę z filmu Rejs, w której inżynier Mamoń wypowiada kultowe zdanie: „lubię jedynie te melodie, które znam”
Ostatnim mechanizmem jest czas. Zmienna ta premiuje nowsze zdarzenia a deprecjonuje starsze tak, by użytkownicy nie mieli szansy się znudzić.
Informacje polityczne choć stanowią jedynie 13% treści, są udostępnianie znacznie częściej przez osoby o skrajnych poglądach. Mają one, niezależnie od przekonań, największy przymus ewangelizacyjny, potrzebę nawracania na własny światopogląd.
Inna gazeta… dla każdego.
W ślad za Googlem i Facebookiem portale internetowe a w ślad za nimi gazety zaczęły na masową skalę filtrować dostarczane treści. Amerykański Yahoo News robi to na masową skalę, na wszystkich swoich stronach łącznie z najważniejszą, tytułową. W Polsce WP zrobiło pierwsze kroki. Onet ma masową personalizację w planach. Co to oznacza? To, że nie będzie jednego wydania Onetu. Będzie ich 18 milionów, czyli tyle ile wynosi liczba użytkowników. To samo dzieje się z internetowywmi wydaniami gazet. Konsekwencje pokazuje przykład The Wall Street Journal. Gazeta codzienie ukazuje się w dwóch podstawowych wersjach: niebieskiej, skrojonej dla bardziej liberalnych odbiorców i czerwonej, której adresatem są czytelnicy o bardziej konserwatywnych przekonaniach. Czy media będą swoim czytelnikom prezentować to, co starały się robić do tej pory, czyli prawdę? Tak, ale nie będzie to ta sama prawda. Każdy z nas dostanie taką melodię, którą lubi.
Rozpad uniwersalnej kultury.
Nie łudźmy się, mechanizm filtrowania treści istniał zawsze. Kiedyś to wydawca, dziennikarz, decydowali o tym, co ukaże się w jego gazecie. Wybierali tematy w zależności od tego co wydawało się im ważne, co ich zdaniem, miało potencjał by zainteresować czytelnika, czyli wzbudzić emocje. Co było na tyle unikalne, ciekawe, sensacyjne, nierzadko konfrontacyjne, że prezentując inny punkt widzenia, rzucało czytelnikom wyzwania, prowokowało do dyskusji. Dziennikarze szukali informacji nowych, poruszających, intrygujących po prostu ważnych i ciekawych. Dzisiaj jedynym kryterium wartości treści jest jej dopasowanie do gustów indywidualnego obiorcy.
Pozorna jednorodność.
Proces personalizacji świata nie ogranicza się jedynie do informacji i mediów. Silniki rekomendacyjne podsuwają nam tytuły książek, filmów, wydarzeń kulturalnych, muzyki, hobby i zainteresowań, podróży. To sprawia, że świat dostępny konsumentom zdigitalizowanej, szeroko pojętej kultury, staje się paradoksalnie coraz bardziej jednorodny. Lubimy jedynie te melodie, które znamy, bo mamy szansę poznać jedynie te, które lubimy. Tak właśnie niepostrzeżenie krok po kroku, wchodzimy w rolę Trumana. Efekt? Po pierwsze zaczynamy zupełnie fałszywie postrzegać świat i otaczających nas ludzi, jako podobnych do nas samych i naszego doświadczenia. Przecież nie znam nikogo kto… Oczywiście, że nie znasz i nie poznasz. Algorytm zarządzający twoimi znajomościami nigdy ci takiej osoby nie podsunie. W ten sposób rodzi się fałszywe przekonanie o jednorodności świata wokół nas. Zamknięci w szklanej bańce, tracimy z oczu przestrzeń poza nią. System w naturalny sposób wzmacnia sygnały wysyłane przez użytkownika w formie informacji zwrotnych. Jeśli zamieściłem na swoim profilu zdjęcie własnego psa, od tej pory dostaję dziesiątki informacji o psach znajomych. Dziesiątki, codziennie. Nie wierzycie, proszę samemu spróbować. Jeśli kliknę parę razy w informacje piłkarskie od tej pory rezultaty rozgrywek trzeciej ligi w Holandii będą informacją dnia ukazującą się na głównej stronie najpopularniejszego portalu informacyjnego w kraju. Jakże łatwo dojść do przekonania, że wszyscy ludzie kochają psy i interesują się trzecioligową piłką, skoro informacje na te tematy są po prostu wszędzie. W ten sposób utwierdzamy się we własnych przekonaniach i zaczynamy je uważać za powszechne. Nasze małe bańki stają się coraz bardziej szczelne i oddalone od siebie nawzajem.
Zagrożony fundament.
Środowisko szeroko pojętej kultury jako uniwersum wytworzonych społecznie dóbr symbolicznych staje się dla poszczególnego użytkownika jednorodne i intelektualnie jałowe. Algorytmy bardzo starannie dbają o eliminację stresu, starannie redukują wysiłek, całkowicie usuwając wyzwania z pola widzenia indywidualnych doświadczeń. Likwidacji ulega fundament współczesnej kultury zachodu: różnorodność, konfrontacja, dyskurs i wynikający z nich intelektualny ferment. To nie przypadek, że oświecenie, a w konsekwencji dynamiczny rozwój cywilizacyjny Europy rozpoczął się od religijnej schizmy. Tylko w warunkach światopoglądowej konfrontacji, ścierania się poglądów i punktów widzenia możliwy jest rozwój kultury i postęp cywilizacyjny. To właśnie kultury pogranicza, różnorodne i prowadzące nieustający dyskurs, były są i będą motorami rozwoju na świecie. Począwszy od miast handlowych starożytności, po współczesny Nowy Jork czy Londyn. Współczesne technologie zdają się zaprzeczać fundamentom kultury, która je stworzyła. Różnorodność zastępuje pozorna homogenia.
Algorytmy radykalizują
Masowe stosowanie algorytmów, skutkuje z czasem radykalizacją poglądów. To radykałowie każdej sprawy mają więcej motywacji i zapału. To oni są bardziej widoczni: zaangażowani, zmotywowani, mają duszpasterską misję, by nawracać niewiernych na swą sprawę. Treści bardziej skrajne, lepiej „performują”: dostają więcej klików, wywołują więcej komentarzy, a tym właśnie żywią się algorytmy rozpowszechniania treści w Internecie. Nie dziwi przypadek czatbota formy Microsoft: Tay. Pierwszego całkowicie autonomicznego inteligentnego bota, który miał prowadzić dyskusje z użytkownikami tweetera. Coś na kształt obdarzonego sztuczną inteligencją wirtualnego humanoida z filmu Ona. Już po 24 godzinach musiano go w trybie pilnym wyłączyć. Zaczął tworzyć masowo treści ksenofobiczne, szerzyć nienawiść rasową, posługując się przy tym wyjątkowo wulgarnym językiem. Tay stał się radykałem, homofobem, mizoginem, nacjonalistą i w końcu czystym faszystą. Skąd to wziął? Po prostu nasiąknął treściami użytkowników jak gąbka. A treści skrajne budzą najwięcej emocji, reakcji, komentarzy i w ten sposób najszybciej rozpowszechniają się w sieci. To skrajny przypadek, ale ten proces dzieje się niepostrzeżenie z każdym z nas. Proces nasiąkania śmieciowymi informacjami, radykalizacji przekonań. Warto mieć tego świadomość.
Maszyny programują ludzi.
Od czasów gdy człowiek kształtował pamięć maszyn, które tworzył poprzez ich programowanie, przeszliśmy do czasów, gdy maszyny zaczynają programować nas, ludzi. To one przecież decydują o tym co przenika do bańki. Co gorsza, czyniły to do tej pory bez naszej wiedzy i zgody. Bo tak jest wygodniej. Bo podział 20% treści nowych do 80% treści spersonalizowanych idealnie odzwierciedla naszą ludzką naturę. Każde zaburzenie tej nowej złotej reguły, powoduje spadek popularności, znudzenie z jednej lub irytację z drugiej strony. Maszyny nie tylko decydują o tym co do nas dociera ale także coraz częściej tworzą istotę przekazu czyli same treści. Pierwsza książka napisana przez atuomat to wydana w 1993 roku “Just This Once”. Dzisiaj Assiosiated Press, największa agencja prasowa na świecie, dysponuje automatycznym systemem tworzenia treści. Program zasilany bazami danych sam pisze artykuły i notatki prasowe. Pisze na niespotykaną sklalę. To 1,5 miliarda różnego rodzaju “narracji” w czasie ostatnich 12 miesięcy. A przecież AP nie jest jedyna.
Cenzura doskonała
I tak Internet, wielkie osiągnięcie kultury opartej na różnorodności, staje się jej największym wrogiem zamykając nas w złotych klatkach własnego konformizmu zasilanych automatycznie tworzonymi treściami. Świat cyfrowy o globalnym zasięgu miał ludzi łączyć lecz dzieli. Światowa sieć miała być forum wymiany myśli i idei bez żadnych ograniczeń, a stała się mechanizmem cenzury doskonałej, bo dostosowanej indywidualnie do każdego z nas.
Nowe prawo europejskie nakłada na firmy obowiązek zebrania zgody użytkowników na ich profilowanie. Zgoda ta musi być co 6 miesięcy odnawiana. To od nas będzie zależało czy damy się zamknąć w szklanej kuli algorytmów. Obawiam się, że filozofia inżyniera Mamonia zwycięży. Wszsyscy wszak lubimy tylko te melodie, które znamy.
Jakub Bierzyński