Paradoks: to Robert Biedroń może być największym beneficjentem porzucenia przez Ryszarda Petru własnej partii (Polska The Times)

21 maja 2018

Ryszard Petru zapoczątkował działalność partii Nowoczesna i wszystko wskazuje na to, że jego odejście może tę działalność zakończyć. Nie tyle chodzi i samą osobę założyciela, który od jakiegoś czasu był dla organizacji raczej obciążeniem niż atutem, ale o styl jego odejścia. Styl z obu stron fatalny. Trudno bowiem dopatrzyć się merytorycznych przesłanek w tym sporze. Nie o idee i program w nim chodzi. Feeria wzajemnych oskarżeń i emocji wskazuje na czysty problem personalny. Szef i ojciec ugrupowania nie mógł przeboleć detronizacji. Nowa szefowa nie umiała znaleźć dla niego miejsca. Wzajemna niechęć narastała co skończyło się w jedyny możliwy sposób: rozwodem. „Brzydkim rozwodem” jak opisała go Katarzyna Lubnauer w wywiadzie dla Magdaleny Rigamonti (Dziennik Gazeta Prawna) .

 

Brzydkie rozwody jak wiadomo nie wzmacniają żadnej ze stron. Wręcz odwrotnie. Niedojrzałość, dziecinada i emocjonalność reakcji powoduje, że rozwód ten bardzo negatywnie zaciąży na przyszłości politycznej wszystkich uwikłanych w niego osób.

 

Ryszard Petru uporczywie nie oddaje pola. Parę miesięcy temu ogłosił powstanie „Planu Petru”. Inicjatywy, która oprócz jego nazwiska w nazwie nie posiadała żadnych specyficznych cech. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że były przewodniczący Nowoczesnej wymyślił kolejną sztuczkę, która pozwoli przedłużyć jego obecność w studiach telewizyjnych, da mu się po raz kolejny pogrzać światłem kamer. Plan Petru był inicjatywą nieprzygotowaną ani pod względem ideowym (paradoksalnie bez planu) ani organizacyjnym. Deklaracje o tym, że sztab specjalistów nad planem pracuje, nadają się na opowieść super popularnego celebrytę politycznego w stylu Roberta Biedronia ale nie dla Ryszarda Petru. Brutalna prawda jest taka, że mało kto czeka na owoce pracy owych specjalistów. Ryszard Petru miał swoje pięć minut w polskiej polityce, wykorzystał je by zbudować prawdziwie popularny ruch (w szczycie 30% w sondażach) by potem cały ten potencjał spektakularnie zmarnować. Nie sądzę, by ta sztuka udała się znowu. Najwyraźniej on sam jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy ale kariera polityczna Ryszarda Petru dobiegła końca.

 

Myślę, że podobny los czeka jego konkurentów z Nowoczesnej. Partia osłabiona wybrykami przewodniczącego, potem samobójczą polityką milczenia wobec fali krytyki i drwin dostaje kolejny cios w postaci brzydkiego rozwodu z własnym założycielem. Trudno będzie taki cios przetrzymać tym bardziej, że poziom rozwodowego dyskursu nie przystoi prawdziwemu przywództwu. Obustronne oskarżenia o kłamstwa, personalne wycieczki, miałkie dyskusje nie wzmacniają Nowoczesnej. Wydaje się, że jedynym rozsądnym dla partii rozwiązaniem może być rozpuszczenie się w strukturach swojego silniejszej i stabilniejszej siostry: Platformy Obywatelskiej. W ostatnim sondażu partia Katarzyny Lubnauer znalazła się grubo poniżej progu wyborczego i bardzo trudno będzie przekonać potencjalnych wyborców, że głos oddany na Nowoczesną nie będzie zmarnowany.

 

Na rozwodzie zyska z pewnością Grzegorz Schetyna. Znika poważna, do tej pory, konkurencja. Przywództwo Platformy pozostaje niezagrożone. Mało tego z resztek po konkurencie można będzie sklecić jakiś nowy, ładnie wyglądający szyld. Stary jest już mocno zużyty, przeżarty rdzą i nie kojarzy się najlepiej. Wchłonięcie Nowoczesnej stanowi dobry pretekst do zmiany szyldu na świeższy, po drugie na wymianę części najsłabszych, najbardziej leniwych i ospałych działaczy w centrali i w terenie. Taka wewnętrzna konkurencja może bardzo wzmocnić nadwątlony brakiem pomysłu i charyzmy wizerunek Grzegorza Schetyny.

 

Paradoksalnie PiS nie powinien być zadowolony z upadku Nowoczesnej. Dotychczasowi jego główni konkurenci skazani są bowiem na koalicję i jest to koalicja pod auspicjami partnera dysponującego środkami, pieniędzmi i silnym organizacyjnym zapleczem. Zjednoczona opozycja występując razem w sondażach dogania w notowaniach partię rządzącą. Do wyborów nie powstanie żadna liberalna konkurencja wobec koalicji Platformy z Nowoczesną. Liberalni wyborcy zostali już tak srodze doświadczeni najpierw przez PO potem przez Nowoczesną, że nie sądzę by byli w stanie wykrzesać w sobie choć iskrę entuzjazmu lub cień zaufania do jakiejkolwiek nowej liberalnej inicjatywy politycznej. Albo zagłosują na znane zło po liftingu w postaci zjednoczonej opozycji albo zostaną w domu. Ryszard Petru nie ma czego szukać w polityce. Los nie daje dwa razy tej samej szansy.

 

Dezintegracja Nowoczesnej daje natomiast nowe perspektywy lewicy. Znika jedyna prawdziwie modernizacyjna siła polityczna. Nowoczesna liberalna gospodarczo, była lewicy bliska światopoglądowo. Jej wchłonięcie przez bardziej konserwatywną PO pozwoli na wyczyszczenie sceny politycznej. Tradycyjne podziały stają się znowu jasne. Liberałowie stają się z powrotem bardziej konserwatywni, a lewica może się ogłosić jedyną postępową siłą polityczną na rynku.

 

Stanowi to potencjalne zagrożenie dla władzy Kaczyńskiego. To z lewicowej strony może przyjść najbardziej bolesny cios. Lewica wyważona w kwestiach gospodarczych i postępowa w sprawach światopoglądowych może odebrać część wyborców PiS, którzy prędzej odejdą do wrażliwej społecznie postępowej lewicy niż do konserwatywnych liberałów, którzy zostali przez dotychczas ulubioną ich partię skutecznie obrzydzeni. Jeśli, jak wykazują sondaże i dotychczasowe doświadczenie, podstawowy spór w Polsce nie toczy się o kwestie praworządności i ustroju, to znaczy, że będzie się toczył wokół kwestii socjalnych i światopoglądowych. A w tych kwestiach lewica może lepiej obsłużyć rozbudowane przez PiS oczekiwania społeczne jednocześnie otwierając szeroko okno w nienośnie dusznej muzealnej piwnicy narodowego grobowca prawicy. Z tego powodu paradoksalnie to Robert Biedroń może być największym beneficjentem próby dzieciobójstwa podjętej przez Ryszarda Petru.

Jakub Bierzyński