Paragraf 7. Unijne sankcje: jak ma zagrać opozycja? (Polityka)

18 stycznia 2018

Uruchomienie paragrafu 7 Traktatu o UE czyli procedury stwierdzenia ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości Unii, może zmienić sytuację na krajowej scenie politycznej.
Po raz pierwszy spór dotyczy kwestii, w której opozycja ma po swojej stronie zdecydowaną większość Polaków. Aż 83% jest za Polską w Unii Europejskiej. Stawka jest wysoka. Jak nie zmarnować tego kapitału? W tej rozgrywce nie stać nas na błąd.

 

Cel polityki Jarosława Kaczyńskiego jest jasny, chodzi o to by odstraszyć unijnych decydentów od ingerencji w lokalne kwestie polityczne i osłabić lokalne źródła protestu tak, by Kaczyński cieszył się niczym nieograniczoną swobodą rządzenia. Niezgodne z konstytucją i posiadanym mandatem, zmiany ustrojowe jakie wprowadza, nie napotkały istotnego oporu w kraju. Rząd dysponuje nieograniczonymi środkami przymusu a kolejne rozwiązania prawne, które wprowadza jeszcze je zaostrzą. Powoływane są kolejne służby, zakres uprawnień już istniejących gwałtownie się poszerza. Sądy zostały podporządkowane partyjnej nomenklaturze. Protesty uliczne, silne jeszcze latem, w grudniu ledwo się tliły, gromadząc w najlepszym wypadku po parę tysięcy uczestników. Parlamentarna opozycja demokratyczna nie jest w stanie zablokować ustawodawczej ofensywy prawicy. Nie tylko dlatego, że jest w mniejszości ale przede wszystkim dlatego, że większość przestała liczyć się z prawnymi ograniczeniami swej władzy regularnie łamiąc reguły ustrojowe państwa. Ostatnio nawet się z tym nie kryje. Z parlamentarnych reguł, ulicy i zagranicy, demokratycznego ładu w Polsce może bronić jedynie zagranica. Wszelkie demokratyczne środki obrony konstytucji zostały wyczerpane. Instytucje międzynarodowe są ostatnią tamą stojącą na drodze do pełni autorytarnej władzy Jarosława Kaczyńskiego. Nie trudno przewidzieć strategię jaką przyjmie wobec ich oporu. Po pierwsze rząd będzie z całych sił usiłował przekonać polityków europejskich, że ich działanie jest kontr produktywne. Procedura stwierdzenia naruszenia praworządności ma skutkować zrażeniem euro entuzjastycznych Polaków do Unii co uczyni groźbę polexitu realną. Propaganda rządowa zrobi wszystko by przedstawić konflikt jako mieszanie się Brukseli, a de facto Berlina, w wewnętrzne sprawy Polski. Już dzisiaj prawicowym spin doktorom skutecznie udało się narzucić pojęciową dychotomię: Polska – zagranica, w tym Unia Europejska, jako dominującą formę postrzegania świata. Taki podział niesie za sobą parę fundamentalnych konsekwencji. Po pierwsze skutecznie utożsamia w pojęciowym uniwersum Polskę z rządem dominującej prawicy. Partia i naród, Polska i rząd z tej perspektywy to nierozerwalna jedność, przedstawiana w kontrze do wrogiego nam świata. Po drugie, Unia Europejska z dobrowolnego zrzeszenia niezależnych państw, staje się natrętnym imperium narzucającym nam, Polakom, obce wymagania z zagranicy. Wymagania te są emanacją wrogich interesów i nie mają nic wspólnego z deklarowanymi wartościami. Z tej perspektywy nie o praworządność i demokracje chodzi lecz o Centralny Port Lotniczy, konkurencję ekonomiczną, reparacje wojenne itp. Oficjalna propaganda zrobi wszystko by przekonać Polaków, że procedura naruszenia praworządności jest prowadzona przeciw ojczyźnie, a jej ukrytym, prawdziwym celem jest powstrzymanie Polski od realizacji jej uzasadnionych celów ekonomicznych. Taka narracja realizuje dwa podstawowe strategiczne cele: przedstawia instytucje Unijne jako wrogie naszym interesom narodowym oraz opozycję jako zdrajców, donosicieli na własny kraj u obcych. PiS próbuje tym samym wykonać podwójny szantaż. Raz na politykach unijnych mówiąc: wasze sankcje spowodują, że Polacy odwrócą się od Unii a my będziemy mieli wolną rękę w sprawie Polexitu. Dwa, na opozycji, zamykając jej usta przez ustawienie w roli narodowego zdrajcy.
To wyjątkowo perfidna i niebezpieczna gra. Jeśli się powiedzie, może zakończyć się spełnieniem obu powyżej opisanych gróźb: wyjściem Polski z Unii Europejskiej oraz trwałą marginalizacją opozycji w kraju.

Walka wokół paragrafu 7 jest z tego punktu widzenia kluczowa. Opozycja musi skoncentrować wszelkie siły. Stoi bowiem w obliczu śmiertelnej groźby wasalizacji z jednej strony, z drugiej, biorąc pod uwagę przywiązanie Polaków do Unii, wyraźnej szansy na trwałą zmianę dynamiki sytuacji politycznej w kraju.

Spróbujmy pospekulować jak tę wojnę o wszystko z totalną władzą wygrać.

1. Europa osią politycznego sporu.

Trzeba inaczej narysować linię podstawowego politycznego sporu. Zapomnijmy o podziałach na prawicę i lewicę, na zwolenników czy przeciwników programu socjalnego, na zwolenników czy przeciwników aborcji na życzenie. Podziały te w obecnej sytuacji nie mają żadnego znaczenia. Na szali leży bowiem przyszłość Polski jako demokracji w ramach zachodniej wspólnoty narodów. Odłóżcie spory. Zapomnijcie o ideologiach. W każdej ze spraw, które dzisiaj was dzielą poparcie dla poszczególnych postulatów jest różne, a linie podziałów wzajemnie się przecinają. Najważniejszy, fundamentalny podział, gdzie 83% Polaków jest po waszej, opozycyjnej stronie, to podział na zwolenników i przeciwników obecności Polski w Unii Europejskiej. Podział, który wyznacza nasze narodowe perspektywy cywilizacyjne na kolejne dziesięciolecia, definiuje nasze fundamentalne geopolityczne interesy, ale także jest ważny osobiście dla każdego z nas. Bycie obywatelem Europy jest istotnie dla każdego Polaka personalnie. Często członkowie jego rodziny pracują za zachodzie, otrzymuje bezpośrednie dotacje unijne ale też na co dzień widzi jak bardzo wstąpienie do UE zmieniło jego życie: chodnik po którym chodzi, plac na którym spaceruje, jego wieś, miasteczko, własny dom.
Członkostwo Polski w Unii Europejskiej to ta sfera polityki, która łączy w sobie wysokie wartości, poczucie tożsamości i osobiste interesy. Inaczej niż obrona demokracji, jest realną groźbą dla milionów ludzi. Opozycja skutecznie prowokowana przez totalną władzę, od dwóch lat krzyczy o śmierci demokracji. Tymczasem TVN nadaje, ludzie demonstrują, autobusy jeżdżą jak co dzień. Bardzo trudno jest postawić granicę, stwierdzić – tutaj się kończy demokracja. Bardzo trudno skomplikowaną sferę prawa, konstytucji czy niezawisłości sądów przełożyć na codzienne osobiste doświadczenie. Spór o członkostwo w Unii Europejskiej pozbawiony jest tych wad. Granicę wyznaczyć jest łatwo, Brexit najlepszym przykładem, perspektywa ekonomiczna ponura i trudno będzie przekonać Polaków, że może być inaczej. Do tego nakładają się osobiste lęki o przyszłość rodziny za granicą, o swobodę podróżowania, o prawo do dobrze płatnej pracy w Niemczech itp. Na koniec wartości najwyższe – autoidentyfikacja, poczucie przynależności, tożsamość i duma. Nawet prawicowi wyborcy w dyskursie o uchodźcach uwielbiają powoływać się na przynależność do cywilizacji zachodu. Oni przecież są tarczą broniącą Europy przed najazdem barbarzyńców. To źródło ich dumy i poczucia własnej wartości. Przynależność do zamożnej cywilizacji zachodu wobec biednych obcych buduje poczucie wyższości. To nieodłączny element procesu odzyskiwania godności, o jakiej mówi stale prawicowa propaganda. Jeśli Europa wyrzuci swą „tarczę” ze wspólnoty, to jaki sens ma ta opowieść? To problem autoidentyfikacji i tożsamości – podstawowych wartości obsługiwanych przez prawicową mitologię.
Opozycja musi stale powtarzać – PiS chce wyprowadzić Polskę z Europy. Gdy politycy władzy zaczną tłumaczyć, że to nieprawda, zrobimy pierwszy krok do zwycięstwa. Pamiętajcie, tylko winny się tłumaczy a w politycznej praktyce tłumaczący się potwierdza zarzuty. Trzeba zmusić obóz władzy do codziennego zaprzeczenia, iż jego celem jest Poexit. Będzie to miało efekt taki jak zawsze – odwrotny do zamierzonego.

2. Wykorzystanie siły przeciwnika.

Trzeba stale zadawać pytanie: na czyj wniosek została wszczęta procedura sprawdzania praworządności w Polsce? Kto doniósł na swój kraj? Czyj podpis widnieje na wniosku? Daty dokumentów, nazwiska donosicieli. Nie należy walczyć z propagandą tłumacząc się z zarzutów (patrz punkt pierwszy). Propagandę trzeba wykorzystać przeciwko jej autorom. Historia donoszenia na Polskę nadaje się do tego zabiegu doskonale. Pod wnioskiem o opinię skierowanym do Komisji Weneckiej, złożonym 24.12.2015 roku widnieje nazwisko Witolda Waszczykowskiego – Ministra Spraw Zagranicznych rządu RP. Gwarantuję, że dla większości wyborców opozycji jest to fakt kompletnie niezrozumiały. Dla wyborców niezdecydowanych i popierających totalną władzę wręcz szokujący. Jedyne co mogą z tym faktem zrobić to wyparcie. I tak się dzieje. Rola Waszczykowskeigo jaką odegrał u zarania konfliktu z UE jest systematycznie przemilczana. Opozycja nie robi z niej żadnego użytku. Tymczasem, wyborca prawicowy jest niebywale wrażliwy na teorie spiskowe. Z natury podejrzliwy, nieufny wobec świata. Trzeba entuzjastom dobrej zmiany zadać to proste pytanie: po co Minister Spraw Zagranicznych doniósł na własny rząd? W jakim celu to zrobił? Czy był to akt sabotażu? Czy była to zdrada? Samowola? Niesubordynacja wobec naczelnika? Nie możliwe, skoro nie spotkała go kara. Zero. Nic. Nie było nawet upomnienia. Istnieje tylko jedno zrozumiałe wyjaśnienie tego fenomenu – Waszczykowski działał na polecenie i za pełną zgodą Jarosława Kaczyńskiego! Po co? Po to, by sprowokować dalszy ciąg wypadków, który pozwoli nieomylnemu strategowi zrealizować kolejny genialny plan. To nie PiS wyprowadza Polskę z UE, lecz Unia sprytnie sprowokowana, wyrzuca nas sama. Wobec silnych pro unijnych przekonań Polaków, lepiej odpowiedzialnością za konflikt obarczyć innych, samemu przywdziewając pozę ofiary spisków i knowań opozycji z obcymi. Donos na własny rząd to nic innego niż genialna w swej przenikliwości strategia prezesa.
Taka narracja ma wiele zalet. Po pierwsze jest wysoce wiarygodna: odwołuje się do potrzeby teorii spiskowych oraz głębokiej wiary w nieomylność prezesa. Po drugie, spycha przeciwnika do głębokiej defensywy, zmuszając do odpowiedzi na pytanie, na które dobrej odpowiedzi nie posiada: dlaczego Waszczykowski doniósł? Czyje interesy realizował? Jakie to były cele? W ten sposób można odwrócić narrację o donosicielach w przeciwną stronę i przejść z obrony do ataku.

3. Wartości.

Trzeba się skoncentrować na wartościach. Zepchnąć prawicę na polu, na którym wydaje się najmocniejsza. Taki aksjologiczny dyskurs powinien brzmieć następująco: „UE jest dla was, obozu władzy obca. Nie do zniesienia. Ogranicza waszą władzę, stawia warunki i wymagania. Oskarżacie nas o donosicielstwo, bo dla was Unia to w istocie niechciany, obcy byt, do którego jesteście wrogo nastawieni. UE to dobrowolny związek wolnych i równych. Będziemy bronić wartości, w imię których ten związek powstał. Paragraf 2 traktatu UE brzmi: „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.”
Sprowadzenie obecności Polski w zjednoczonej Europie do kwestii czysto finansowych, dopłat, korzyści handlowych itp. jest dla prawicy w dłuższej perspektywie bardzo niebezpieczne. Trudno bowiem przekonać Polaków, że wartości UE są dla nas z natury obce, narzucone z zewnątrz, groteskowe. Wariant moskiewski jest w naszym przypadku mało prawdopodobny. Prawica przedstawia się swoim wyborcom jako formacja ideowa w odróżnieniu od lewaków czy liberałów pozbawionych „wartości”. Warto wyeksplikować wartości obowiązujące po obu stronach tego sporu. Okaże się, że nas Europejczyków, jest zdecydowana większość. Mało tego, taki podział narzuca naturalne pytanie – jaka jest identyfikacja ideowa prawicy? Bo jeśli nie europejska to jaka?

4. Nie wolno się tłumaczyć.

Nie wolno tłumaczyć, że to nie opozycja jest donosicielem w polskich sprawach. Defensywa to dowód słabości. W polityce zazwyczaj utwierdza wyborców w przekonaniu o prawdziwości zarzutów. Tylko winny się tłumaczy. Niewinny atakuje. Trzeba użyć argumentów świetnie znanych z narracji waszych przeciwników. Wystarczy obrócić kierunek rażenia. Trzeba jednoznacznie i wprost zerwać z „poprawnością polityczną”. Cokolwiek to znaczy, w prawicowych uszach wiarygodnie brzmi. Jest wyjęta z ich uniwersum znaczeń i jako taka nie wymaga tłumaczenia. Trzeba wykorzystać kolejną figurę retoryczną, która tak skutecznie pozbawia opozycję głosu: atak uprzedzający. Jeśli wiadomo co zrobi druga strona, jeśli jej reakcja jest całkowicie przewidywalna, możesz pozbawić ją jakiegokolwiek znaczenia uprzedzając:
„Wiadomo, nazwiecie nas donosicielami, będziecie atakować, bo zawsze nas atakujecie. Ta władza nie jest oparta na konsensusie społecznym, lecz ciągłej konfrontacji, nie na zgodzie lecz walce . W tej walce Unia i opozycja jest wrogiem. Będziecie nas krytykować, bo nas, opozycji, nienawidzicie. Nienawidzicie Unii, stawiającej wymagania swoim członkom. Nienawidzicie jej wartości. Przyjmijcie do wiadomości: będziemy tych wartości bronić . Będziemy ich bronić w kraju, w Europie, wszędzie. Wartości takie jak wolność, demokracja, prawa człowieka, sprawiedliwość, tolerancja, solidarność, nie mają ceny. Dla nas są najważniejsze. Sami donosiciele, oskarżacie nas o własne grzechy. Hipokryci, faryzeusze! Waszczykowski zaczął donosem do Komisji Weneckiej a dzisiaj wystarczy przetłumaczyć paski w TVP. Na was nie trzeba donosić. Sami to robicie najlepiej.”

5. Wywołać wilka z lasu.

Znowu, wzorem przeciwników, należy prawicę prowokować. Prowokacja polityczna w dyskursie społecznym realizuje dwa podstawowe cele: po pierwsze za pomocą wyprowadzenia przeciwnika z równowagi pozwala ujawnić jego prawdziwe intencje. Po drugie, pozwala go zdyskredytować przedstawiając skrajne postawy jako wizytówkę całej formacji. Dobrym przykładem jest wpis Rafała Ziemkiewicza i następujący po nim felieton. Główny przekaz: “Co się tak trzęsiemy nad tą Unią? Wzięliśmy co było tam do wzięcia, więcej nie będzie i czas wyp………lać, jak sami ułatwiają”.
Tego typu reakcje są bezcenne. Oto bowiem jeden z głównych publicystów otwarcie przyznaje: 1- prawica planuje polexit, 2 – przehandlowała własne wartości za pieniądze z UE uprawiając polityczną prostytucję, 3 – wartości świata zachodniego (prawa człowieka, wolność, solidarność, poszanowanie godności, demokracji, równości, państwa prawnego, tolerancji, niedyskryminacji) opisane w parafie 2 traktatu UE, są im obce, 4 – Ziemkiewicz potwierdza intrygę z donosem na własny rząd, by sprowokować Unię do realizacji niepopularnych zamiarów prawicy.
Jeśli opozycja będzie stale prowadzić narrację opisaną powyżej, takich głosów będzie więcej, a to bezcenni „pożyteczni idioci” naszej sprawy.

6. Nie lękajcie się

Gra idzie o najwyższą stawkę. Nie można stanąć w półkroku. Bądźcie odważni, bezkompromisowi, zdecydowani. Chcemy być w Unii dla wspólnoty wartości świata zachodniego. To dla tych wartości, a nie dla pieniędzy, ginęli bohaterowie kolejnych pokoleń walczących o miejsce Polski na zachodzie Europy. Polska zamożna, bezpieczna i praworządna może być tylko w Europie. Wiemy jak bardzo to ostatnie kłuje prawicę w oczy. Obrona praw obywatelskich polskich obywateli w parlamencie Europejskim to nasz obowiązek wobec naszych wyborców. Nie ulegniemy szantażowi. Gardzimy epitetami. Obelgi są ceną jaką przyjdzie nam płacić za obronę fundamentalnych wartości.
W ten sposób okażecie waleczność i ducha własnym zwolennikom. Zasłużycie na szacunek przeciwników.
Domagajcie się sankcji. Wolność nie ma ceny. To są sankcje nałożone na rząd nie na Polskę. To PiS jest za nie odpowiedzialny. Najpierw sam na siebie doniósł. Potem polityków Europejskich ignorował. Potem ich obrażał, wyzywając od pijaków i ignorantów. Nie respektował prawa, lekceważył postanowienia Trybunału Sprawiedliwości. Rząd prawicy zrobił wszystko, by Komisję Europejską do sankcji sprowokować. Te sankcje powinny nastąpić. Jak widać po puszczy Białowieskiej prawica posługując się siłą, rozumie wyłącznie język siły. Wszelkie ostrzeżenia lekceważy, negocjacje ignoruje, z apeli się śmieje, urzędnikami UE gardzi.
Najlepiej ukarać władze nie karząc obywateli. Odebranie prawa głosu rządowi PiS, byłoby adekwatnym wymiarem kary.
Jeśli jednak przyjdzie do kar finansowych, zapłacimy za nie wszyscy. Bez wyjątku: i ci którzy biorą osobistą współodpowiedzialność za politykę rządu, popierając totalną władzę, i ci którzy są wobec niej w opozycji.
Czas spojrzeć prawdzie w oczy: nie jesteśmy żadną tarczą, jesteśmy chorym człowiekiem Europy. Jesteśmy obiektem troski całego demokratycznego świata. Nie tylko UE ale też
amerykański Departament Stanu ubolewa nad sytuacja w Polsce. Trzeba powtarzać to w nieskończoność: to rząd Prawa i Sprawiedliwości bierze wyłączną odpowiedzialność za nieuchronne, przez siebie sprowokowane skutki własnej polityki.

Władza oznacza odpowiedzialność. Totalna władza to odpowiedzialność całkowita.

Jakub Bierzyński