Powstanie Warszawskie to klęska czyli zrywów mamy już dosyć. (Polska The Times)

9 października 2017

Co roku uroczyście obchodzimy rocznicę rozpoczęcia Powstania Warszawskiego. Rocznice jego zakończenia, tak jak w tym tygodniu upływają niezauważenie. Dlaczego? Dlatego, że nie chcemy pamiętać, że Powstanie zakończyło się klęską. Klęską polityczną, klęską militarną i klęską moralną rządu w Londynie i ruchu oporu.

Warszawa walczyła samotnie.

Na pomoc aliantów nie można było liczyć. Miasto znajdowało sią na granicy zasięgu ich samolotów. Stalin z oczywistych geopolitycznych powodów nie miał żadnego interesu w tym, by je wspomagać. Wręcz odwrotnie poczekał, aż zostanie zdławione niemieckimi rękoma. W ten sposób unicestwił najważniejszy ośrodek dowództwa politycznego państwa podziemnego. Nie bez znaczenia jest zniszczenie miasta – stolicy i symbolu niepodległej Rzeczpospolitej. Znamienne, że w skutek ogromnych zniszczeń, po wojnie, bardzo poważnie rozpatrywano pomysł przeniesienia stolicy do Łodzi. Polska pozbawiona administracyjnych tradycji państwowych, infrastruktury stolicy a przede wszystkim inteligencji i stołecznej klasy urzędniczej, była łatwiejszym łupem do przetrawienia dla imperialistycznego molocha komunistycznej Rosji. Głównym politycznym celem powstania miało być przyjęcie Armii Czerwonej na równorzędnych zasadach w wyzwolonym mieście. Stało się dokładnie odwrotnie. Miasto przestało istnieć. Prawie połowa jego mieszkańców została zamordowana w obozach, getcie, masakrach ulicznych lub zginęła w walce.

 

„Cały naród buduje swoją stolicę.”

W symboliczny sposób Polska została wydana na łaskę swoich „wyzwolicieli” . Odbudowa stolicy stała się synonimem odbudowy kraju. Bardzo skrupulatnie wykorzystanym przez komunistyczną propagandę. Po pierwsze przez wylansowanie hasła bratniej pomocy – czego Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina miał być dominującym nad miastem piętnem. Po drugie mit jedności narodu pod nowymi rządami z hasłem „cały naród odbudowuje swoją stolicę”. Klęska powstania stworzyła polityczną próżnię. Próżnię tę bardzo skrupulatnie wypełnili komuniści.

 

Powstanie było także klęską militarną.

Bilans działań wojennych w stolnicy jest tragiczny. 200 tysięcy osób cywilnych zginęło w walkach lub zostało zamordowanych w systematycznych rzeziach. Na polu walki śmierć poniosło 17 tysięcy powstańców i 5 tysięcy żołnierzy Armii Berlinga. Po stronie niemieckiej straty wynosiły zaledwie 2 tys. ludzi. Powstanie to nie tylko straty militarne ale także niebagatelne straty materialne. 80% budynków zniszczono. Z konającego miasta Niemcy wywieźli 1000 pociągów i 45 000 wagonów towarowych zrabowanych dóbr. Powstanie skazane było na klęskę z jednego prozaicznego powodu: chronicznego braku broni i amunicji. Ograniczonymi środkami można z powodzeniem toczyć wojnę partyzancką lub prowadzić akcje dywersyjne ale do regularnej wielodniowej bitwy potrzeba zasobów. Tu statystyki były tragiczne. Armia Krajowa dysponowała 17 000 sztuk broni na 50 tysięcy powstańców. Mój teść szedł do powstania z gołymi rękoma. W jego oddziale jeden pistolet przypadał na sześciu ludzi. Kończył powstanie z granatem jako jedynym uzbrojeniem. Nie był wyjątkiem. To była reguła.

 

Mit równorzędnego starcia

Dzisiaj budowany jest mit równorzędnego starcia, w którym żołnierze Państwa Podziemnego godnie przegrali bitwę z okupantem. To mit. Walka była tragiczna, rozpaczliwa, samobójcza i powstańcy mieli tego pełną świadomość. Już 06. Sierpnia Jan Mazurkiewicz „Radosław” pisał w meldunku do Antoniego Chruściela „Montera” dowódcy sił powstańczych: Nieprzyjaciel paląc kolejne domy wycina ludność na Woli (..) Odwody zużyte, tzn. Ludzie są, ale amunicji brak. Stan oceniam jako rozpaczliwy. Mam skupione na tym odcinku tysiące uchodźców z Woli, którzy demoralizują swoją postawą żołnierzy. Brak zrzutów i amunicji wywołuje kolosalne rozgoryczenie. Ba jakże i czym wytłumaczyć ludziom? Szykuje się olbrzymia tragedia, tak jak historyczna rzeź Pragi.” Warszawę po upadku powstania żegnał tłum niedobitków, ludzi złamanych, skrajnie wyczerpanych, głodnych, rannych bezdomnych w łachmanach, ze łzami w oczach. Stracili wszystko: najbliższych, mieszkania, meble, cały dobytek. Stosy trupów na ulicach i dymiące zgliszcza ich ukochanego miasta były dowodem tej klęski.

 

Romantyczny mit „moralnego zwycięstwa”.

Często powtarzane jest przekonanie, że Powstanie było moralnym zwycięstwem nad okupantem. Trudno się z tą tezą zgodzić. Moralne zwycięstwa zbyt często zastępują nam, Polakom, militarne i polityczne klęski w narodowej mitologii. Po pierwsze tryb podejmowania decyzji o wybuchu powstania był delikatnie mówiąc niejasny. W końcu rząd na uchodźctwie w Londynie abdykował ze swej roli, przekazując decyzję o wezwaniu do powstania do Warszawy. Aż trudno sobie wyobrazić niefrasobliwość w podejmowaniu tak kluczowej dla życia setek tysięcy ludzi decyzji. Po drugie, rachuba polityczna była fatalnie nietrafna. Czy sukces powstania i wyzwolenie Warszawy własnymi siłami zmieniłby w jakikolwiek sposób bieg historii? Karty w Jałcie zostały już dawno rozdane i rząd w Londynie o tym świetnie wiedział. Jaki był zatem sens narażania życia tysięcy mieszkańców Warszawy? Realizacja romantycznego mitu polskiego powstańca oddającego swe cenne życie za przegraną sprawę? Czy wolno było taką decyzję podjąć, gdy szanse na militarną wygraną były nikłe a na zwycięstwo polityczne szans nie było żadnych? Przypomnę, pod koniec powstania mieszkańcy Warszawy przeklinali powstańców. „Gdy oddziały Radosława wchodziły na Stare Miasto część mieszkańców rzucała w nich doniczkami, w przechodzących piwnicami pluto.” Dla cywilnych mieszkańców miasta cena była zbyt wysoka. Życie tygodniami pod bombami bez wody, elektryczności o głodzie, w piwnicach, gdy bliscy ginęli codziennie było często nie do wytrzymania.

 

Nigdy więcej „moralnych zwycięstw”.

Zapytacie Państwo po co piszę takie rzeczy w rocznicę zakończenia walk? Piszę po to byśmy już nigdy nie popełniali takich błędów w przyszłości. Byśmy już nigdy nie narażali życia za przegraną sprawę. Czasem trzeba powiedzieć sobie jasno, jednym zrywem nie wygramy wolności. Przegrane zrywy od wolności z pewnością nas oddalają a ich koszty są ogromne. Dlatego z całym szacunkiem dla powstańców, dla ich bohaterstwa, tym bardziej godnego szacunku i chwały, że tragicznie beznadziejnego, dyskusja o zasadności powstania powinna trwać. To dyskusja o naszej przeszłości ale także o stanie narodowej świadomości dzisiaj. Nie dajmy się zwieść romantycznym mirażom o beznadziejnych, bohaterskich narodowych powstaniach. Majdan nie powinien być dla nas przykładem i wzorem. Jednym zrywem nie rozwiążemy naszych narodowych spraw. Niech przykładem będą nie klęski lecz sukcesy. Nie heroiczne zrywy lecz długoplanowa, dalekosiężna wizja. Nie powstanie lecz odzyskanie niepodległości. Powinniśmy się głębiej zastanowić nad tymi dwoma symbolicznymi dla nas, Polaków datami: 11 listopada i 01 sierpnia. Jedna symbolizuje długi marsz do niepodległości i polityczną kalkulację druga romantyczny, heroiczny i tragiczny zryw. Tych zrywów mamy w narodowej historii już dosyć.

Jakub Bierzyński