Alibi Policji to kłamstwo. Rzecznik policji bez identyfikatora wyreżyserował je dla kolegów. (Wyborcza)
24 lipca 2018
Wymiana oddziałów i brak identyfikatorów policjantów przed Sejmem wskazują na to, że chodziło o celowe prowokowanie tłumu, by zyskać pretekst do represji. Taktyka stara i znana – minister Brudziński idzie śladem autorytarnych poprzedników
Ostatnie demonstracje pod Sejmem pokazują, jak szybko dochodzi do eskalacji po obu stronach konfliktu. Protestujący uciekli się do prowokacji w postaci „wiecu na zakazanej ziemi”, czyli wdarcia się podstępem na teren Sejmu, oficjalnie dla nich zamkniętego. Posłowie opozycji przeszmuglowali ich w bagażnikach własnych samochodów. Doszło także do pomalowania sprejem budynku.
Temperatura daleka była od symbolicznej zadumy „łańcuchów światła” sprzed roku. Nieliczni manifestanci robili wrażenie skrajnie zdesperowanych swoją bezsilnością. Frustracja rodzi gwałtowne gesty, dlatego znacznie więcej było okrzyków, walenia barierkami i szarpaniny z policją niż przy poprzednich okazjach.
Policja odpowiedziała agresją. Czterech uczestników protestu zostało zatrzymanych, dwóch zostało pobitych, jeden znalazł się w szpitalu. Na nagraniach widać, że policjanci urządzali polowania na ludzi – zwartym klinem wbijając się w tłum, by wyłowić osobę, która była celem ataku.
Ostentacyjna przemoc potęgowała napięcie. Prowokowała manifestantów do kolejnych okrzyków i utarczek. Spirala agresji poszła w ruch.
Działali na rozkaz z góry
Jestem przekonany, że ze strony policji było to działanie celowe. Dowodzący akcją dostali rozkazy, by maksymalnie antagonizować protestujących ludzi. Niezależnie od tłumaczeń rzeczników prasowych, zapewnień, że policja działała profesjonalnie, kpin ministra Brudzińskiego i doniesień do prokuratury – policja nie wypełniła podczas demonstracji swoich obowiązków: utrzymania porządku, wyciszania nastrojów i łagodzenia napięcia.
To oni są profesjonalistami szkolonymi w tym celu. Nie represje wobec obywateli i pokaz siły, lecz uspokojenie emocji powinno być naczelnym celem działania bezstronnych profesjonalistów. Na materiałach z interwencji wyraźnie jednak widać, że funkcjonariusze zachowywali się tak, by sprowokować demonstrantów do przemocy. Wszystko wskazuje na to, że mimo wszystko im się to nie udało, a ranny rzekomo policjant został uderzony w twarz megafonem przez swego kolegę.
Jedno jest pewne, działali na rozkaz z góry i tego rodzaju prowokacji trzeba spodziewać się w przyszłości.
To klasyka działań autorytarnej władzy, która wykorzystuje siły porządkowe do sprowokowania protestujących, by dostać pretekst to stosowania przemocy. Przemoc ma na celu zastraszenie opozycjonistów oraz dalsze nakręcanie spirali siłowych rozwiązań, których ostatecznym celem jest znowu zdobycie pretekstu, ale już dla wprowadzenia represji na szeroką skalę.
Stanęliśmy na początku tej drogi.
Rzecznik kłamie, identyfikator musi być
Interwencja policji pod Sejmem była szczególna. Paweł Wroński w audycji Dominiki Wielowieyskiej w poniedziałkowym poranku w TOK FM relacjonował, że oddziały policji pełniące służbę przed Sejmem zostały wymienione.
W miejsce policjantów, którzy przyjechali pierwotnie – w furgonetkach oznaczonych hasłami „akcji protestacyjnej” akurat przez policjantów prowadzonej – przybyły inne, nieoznaczone. Co najważniejsze, owi funkcjonariusze nie posiadali wymaganych prawem identyfikatorów na mundurach.
Komisarz Sylwester Marczak, rzecznik prasowy stołecznej policji, w czasie konferencji prasowej tak odpierał zarzuty o niedopełnienie obowiązku noszenia identyfikatorów:
„Mamy do czynienia z pododdziałami zwartymi. Tu jest ten zarzut, że policjanci się nie przedstawiają. W pododdziałach zwartych policjanci mają działać, a nie odpowiadać na każde zapytanie. Na żądanie osoby policjant ma obowiązek podania swoich danych. Ale osoby, wobec której wykonuje interwencję, a nie wobec każdej osoby, która tego zażąda”.
Rzecznik policji kłamie. Nie istnieje pojęcie prawne „zwartych oddziałów policji”.
Owszem, rozporządzenie Rady Ministrów z 19 lipca 2005 r. w sprawie użycia broni palnej ma w tytule sformułowanie „oddziały i pododdziały zwarte Policji”, ale nigdzie go nie precyzuje. Takie pojęcie nie występuje w zarządzeniu komendanta głównego policji regulującym ochronę demonstracji – czyli „w sprawie metod i form przygotowania i realizacji zadań Policji w przypadkach zagrożenia życia i zdrowia ludzi lub ich mienia albo bezpieczeństwa i porządku publicznego”.
Ustawa o policji nie przewiduje możliwości zwolnienia policjanta na służbie z obowiązku identyfikacji – niezależnie od tego, jakie czynności wykonuje i czy jest umundurowany, czy nie. Policjant w każdym przypadku, na żądanie zainteresowanego, „obowiązany jest okazać legitymację służbową w taki sposób, aby zainteresowany miał możliwość odczytać i zanotować numer i organ, który wydał legitymację oraz nazwisko policjanta”. Ustawa używa wyrażenia „zainteresowany”, nie ograniczając prawa do żądania identyfikacji wyłącznie do osób będących przedmiotem czynności policji.
Pan Marczak daje kolegom alibi
Pytanie dziennikarza: – Jest kwestia plakietki, której pan rzecznik nie ma, a kolega posiada?
Marczak: – Jeśli chodzi o polo, w przypadku koszuli jest konieczność umieszczenia imiennika nad prawą kieszenią. W tym przypadku nie mam możliwości umieszczenia, ale nazywam się Sylwester Marczak.
Pan rzecznik po raz kolejny mówi nieprawdę. Ustawa o policji jest w tej kwestii jednoznaczna:
„Policjant w czasie służby jest obowiązany do noszenia przepisowego munduru i wyposażenia”.
Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 20 maja 2009 r. w sprawie umundurowania policjantów (Dz.U. 2009 nr 90 poz. 738) reguluje obowiązek noszenia identyfikatora bardzo szczegółowo:
„Znak identyfikacji imiennej obejmujący pierwszą literę imienia oraz nazwisko policjanta nosi się na: elementach ubioru służbowego – koszuli służbowej, koszuli służbowej letniej, koszulce polo z krótkim rękawem. (…) Oznaczenie nosi się po prawej stronie klatki piersiowej, a na części ubioru wyposażonego w górne kieszenie – bezpośrednio nad prawą kieszenią. Znak identyfikacji imiennej jest tabliczką metalową o wymiarach 13 x 80 mm, w kolorze granatowym, z zapięciem umożliwiającym przyleganie identyfikatora do tkaniny wierzchniej, np. klipsy. Litery i ramka jest w kolorze starego srebra. Czcionka liter: Arial – 20 punktów, krój czcionki jednoelementowy, półgruby”.
Pan Marczak, występując na konferencji prasowej bez identyfikatora, zrobił to celowo – było to starannie wyreżyserowane alibi dla kolegów. Mundur pana Marczaka był nieprzepisowy, jego właściciel powinien zostać objęty postępowaniem dyscyplinarnym.
Kaski, panie Brudziński, kaski
Dla każdego psychologa kwestia identyfikacji jest kluczowa. Przekonanie o anonimowości daje poczucie bezkarności, to zaś prowokuje funkcjonariuszy do przemocy. Dowódcy tych policjantów muszą świetnie zdawać sobie z tego sprawę. I do przemocy doszło.
Według posła Szczerby wyjątkową agresją wykazał się starszy aspirant Robert Sawera, który podduszał demonstranta Bartosza Adamczyka. Aspiranta łatwo było zidentyfikować przez sieci społecznościowe na podstawie zdjęcia. Ujawnienie jego personaliów wywołało wściekłość policji. Komisarz główny zapowiedział donos do prokuratury w tej sprawie. Rzecznik prasowy udzielił emocjonalnych wypowiedzi, odwołując się do domniemanego zagrożenia życia funkcjonariuszy, ostracyzmu społecznego członków ich rodzin i politycznej neutralności ich samych.
Nie o polityczne zaangażowanie jednak chodzi, lecz o wyjątkową brutalność funkcjonariuszy, a cała awantura jest o to, co powinno być ich obowiązkiem. Noszenie identyfikatora, udzielanie zainteresowanym informacji o własnej tożsamości, a przede wszystkim powstrzymanie się od przemocy wobec demonstrantów.
Zadaniem policji jest zapewnienie bezpieczeństwa demonstrantom, łagodzenie napięcia i przywracanie spokoju. Polowanie na ludzi, przepychanie się klinem w tłumie, prowokacje słowne wobec obywateli i groźby z pewnością temu nie służą.
Niestety, wymiana oddziałów i brak identyfikatorów wskazują, że mamy do czynienia z prowokowaniem tłumu, by doprowadzić do przemocy i zyskać pretekst do represji. To taktyka stara i znana. Joachim Brudziński idzie śladem swoich autorytarnych poprzedników.
Na szczęście media społecznościowe powodują, że anonimowość sprawców w mundurach jest złudna. Nawet jeśli podległa rządowi prokuratura wymusi na przejętym sądzie kuriozalny wyrok zakazujący publikowania wizerunków policjantów – np. uznając, że nie są oni funkcjonariuszami publicznymi na służbie – to pozostaje rzesza anonimowych kont facebookowych i pseudonimów na Twitterze, które mogą posłużyć demaskacji tych, którzy dopuszczają się przemocy.
Mam dla pana Brudzińskiego złą wiadomość. Jedynym sposobem, by pańscy policjanci pozostali anonimowi, to przebranie ich w kaski bojowe. Kiedy pan się na to zdecyduje?
Jakub Bierzyński