Sekrety sondaży (Polityka)
8 listopada 2017
Co wynika z sondaży? Notowania PiS znacząco obniżyły się dotąd tylko dwa razy. Oba przypadki mogą być cenną wskazówką dla opozycji.
Media rządzące się filozofią newsa, raz ogłaszają klęskę obozu rządzącego, gdy linie poparcia opozycji i partii rządzącej zbliżają się do siebie, raz jego zwycięstwo, gdy linie te się rozjeżdżają. Krótkofalowe spojrzenie na wyniki dobrze się sprzedaje, lecz będąc bliżej sensacji niż analizy nie wyjaśnia procesów społecznych. Na domiar złego, różne pracownie badań społecznych podają rozbieżne dane, co potęguje chaos.
Problem w interpretacji wyników badań sondażowych na temat poparcia poszczególnych partii politycznych wynika z dwóch podstawowych źródeł. Pierwsze to różnice w metodologiach. Sposób zadawania pytania oraz sposób doboru respondentów do próby ma zasadnicze znaczenie dla otrzymanych wyników. Od lat wyniki sondaży zbierane metodą indywidualnego wywiadu domowego, różnią się drastycznie od tych, zbieranych przez telefon. Powodów jest wiele, począwszy od efektu ankieterskiego, czyli znanego w metodologii badań społecznych efektu, w którym badani udzielają odpowiedzi jakich ich zdaniem spodziewa się ankieter. I tak pracownicy rządowego CBOSu regularnie zbierają wyższe deklaracje poparcia dla władzy, odwiedzając domy respondentów niż pracownicy call center wykonujący zlecenia prywatnych sondażowni.
Istotny jest sposób doboru próby. Prawdopodobieństwo zastania w domu zwolennika PiS jest po prostu wyższe niż sympatyka Nowoczesnej. Drugi fundamentalny problem badań preferencji politycznych polega na tym, że zdecydowana większość respondentów, niezależnie od metody wywiadu, odmawia udzielenia odpowiedzi. W tej chwili odsetek ten wynosi ponad 70%. Nie trudno domyślić się, że preferencje polityczne są silnie związane z tendencją do odmowy odpowiedzi. Partie, będące na topie, których wyborcy są dumni z faktu ich poparcia, mogą liczyć na pozytywną autoselekcję respondentów, a co za tym idzie, wyższe wyniki w sondażach. Żeby zebrać wyniki od 1000 potencjalnych wyborców trzeba zadać pytanie ponad 3300 losowo dobranym osobom.
Trzeba to powiedzieć jasno – badania politycznych sympatii Polaków nie mają nic wspólnego z reprezentatywnością. Jakie jest zatem wyjście z sytuacji? Czy wszystkie wyniki badań nadają się wyłącznie do kosza? Nie. Jak wiemy z praktyki badania społeczne z większą lub mniejszą dozą dokładności pokrywają się z wynikami wyborów. Można zadać zasadne pytanie, jak to jest możliwe, skoro autoselekcja respondentów w tak dużym stopniu wpływa na wyniki? Każda pracownia badań społecznych ma swoją metodologię ważenia surowych wyników zebranych w ankietach. Każda firma, świadoma efektu metodologii i autoselekcji, bierze te efekty pod uwagę, mnożąc otrzymane wyniki przez jedynie sobie znane współczynniki, mające wyrównać efekty skrzywienia wyników niedoskonałością metody zbierania danych.
Nie chcę wchodzić w dyskusję na temat tego, która z sondażowni ma lepszą metodologię i dlaczego. O tym, które źródło jest najbardziej wiarygodnie przekonamy się ponownie przy okazji kolejnych wyborów. Moim zdaniem, jedyną rozsądną metodą analizy wyników badań sondażowych poparcia dla partii politycznych, jest porównanie danych pochodzących z tego samego źródła, a więc obarczonych tym samym systematycznym błędem, w długim okresie czasu. Ważna jest dynamika notowań. Czy zależne są od bieżących rozgrywek politycznych? Czy afery PiSowi szkodzą? Czy zamach na sądy miał dla wyborców znaczenie? Jakie wydarzenia na scenie politycznej rzeczywiście zmieniły ich preferencje?
I w końcu fundamentalne pytanie: jakie z takiej analizy wypływają wnioski? Co zrobić by wygrać wybory? By odpowiedzieć na tak zadane pytania, trzeba popatrzeć na wyniki badań w długiej perspektywie, wyniki z jednego źródła, tak by były porównywalne w czasie. Musimy oderwać się od doraźnych sensacji w postaci krótkofalowych wzrostów i spadków. Ja wybrałem dane pracowni IBRIS i muszę się państwu przyznać że jedynym kryterium wyboru była ich dostępność.
Kto patrzy z bliska widzi pień. Z odległości widać las. Z tej perspektywy w ciągu badań powtarzanych od wyborów w listopadzie 2015 roku, widać cztery istotne wydarzenia wpływające na wyniki preferencji wyborczych Polaków. Pierwsze to efekt nowości Nowoczesnej. To ta partia zgarnęła pulę czarnego konia wyborów. Po ledwie 7% wyniku wyborczego w październiku,mamy prawie 20% na początku grudnia i blisko 30% w połowie miesiąca. Drugie należy także do Ryszarda Petru. Akcja Misiewicze przyniosła mu spektakularny sukces i 25% poparcia w sondażach. Kolejne, to przesilenie protestów sejmowych opozycji po koniec roku. Protest który zakończył się kompromitacją Nowoczesnej i jej lidera oraz spektakularnym wzrostem notowań partii rządzącej.
Polityka to gra, w której, jak w boksie, wygrywa silniejszy. W politycznym boksie Jarosław Kaczyński jest mistrzem. Walkę o budżet i protest w Sejmie wygrał. Wygrał pokazem czystej siły. Notowania partii poszybowały do 37%. Krótko po tym, siłę odzyskała opozycja. Przegrana 27 do 1 wywindowała notowania PO do magicznego poziomu bliskiego 30%. Triumf trwał krótko. Dzisiaj notowania partii rządzącej systematycznie rosną. PiS cieszy się 40% poparciem i nic nie wskazuje na to by trend miał sią odwrócić. Dlaczego? Powyższa analiza pokazuje, że istotne z punktu widzenia polityków, mediów wydarzenia, skandale i spory którymi żyją serwisy informacyjne, na sondaże nie mają większego wpływu. Atak na Trybunał Konstytucyjny, zniszczenie niezależności sądów, czarne parasolki, choć mobilizowały setki tysięcy ludzi na ulicach, nie miały przełożenia na prognozowane wyniki PiS w wyborach. Dlaczego? Bo nie były to kwestie istotne z punktu widzenia zwykłego człowieka. Z tego punktu widzenia, najważniejszą kwestią okazała się afera Misiewiczów.
Wyniki sondaży wskazują dwa główne parametry kształtujące opinie publiczną: parametr socjalny i parametr siły. Ważna jest spójność wizerunku.
W polityce sprawczość ma fundamentalne znaczenie. Jarosław Kaczyński świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego eskaluje konflikt wszędzie tam gdzie może udowodnić siłę swojej władzy.
W kontraście do ciepłej wody w kranie, braku wizji, w kontrze do zredukowania, polityki do administracji przez Donalda Tuska, ta ekipa ma cel i siłę by swą wizję zrealizować. Można się z tym nie zgadzać, ale siły i determinacji odmówić im nie można. Jeśli zatem rozpatrywać z punktu widzenia siły , sprawczości, „damy radę” to pierwsza fundamentalna obietnica PiS, która została przez partię zrealizowana. Niezależnie od tego czy z celem zgadzamy się czy nie, czy zamiary są słuszne, czy depczą fundamenty demokracji, jednego nie można ekipie „dobrej zmiany” odmówić – mianowicie sprawczości. Z danych, które przytaczam, to sprawczość właśnie jest najważniejszym atrybutem politycznej siły.
Z tego punktu widzenia zrozumiałe jest dlaczego brutalna polityka uprawiana przez Jarosława Kaczyńskiego jest skuteczna. Dlaczego nierespektowanie wyroków Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości nie wpłynęło na wyniki sympatii wyborczych. Dlaczego afery tego rządu począwszy od „niech wyjadą”, do inwigilacji polityków opozycji, represje wobec dziennikarzy, zbiorowe procesy polityczne, czyli wszystko to, co nie mieściło się nam w głowie, teraz buduje poparcie społeczne dla władzy. Powód jest jeden – siła, sprawczość. Z tego punktu widzenia Platforma jest partią trwale skompromitowaną. Od lat blisko połowa Polaków nie brała udziału w wyborach. Najczęściej wymienianą w badaniach przyczyną absencji wyborczej, było przekonanie, że o braku wpływu, o tym że od głosu nic nie zależy. Politycy oszukują. Nie dotrzymują wyborczych obietnic. PiS tych obietnic dotrzymał. Kaczyński umiejętnie wygrał bitwę w sprawie, która przez długi czas była w centrum uwagi opinii publicznej – o uchodźców. Najpierw skuecznie zastraszył Polaków wizją obcej inwazji, potem ich od tej inwazji uchronił. Unia Europejska wycofała się z polityki realokacji i PiS pokazał siłę nie tylko na rodzimym polskim podwórku ale także na arenie międzynardowej. Efekt Tuska został w ten sposób skutecznie zniwelowany. Znowu kluczem okazała się siła, bez względu na konsekwencje.
Polityka przekraczania granic, łamania reguł i niszczenia instytucji demokratycznego państwa nie tylko nie szkodzi PiSowi, ona go wzmacnia. Opozycja zadaje bezradnie pytanie „co się jeszcze musi stać by PiSowi zaczęło spadać?„ . Spójrzmy raz jeszcze na sondaże, w ciągu ostatnich 2 lat od wyborów jedynie 2 razy widać obniżenie notowań partii rządzącej. Po raz pierwszy przy akcji „Misiewicze” po raz drugi po porażce przy wyborze Donalda Tuska 27 do 1 w Brukseli. Żadne inne liczne protesty, afery i skandale będące udziałem tej władzy nie nadszarpnęły jej reputacji. Co to dla opozycji znaczy? Trzeba krytykę skoncentrować na tych frontach, które rzeczywiście przekładają się na wyborcze poparcie dla rządzących. A są to kwestie związane z niespójnością i zaprzeczeniu własnym głoszonym hasłom. „Misiewicze” to pokaz arogancji,i kumoterstwa władzy, czyli cech, które zarzucała poprzednikom i z którymi sama miała walczyć. Przegrana w Brukseli to po pierwsze, wielka strata na wymiarze siły, po drugie, zaprzeczenie własnej patriotycznej propagandzie. Trudno bowiem z jednej strony zarzucać opozycji donosy na Polskę a z drugiej atakować własnego rodaka piastującego najwyższe stanowisko międzynarodowe pokazując, że partykularne animozje, osobiste niechęci i polityczne różnice są przeważające w konfrontacji z pozorną jak się okazuje solidarnością narodową. W konfrontacji z bieżącym interesem politycznym patriotyzm idzie do kosza.
I cóż z tego? Opozycja przeskakując z tematu na temat jak chart podąża za kolejnym zającem wystawianym jej przez aparat propagandy władzy. Powinna koncentrować się na długofalowym budowaniu wizerunku swoich przeciwników jako uzurpatorów, uwłaszczających się na państwie kosztem „zwykłego człowieka”. Przykład? Pierwszy z brzegu: sądy. Trzeba było krzyczeć, że to projekt Misiewicze w togach. Z realną reformą nie ma nic wspólnego. Partyjni działacze zawłaszczają państwo. Kradną je nam, obywatelom. Kto wygra spór z władzą jeśli sędziów mianuje prokurator? Czy w takim państwie czujesz się bezpiecznie? Czyż to nie bardziej przekonująca opowieść niż kolejny raz obwieszczany koniec demokracji?
Skuteczna opozycja wobec rządów PiS musi zostać oparta na paru fundamentalnych założeniach. Po pierwsze, krytyka rządzących powinna składać się w spójną przekonującą całość i być konsekwentnie prowadzona przez miesiące i lata. Po drugie nie może negować lecz neutralizować program socjalny rządu. Polacy mają dość zaciskania pasa. Polacy chcą realizacji podstawowej obietnicy wszystkich rządów: by żyło się im lepiej.
Opozycja powinna ogłosić koniec transformacji. Dość zaciskania pasa. Zamiast chwalić się kolejnymi osiągnięciami, które PiS bardzo skutecznie punktował zadając proste pytanie i co z tego wynika dla zwykłego człowieka? Kto będzie jeździł pendolino za 150 złotych w jedną stronę? Do tej pory żadna z partii opozycyjnych nie przedstawiła spójnej, sensownej odpowiedzi na socjalny program PiS. Trudno liczyć na wysokie poparcie mówiąc ludziom, że to co dostają im się nie należy, że są głupi, bo dali się przekupić, że i tak zmarnują i tak dalej.
Wyjście z tej sytuacji jest bardzo proste. Trzeba ogłosić koniec transformacji. Koniec wyrzeczeń. Czas sprawiedliwego dzielenia się owocami naszego narodowego sukcesu. Dokonaliśmy przez jedno pokolenie cudu polskiej wielkiej zmiany. Z zacofanego biednego kraju na peryferiach, staliśmy się 20 największą gospodarką świata, regionalnym mocarstwem współdecydującym o przyszłości Europy. Mamy z czego być dumni. Nie wstajemy z kolan. Nigdy nie byliśmy na kolanach. To Kaczyński uprawia pedagogikę wstydu. Zbudowaliśmy infrastrukturę, mocny przemysł, nowoczesne rolnictwo. Jeszcze jest wiele do zrobienia, nie spoczniemy na laurach, ale czas zadbać o nas samych.
Taki przekaz naprawia błędy, brzmi wiarygodnie, odbiera przeciwnikom monopol na dbanie o zwykłego człowieka i wrażliwość społeczną, niszczy wyłączność na patriotyzm i dumę narodową. Pozwala to zabrać PiS wszystko co ma: wrażliwość społeczną i patriotyzm, i zaatakować tam gdzie najbardziej boli – uwłaszczanie się nowej elity na państwie, misiewicze do potęgi entej, arogancja wobec prostego człowieka, uwłaszczanie się kosztem ludzi, zakłamanie, sprzeczności, pozory. Ale żeby skutecznie punktować władzę trzeba odzyskać władzę sądzenia. Czy ta opozycja to uniesie?
Brutalna prawda jest taka, że tą niewiarę podziela zdecydowana większość Polaków. Nie powinny zwodzić wyniki sondaży, które wskazują na niewielką przewagę zjednoczonej opozycji. W ostatnim badaniu IBRIS (1000 osób, 19-20.10) 7% Polaków deklaruje poparcie dla partii, której nie ma, Nie ma nawet nazwy. Oto poziom desperacji potencjalnych wyborców. 7% na partię bez programu, nazwy, lidera. 7% na cokolwiek byle nie na PO i N, plus 9% „trudno powiedzieć” daje razem 16% – partię sierot demokracji, której notowania Nowoczesną już dano zostawiły w tyle zaraz zbliżą się do PO.
Jeszcze w kwietniu 36% wskazywało na waszą wygraną kosztem PiS (23). Dzisiaj jest odwrotnie. Pis wygrywa według 33% badanych. Jedynie 27% ma nadzieję na wygraną wielkiej demokratycznej koalicji partii opozycyjnych a aż 21% wierzy że wygra partia, której jeszcze nie ma. Jeśli dodać do tego 15% które nie wskazało nikogo to wyłania się z tego smutny obraz. PiS może przegra kolejne wybory ale PO i Nowoczesna w dotychczasowej formie ich nie wygają. Czas na nową opowieść o Polsce.
Jakub Bierzyński