Co wiemy po ostatnich wystąpieniach Kaczyńskiego? Spin doktorzy PiS mają problem (Newsweek 06 maja 2023)

24 maja 2023

Wybory nie będą równe, powszechne ani sprawiedliwe. Ograniczenie praw wyborców z zagranicy podważa ich powszechność. O równości nie ma co mówić. PiS dysponuje całym aparatem państwa i używa go do własnych partyjnych celów.

Środki na propagandę Zjednoczona Prawica ma nieograniczone. Miliardy zł na TVP, setki mln zł na wsparcie prorządowych „niepokornych” mediów, reklama spółek Skarbu Państwa, na końcu „obowiązek informacyjny” przy kasach w supermarketach, na rachunkach za prąd itd. Władza nie ma limitów. Jeśli prawdą jest, że we współczesnej polityce decydują pieniądze, opozycja nie miałaby żadnych szans. Cały roczny budżet Platformy Obywatelskiej to mniej niż dostaje tygodnik „Sieci” za reklamę Spółek Skarbu Państwa.

Opozycja pójdzie do wyborów podzielona

Aby wygrać, opozycja demokratyczna musi zbudować bardzo przekonującą kampanię – zmobilizować biernych i przekonać wahających się wyborców. Na razie takiej narracji nie widać. Opozycja pójdzie do wyborów podzielona, poszczególne partie konkurują o podobny elektorat, dużo uwagi poświęcając sobie nawzajem, zamiast pozyskiwać nowych wyborców.

Jednak autokratyczny obóz władzy też nie ma jasno sprecyzowanej strategii wyborczej, wyraźnie zarysowanej linii politycznej, pomysłu jak wygrać kolejne wybory. Obie strony „badają grunt”. Jak dotąd – bezskutecznie.

Jeszcze niedawno wydawało się, że obóz rządzący postawi na pewnego konia, zaostrzając światopoglądowe podziały wokół postaci Jana Pawła II. Materiał TVN i książka Ekke Overbeeka dały rządowej propagandzie pretekst do wzniecenia ideologicznej wojny w „obronie najwybitniejszego Polaka”, Kościoła, wiary i polskiej tożsamości. Temat nie chwycił. Marsze „w obronie” Jana Pawła II okazały się frekwencyjną klęską. Badania opinii publicznej pokazały, że temat nie ma zdolności mobilizacji wahających się wyborców. Krótko, w żargonie politycznej propagandy, „temat nie zażarł” i został szybko przez PiS porzucony. Nic dziwnego. Proces sekularyzacji polskiego społeczeństwa przebiega błyskawicznie. Frekwencja w kościołach spada, lekcje religii przeżywają kryzys. Zdecydowana większość polskiego społeczeństwa odrzuca podstawowe postulaty Kościoła.

83,7 proc. ankietowanych opowiada się za liberalizacją obowiązujących przepisów antyaborcyjnych, aż 56,8 proc. uważa, że aborcja powinna być możliwa do 12. tygodnia życia płodu (Ibris dla „Rzeczpospolitej”, 10 marca 2023). 61 proc. jest za wycofaniem religii ze szkół (IPSOS dla OKO.Press, 18 listopada 2022). 79 proc. respondentów opowiada się za opodatkowaniem księży (Smartscope dla Interii, 26 kwietnia 2023).

Proces zespolenia hierarchii kościelnej z elitą władzy poszedł tak daleko, że ideologiczne linie podziału pokrywają się z preferencjami partyjnymi. PiS stał się światopoglądowym zaściankiem i postulaty ideologiczne nie są w stanie przysporzyć mu nowych wyborców. Najwyżej utwardzają wierny elektorat.

Antyunijność się nie sprzedaje

Podobnie z antyunijną retoryką. Choć Jarosław Kaczyński jesienią dwoił się i troił, by obrzydzić Polakom Unię, zantagonizować elektorat z Niemcami, wysiłki te okazały się nieskuteczne. Popularność UE i zaufanie do jej instytucji jest rekordowo wysokie (92 proc., Eurobarometr 2022) i najbardziej nawet agresywna propaganda rządowych mediów tego nie zmieni.

Wojna prowadzona w imieniu „zwykłych ludzi” przeciw „egoistycznym elitom”, czyli podstawowe hasło wyborcze PiS z 2015 r., jest nieaktualne. Choć liczne afery władzy nie wpływają bezpośrednio na notowania partii rządzącej, to mimo wszystko sprawiły, że władza, która „choć kradnie, to się dzieli”, nie jest w stanie przedstawić się w roli trybuna ludowego. Wymiana elit została dokonana i nie ma powrotu do ludowej retoryki.

Ostatnie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego pokazują programową bezradność Prawa i Sprawiedliwości. Konserwatywna obrona „wartości” nie działa. Jan Paweł II też. Antyunijność się nie sprzedaje. Wygrzebanie „zamachu smoleńskiego” to akt desperacji. Po latach jest całkowicie politycznie wyeksploatowany. Który raz można zapowiadać publikację „Raportu smoleńskiego”? Zawiadomienie do prokuratury to ostatni akt tego ponurego, męczącego spektaklu.

W tej sytuacji władzy nie pozostaje nic innego niż przekonywać Polaków, że jest dobrze. Tyle że dobrze nie jest. Inflacja szaleje. I tu paradoks, propaganda rządowych mediów obraca się przeciw zleceniodawcom. Bo skoro inflacja spada, to prości ludzie oczekują spadku cen w sklepach, a nie ograniczenia dynamiki ich wzrostu. „Jeśli inflacja spada, dlaczego ceny nadal rosną?”. „Skoro jest tak dobrze, jak na niebieskiej kartce w teczce prezesa, dlaczego stać nas na coraz mniej”?

Konsumpcja gospodarstw domowych spadła o 7 proc. Ludzie ograniczają wydatki. To bardzo zły sygnał w inflacyjnej gospodarce. Nadchodzi kryzys i żadna kolejna światopoglądowa wojna tego nie przykryje. O wyniku wyborów zdecyduje gospodarka i rządzący świetnie zdają sobie z tego sprawę.

Dlatego zaplanowano przed wyborami ogromne transfery socjalne. To około 25 mld zł zwrotu PIT z tytułu rozliczeń rocznych za 2022 r., 10 mld zł dotacji dla rolników i 18 mld zł z tytułu wypłat tzw. 13. i 14. emerytury. Razem 1,7 proc. PKB ma trafić do kieszeni Polaków.

Kaczyński idzie drogą Orbana, który przed wyborami dokonał gigantycznych transferów, przekupując krótkofalowo wyborców. Realne płace na Węgrzech wzrosły o 20 proc., by po wyborach spaść do poprzedniego poziomu.

PiS ofiarą własnej retoryki

Dosypywanie pieniędzy jest defensywną strategią wyborczą. PiS pada ofiarą własnej retoryki. Brak programu kojarzonego z nowymi obietnicami finansowymi dla wyborców może być jego kamieniem u nogi. Wszak emerytury zostały dawno obiecane i wypłacane są co roku, zwrot podatku to dyskusyjna przewaga (zabrali, teraz oddają) a 10 mld zł dla rolników to rekompensata ich strat spowodowanych błędami rządu.

Obóz władzy słabnie wizerunkowo.

Przywileje nowej elity kłują prosty lud w oczy. Mąż marszałek Elżbiety Witek leżący dwa lata na OIOM-ie robi większe wrażenie niż setki mln zł z NCBiR. Po prostu dlatego, że pieniądze z budżetu są anonimowe, a miejsc w szpitalach brakuje zwykłym ludziom.

Kaczyński wyraźnie słabnie. Tusk biega maratony, prezes ledwo chodzi. Blado trupie oblicze, nieskładna mowa, problemy z chodzeniem – to nie jest wizerunek politycznego lidera. To obraz niedołężnego starca. W konfrontacji ze świetną formą Donalda Tuska, elokwencją i przygotowaniem, Jarosław Kaczyński wypada bardzo źle. A nawet gorzej niż źle, wypada słabo. A słabość w polityce jest dyskwalifikująca. Spin doktorzy obozu władzy świetnie to wiedzą stąd histeryczne reakcje na zestawienie wizerunków obu polityków: Tuska uprawiającego sport i Kaczyńskiego kuśtykającego o kulach.

PiS nie ma mocnych kart w wyborczej rozgrywce. Dlatego ucieka się do manipulacji. Zmiana kodeksu wyborczego może kosztować opozycję kilka setek tysięcy głosów. Ograniczenie prawa wyborczego emigracji, gdzie demokraci mają przewagę (proces liczenia głosów, ograniczenie wyborów korespondencyjnych), stworzenie nowych „kościelnych” okręgów wyborczych, obowiązek dowożenia wyborców do lokali wyborczych na wsiach, to nic innego niż zmiana reguł gry „pod swoich”. Przy braku realnego pomysłu na wygranie wyborów, PiS robi wszystko, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

W te manipulacje wpisuje się próba wyeliminowania przeciwników politycznych z gry. Temu ma służyć „komisja o wpływach rosyjskich”. Pozbawienie prawa wyborczego jako sankcja tej komisji jednoznacznie wskazuje na cel jej powołania. Skoro nie udało się zniszczyć niezależnego sądownictwa i nie można drogą Putina wykorzystać sądów do eliminacji konkurentów, władza chwyta się działań zastępczych. Czy będą skuteczne – wątpię.

Narzędzia propagandy PiS

Obóz władzy dysponuje jednym niezaprzeczalnym atutem – w oczach szerokiej opinii publicznej, a przede wszystkim własnych wyborców, stanowi monolit. Ten sam „przekaz dnia” powtarzają politycy, propagandyści i internetowe trolle. Linia partii jest bezwzględnie realizowana. W przypadku jakichkolwiek naruszeń, braku refleksu lub niezależnej myśli w postaci trudnego pytania, partia, jak w przypadku Adriana Klarenbacha, wyegzekwuje dyscyplinę.

W demokratycznym świecie panuje wolność wypowiedzi i naturalnie wynikający z niej chaos. Ekke Overbeek nie ma nic wspólnego z opozycją i szerzej z polską polityką. TVN jest po prostu niezależną stacją, gdzie – wiem, trudno w to uwierzyć „niepokornym” dziennikarzom – nikt nie dyktuje tematów.

Propaganda zasilana miliardami zł z publicznych pieniędzy z różnorodnych wypowiedzi polityków, dziennikarzy, publicystów przeciwnych władzy może wybrać dowolne cytaty i największe bzdury, by uderzyć w opozycję. Obojętne czy to jest Lis, Olejnik czy anonimowy internauta, każdy cytat można przykleić w dowolnej antyopozycyjnej narracji. Narzędziem propagandy jest przedstawienie demokratycznych przeciwników jako niezbornych, skłóconych oszołomów i każdy cytat jest w tym celu równie przydatny.

Donald Tusk rozumie, że z chaosu trzeba stworzyć jasny, inspirujący przekaz, by wygrać wybory. Notowania PO słabną. Władza przeżyła zimę i katastrofalne zapowiedzi zimnych mieszkań się nie sprawdziły. Węgla nie zabrakło, ludzie przeżyli. PO przegrała temat.

Straszenie wyborców kolejnym kryzysem będzie tym mniej skuteczne. Afery nie działają. Praworządność obchodzi wyłącznie zdeklarowanych wyborców. Tusk nie ma klucza do wyobraźni przeciętnego Polaka. Z pułapki populizmu nie ma prostego wyjścia. Obiecać więcej? Za co?

Konfederacja skutecznie zagospodarowuje skrajnie liberalnych wyborców. Przede wszystkim młodych, którzy rozumieją, że 500 plus, 13. i 14. emerytury są wypacane z ich przyszłych dochodów. Tusk jest w populistycznej pułapce: „tego, co dane, nie obierze”, obiecuje nowe (babciowe), zapomniał o dawnej liberalnej narracji. To ekonomia przesądzi o wynikach wyborów, a w tej dziedzinie PO jest zagubiona.

Tusk próbuje uporządkować przedpole. Po fiasku wspólnej listy demokratycznej opozycji usiłuje zdominować scenę. Marsz 4 czerwca jest sprawdzianem tej strategii. Tusk zagrał wysoką kartę. Frekwencja na tym marszu będzie sprawdzianem jego politycznej sprawczości. Wezwanie było politycznym sprawdzam dla potencjalnych koalicjantów. Hołownia popełnił błąd. Zdeprecjonował datę, strzelił focha, obraził się. Wpadł w pułapkę. Marszami nie wygrywa się wyborów, ale można nimi utwierdzić przywództwo.

Powyborcze scenariusze

Polska polityka przypomina zapasy w błocie. Kaczyński ugrzązł we własnej niemocy. Tusk zmaga się o dominację. O wyniku wyborów przesądzą pieniądze. Jeśli uda się Morawieckiemu zasypać inflację i błędy rządu (import zboża) miliardami z budżetu, to PiS może dumnie ogłosić, że dotrzymuje obietnic. Jeśli kryzys wybuchnie przed wyborami (spadek konsumpcji 7 proc. w marcu), to PiS przegra i Jan Paweł II mu nie pomoże.

Najgorszy scenariusz dla Polski jest taki, że PiS przegra wybory przed kryzysem. Dla opozycji będzie to pyrrusowe zwycięstwo. Wielopartyjna demokratyczna koalicja z niewielką przewagą w Sejmie i wrogim prezydentem odziedziczy zrujnowane państwo z olbrzymim długiem i załamującą się gospodarką. „Za Kaczyńskiego było dobrze, za Tuska będzie źle”. Nowa władza zbierze konsekwencje ośmioletniej polityki potlaczu Prawa i Sprawiedliwości, ale nikt nie będzie w stanie wytłumaczyć tego wyborcom.

Jeśli demokracja wygra z populizmem, a potem, wskutek populistycznych rządów, państwo się załamie, to czeka nas najczarniejszy z czarnych scenariuszy – wielki powrót populistów i wieloletnia prawicowa dyktatura. Więc nie wiem, na kogo stawiać w tych zapasach w błocie. Miejmy nadzieję, że kryzys wskaże zwycięzcę już przed wyborami.

Jakub Bierzyński