Dziś jajka, jutro na rządowe limuzyny polecą kamienie. Wiem, że jest to po myśli prezesa. (gazeta.pl)
15 grudnia 2017
Kaczyński bardziej niż czegokolwiek boi się jednego: rozwścieczonych polskich chłopów, którzy pod sejmem w Warszawie, z typową dla siebie zaciętością, będą walczyć o własne pieniądze – dopłaty unijne.
Cykl technologiczny autorytarnych rządów zostaje właśnie domknięty. Ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym znoszą trójpodział władzy w Polsce, tym razem prezydenckiego weta nie będzie. Po co PiS-owi tyle władzy? Praktyka nie pozostawia wątpliwości: policja na ulicach staje się coraz bardziej brutalna. Jeszcze parę tygodni temu tłumaczono to Kulsonem, dzisiaj rzucanie kobiet wywleczonych z tłumu o chodnik, lub – lepiej – o krawężnik z równie wulgarnym komentarzem staje się normą. Na ustawach sądowych jeszcze nie wysechł atrament, a funkcjonariusze już poczuli się bezkarni.
Dziś jajka, jutro kamienie
PiS dawno przeszedł cienką czerwoną linię, za którą „władzy nie oddamy nigdy”. Nie oddadzą, bo już nie mogą. Skala kumoterstwa, korupcji i zwykłej grabieży na majątku państwowym jest tak wielka, że nikt nie zdecyduje się na ryzyko długoletniego więzienia.
W ciągu kolejnych miesięcy będzie narastać wzajemna przemoc. Brutalna polityka rządzących, ostentacyjne okazywanie buty rodzi gniew wielu obywateli. Ten gniew będzie rósł wraz z narastaniem autorytarnej presji. Wczoraj w kierunku rządowych limuzyn poleciały jaja, jutro polecą kamienie. Wiem, że jest to po myśli prezesa. Bo przyspiesza cały proces uzyskania pełni władzy. Zawsze się tak dzieje. Fantastyczna wymówka, zresztą już słyszeliśmy tę melodię na ostatniej miesięcznicy: „Narastające zło, brutalność naszych wrogów” wymaga nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa itp. To przygrywka do wyprowadzenia na ulicę oddziałów prewencji uzbrojonych w tarcze i pały. Do zamieszek brakuje niewiele. To się powtarza jak zła bajka, wszędzie na świecie, tak samo. W Polsce może być tylko gorzej. Prawica zapowiada militaryzację swoich zwolenników. Łatwy dostęp do broni, także automatycznej. Strzelnice w każdej gminie. To gotowy przepis na narodową tragedię i krew na ulicach.
Kaczyński boi się chłopów pod Sejmem
Czy jest jakieś wyjście z tego zamkniętego kręgu historycznej nieuchronności? Szansą na powstrzymanie marszu Kaczyńskiego ku prywatyzacji Polski są międzynarodowe sankcje. Kaczyński się ich boi. To dlatego wymienił dyspozycyjną i lubianą Beatę Szydło na kontrowersyjnego dla pisowskiego aparatu i wyborców Mateusza Morawieckiego. Naiwnie wierzy, że Morawiecki jako człowiek obyty w świecie, mówiący obcymi językami, o szerokich znajomościach jest w stanie odwlec widmo sankcji. Tylko dlatego prezes podjął ogromne ryzyko wojny domowej we własnych szeregach i gwałtownej utraty popularności, która tę wojnę jeszcze zaostrzy.
Kaczyński bardziej niż czegokolwiek w świecie boi się jednego – setek tysięcy rozwścieczonych polskich chłopów, którzy pod sejmem w Warszawie, z typową dla siebie zaciętością, będą walczyć o własne pieniądze – dopłaty unijne. Trudno będzie im wytłumaczyć, że winę za brak dopłat ponosi Bruksela. Kaczyński doskonale pamięta, że kto w Polsce przegrywa na wsi, ten musi oddać władzę. Pamięta siłę rolniczych protestów, które wyniosły jego koalicjanta Andrzeja Leppera do rządu. Zna doskonale zaciekłość i determinację polskiego chłopa w walce o to, co mu się należy.
Domagajmy się sankcji!
Dlatego jedyną siłą, której Kaczyński się boi, są chłopi, a jedyną realną groźbą, która może modyfikować jego parcie do autorytarnej władzy jest wprowadzenie dotkliwych finansowych sankcji przez Unię Europejską, które mogą tych chłopów rozwścieczyć. Polska jest jednym z najbardziej euro-entuzjastycznych krajów w Europie. Gdyby nagle funduszy zabrakło, Polacy mogliby opowiedzieć się za Unią, demokracją i dobrobytem a przeciw własnemu rządowi. I tego jedynie obawia się Jarosław Kaczyński. Dlatego dzisiaj każdy polski patriota, każdy, komu na sercu leży los wolności, każdy, kto chce uniknąć przemocy i krwi na ulicach, powinien głośno domagać się sankcji wobec rządu w Warszawie. Poza polityczną kalkulacją mam po temu dwa argumenty natury moralnej. Po pierwsze – za przykładem prawicy – odrzućmy polityczną poprawność. Nie dajmy sobie kneblować ust sloganami o Targowicy i donoszeniu. Europa to także nasza ojczyzna. Musimy mobilizować naszych europosłów, by walczyli o nasze podstawowe wolności obywatelskie i prawa. Po drugie, powiedzmy to głośno, wyraźnie i bez cienia wstydu: wartości są ważniejsze niż pieniądze! Tylko groźba sankcji jest w stanie powstrzymać dążenie do ustanowienia autorytarnego reżimu nad Wisłą. Domagajmy się sankcji! Wolność nie ma ceny!
Jakub Bierzyński