Jacek Kurski i rządowa telewizja zrobili swojemu kandydatowi niedźwiedzią przysługę. Przefajnowali (Newsweek)
8 lipca 2020
PiS ma jedną stację telewizyjną na wyłączność. Codziennie jest emitowany 30-minutowy spot wyborczy tej partii pod nazwą „Wiadomości”
Newsweek: – Kto wygrał debatę prezydencką w TVP?
Jakub Bierzyński: – Chyba lepiej byłoby zapytać, kto ją przegrał.
Kto?
– Andrzej Duda. Po pierwsze dlatego, że wypadł słabo, nie powiedział nic nowego, co zapadłoby w pamięć. A po drugie, konstrukcja tej debaty była przejrzysta nawet dla mało rozgarniętego widza. Zauważył to Krzysztof Bosak i wprost powiedział, że pytania zostały ułożone pod prezydenta Dudę po to, by zaatakować Rafała Trzaskowskiego. To było tak oczywiste, że aż stawiało urzędującego prezydenta w bardzo niekorzystnym świetle.
Dlaczego?
– Widzowie są wrażliwi na manipulacje i niesprawiedliwość i automatycznie biorą ofiarę w obronę, solidaryzują się z nią. Rafał Trzaskowski nie wypadł w tej debacie fantastycznie, ale nie dał się wyprowadzić z równowagi. To było niezwykle trudne, bo z każdym kolejnym pytaniem stawało się coraz bardziej oczywiste, że osoby, które przygotowywały ten spektakl, nie zawahają się przed żadną podłością.
Zaraz po debacie pojawiły się głosy, że prezydent Duda znał pytania. Myśli pan, że to możliwe?
– Jestem o tym głęboko przekonany. Przecież trzy z pięciu pytań były wprost wyjęte ze spotu wyborczego prezydenta „Ważne pytania” i atakowały Rafała Trzaskowskiego. Czym innym byłoby pytanie: jakie jest pana stanowisko w sprawie religii w szkole, a zupełnie czymś innym nawiązanie do przygotowań do pierwszej komunii. Przecież propaganda TVP przez ostatnie tygodnie zajmowała się tym, że Trzaskowski nie wysłał dziecka do pierwszej komunii. Dokładnie to samo było z pytaniem o związki partnerskie i małżeństwa osób tej samej płci. Ta manipulacja biła po oczach, nikt nawet nie próbował jej ukrywać.
Skąd taki bezwstyd?
– Myślę, że to był celowy zabieg obliczony na to, że Rafałowi Trzaskowskiemu puszczą nerwy, wyjdzie ze studia, zacznie protestować. To się nie udało, więc główny cel debaty nie został osiągnięty. Pytanie tylko, czy Trzaskowskiemu nie zaszkodzi ta irytacja, którą było jednak widać.
Jak pan sądzi?
– Z jednej strony irytacja przed kamerą jest zawsze dla polityka niekorzystna, bo odstrasza widzów. Ale z drugiej to jest autentyczna emocja, a wymiar sprawczości w kampanii prezydenckiej, jak pokazują wszystkie badania, jest o wiele ważniejszy od empatii czy emocjonalności. Więc taka słuszna złość, z którą widz może się identyfikować, może wręcz Trzaskowskiemu pomóc. Wydaje mi się, że Jacek Kurski i rządowa telewizja zrobili swojemu kandydatowi niedźwiedzią przysługę. Przefajnowali.
Obrazili inteligencję widzów? Bo i takie były komentarze.
– Jacek Kurski od lat przyzwyczaja nas, że trzeba zweryfikować przekonania o inteligencji widza telewizji rządowej. Bo to, co robi TVP, to czysta propaganda. Pytanie, gdzie jest jej granica.
Gdzie?
– Na pewno debata prezydencka ją bardzo przesunęła, choć wydawało się, że gorzej już być nie może. Czekam kiedy widzowie powiedzą: dość, nie zgadzamy się, to niszczy debatę publiczną, krzywdzi wyborców, zmienia kraj na gorsze. Debatę prezydencką oglądało 7 milionów ludzi i myślę, że w najbliższych badaniach zobaczymy, jak ją ocenili. Jeśli Trzaskowski pójdzie o parę punktów w górę, a Duda o parę punktów w dół, będzie to znaczyło, że widzowie wymierzyli prezydentowi karę za manipulacje, jakich dopuszcza się TVP.
Jacek Kurski powiedział kiedyś to słynne: „Ciemny lud to kupi” i wiele wskazuje na to, że miał rację. Dlaczego propaganda działa?
– Rolą propagandy nie jest przekonanie niezdecydowanych, ani rozszerzenie elektoratu partii rządzącej czy prezydenta. Ona ma dostarczyć ich zwolennikom języka do opisu rzeczywistości. Takiego języka, który ich zaimpregnuje na wszelką krytykę władzy. I propaganda Jacka Kurskiego robi to bardzo sprawnie. Pokazuje ludziom sprawy, z których mogą być dumni: Polska się rozwija, rząd sprawnie działa, buduje wspólnotę, wstaliśmy z kolan. Ludzie marzą o tym, by żyć w dobrze zarządzanym, szczęśliwym kraju, a TVP spełnia te potrzeby. Więc nie musi być obiektywna, wystarczy, że jest taka, jaka jest.
Jaki świat pokazuje swoim widzom TVP?
– Struktura przekazu wieczornych „Wiadomości” jest zawsze taka sama: na początku prezydent Duda wśród zwolenników, prowadzi radosną, szczerą, uśmiechniętą kampanię wyborczą. Potem jest zła opozycja, przede wszystkim Rafał Trzaskowski, który jest fałszywy, niegodny zaufania. Potem wracamy do dobrego rządu, który sprawnie rządzi. Premier Morawiecki porusza jakiś temat, a potem dodaje, że prezydent Duda właśnie się nim zajmuje. Następnie jest wstawka martyrologiczna, np. o bohaterskich Polakach, którzy cierpieli w czasie II wojny, ukrywając Żydów albo walcząc w partyzantce. Zwykle jest też jakiś materiał o tym, jak rozpada się Europa Zachodnia, pokazywane są zamieszki w Paryżu, uchodźcy podpalają samochody, policja do nich strzela. A potem znowu atak opozycję. I wreszcie wiadomości sportowe.
A czy są informacje o pandemii koronawirusa?
– Ostatnio nie było, tematy wrażliwe są zwykle chowane. Nie istnieje więc rzeczywistość ministra Szumowskiego, nie ma afer z zakupem sprzętu medycznego. TVP najwyraźniej nie chce zasiewać ziarna wątpliwości wśród telewidzów.
Coraz większej liczby zakażeń też nie ma w TVP?
– Nie. Jeśli się pojawia temat pandemii, to tylko o tym, jak bardzo sprawnie testujemy. Te materiały często zapowiadane są hasłem: „eksperci uważają”. W usta tych „ekspertów” można włożyć każdą opinię, po czym jest materiał ilustrujący ich tezy, a na koniec sonda uliczna, w której zwykli ludzie zgadzają się z ekspertami. Ty, widzu, powinieneś podzielać te opinie, bo są jedynie słuszne. Nie jesteś sam, wszyscy myślimy tak samo. W ten sposób tworzy się fałszywa jedność: my, Polacy. Na pasku pojawia się, że Polacy coś popierają, na przykład rząd Mateusza Morawieckiego. I to jest propaganda w stanie czystym.
Jak to? Nie rozumiem.
– Perfidia tego zdania polega na tym, że jest logicznie prawdziwe. Tak samo jak zdanie logicznie przeciwne, że Polacy nie popierają tego rządu. Tyle tylko, że widz słysząc to pierwsze zdanie, automatycznie dokłada do niego wielki kwantyfikator i ta powstaje myśl, że wszyscy Polacy popierają rząd Mateusza Morawieckiego. A skoro wszyscy, to on chyba też powinien, przecież jest Polakiem. I tutaj zaczyna się druga część tej propagandowej manipulacji, czyli język wykluczenia. Jeżeli ja z jakiegoś powodu nie popieram rządu albo popieram go nie w pełni, to chyba nie jestem Polakiem. Jeśli Polacy popierają to opozycja musi być antypolska, skoro rządu nie popiera. I tak koło fałszywej jedności się zamyka wykluczając wszystkich myślących inaczej niż obecna linia partii, władzy i jej propagandy. Trzeci bardzo popularny zabieg stosowany w telewizji to zmanipulowana tożsamość.
Czyli?
– Język odnoszący się do fikcyjnego bytu, najczęściej narodowego, pod tytułem Polska. Polska cierpi, walczy, rośnie w siłę, robi różne rzeczy. Typowe zdanie to: silna Polska irytuje Niemców. Co to w ogóle znaczy „silna Polska”? Ale emocje zostały wywołane, bo każdy Polak chce silnej Polski. Tylko dlaczego Niemcy mieliby się irytować silną Polską? W Unii Europejskiej nie jest tak, że jak Niemcy coś nam zabiorą, to będą bogatsi, a my biedniejsi i odwrotnie. To nie jest gra o sumie zerowej. Wspólnota europejska jest zbudowana na zasadzie współpracy, która przynosi wszystkim korzyści. Im silniejsza gospodarczo jest Polska, tym większy niemiecka gospodarka ma rynek zbytu dla swojego eksportu. Nikt nikomu tutaj siły nie zazdrości. Gospodarki europejskie to naczynia powiązane. Tak jak my cieszymy się ze wzrostu w Niemczech, bo to oznacza napędzanie polskiej gospodarki (40% polskiego eksportu idzie do Niemiec) tak oni cieszą się ze wzrostu w Polsce i to z tego samego powodu. I to nie ma nic wspólnego z egoizmem narodowym. Po prostu jedziemy na jednym wózku. Paski TVP to idiotyczne bzdury, ale tak działa język propagandy. Tak jak w przypadku fałszywej jedności chodzi o wykluczenie inaczej myślących, tak w tym przypadku manipulacja polega na tym, że władza staje się substytutem zmanipulowanej tożsamości. To nie posłowie PiS głosują w Parlamencie Europejskim, lecz Polska się na coś zgadza lub nie zgadza. Opozycja nie domaga się praworządności, lecz donosi na Polskę. Komisja karze Polskę, Polska się sprzeciwia, opozycja Polskę atakuje itp. Język propagandy utożsamia władzę z Polską. Polska mówi jednym głosem i jest to głos Prawa i Sprawiedliwości. Zmanipulowana tożsamość to klasyka języka propagandy wszystkich reżimów totalitarnych. PiS nie wymyśla niczego od nowa.
Bardzo spokojnie pan o tym mówi. Ja dostaję szału, widząc te bezczelne manipulacje i kłamstwa w TVP.
– Manipulacja nie jest kłamstwem, bo w ogóle nie podlega takiemu osądowi. Bo jak ocenić pod względem zgodności z prawdą zdanie, że Polska jest silna?
Nie da się.
– Ale oprócz manipulacji, jest też cały przemysł fake newsów. Na przykład takich, że Rafał Trzaskowski zabierze polskim rodzinom 500 plus i odda Żydom 200 miliardów złotych. TVP przekroczyła już granice manipulacji i kłamie wprost. Po tamtej stronie jest przekonanie, że cel uświęca środki. Można kłamać, bo celem jest dobra zmiana, przebudowa Polski. To zaszło już tak daleko, że momentami jest kabaretowe. Pamięta pani, jaki jest główny leitmotiv ostatniej kampanii anty-LGBT w Polsce?
Jaki?
– Zdjęcie jakiegoś człowieka z Los Angeles, który stoi na pikiecie z obnażonymi genitaliami. I to jest bardzo interesujące: jak zestawić obecność tego człowieka parę lat temu w USA i fundamentalnego wpływu, jaki ten fakt ma mieć na reelekcję polskiego prezydenta. Co te dwa zdarzenia mają ze sobą wspólnego?
Nic.
– No i na tym właśnie polega propaganda, by milionom ludzi w Polsce wmówić, że ponieważ ten facet się obnażył, to my musimy wybrać Dudę. Bo tylko on spowoduje, że mężczyźni w naszym kraju nie będą chodzić po ulicach nago. Kompletna bzdura, absurd. Klasyczny konstrukt propagandowy.
Ta druga strona mówi: „TVN24 też manipuluje”.
– Jest fundamentalna różnica pomiędzy propagandą a sympatiami czy antypatiami politycznymi jakiejś stacji telewizyjnej. Wiadomo, że bardzo trudno jest utrzymać totalną bezstronność, między innymi dlatego, że dziennikarze też mają swoje przekonania i poglądy. Ale pozostaje kwestia warsztatu, pewnych fundamentalnych reguł, jak na przykład prezentowania opinii drugiej strony. I tego w TVN-ie się bardzo mocno przestrzega.
W TVP nie.
– Tam jest jednostronny przekaz. Jeżeli się cytuje przeciwników, to tylko po to, żeby ich skompromitować. W TVN24 zawsze są prezentowane dwie strony medalu, a w TVP komentarze polityczne są zdominowane przez dwie redakcje – „Sieci” i „Do Rzeczy”, a to są przecież te same poglądy. Nie ma różnicy zdań, nie ma dyskusji, dzięki której widz może wyrobić sobie zdanie. Przekaz telewizji publicznej jest zgodny z przekazem dnia z Nowogrodzkiej. Prawo i Sprawiedliwość ma w tych wyborach, w poprzednich zresztą też, jedną stację telewizyjną na wyłączność. Duda jest tam dwa razy częściej pokazywany, niż wszyscy pozostali kandydaci razem wzięci i zawsze w pozytywnym świetle. Codziennie jest emitowany 30-minutowy spot wyborczy partii PiS pod nazwą „Wiadomości”. To jest gigantyczne narzędzie, bo trafia do paru milionów ludzi. I teraz pytanie, czy tym narzędziem partia nie zrobi sobie krzywdy. Moim zdaniem właśnie ją zrobiła.
Czym?
– Ostatnią debatą prezydencką.
Wielu polityków i publicystów już dawno przestało chodzić do TVP, by nie legitymizować tej propagandy.
– Bardzo unikam takich zerojedynkowych sądów: idziemy, nie idziemy, bojkotujemy czy nie. Świat nie jest czarno-biały. Natomiast uważam, że od pewnego momentu telewizja publiczna w sposób przemyślany, świadomy, przygotowany, manipuluje dyskusjami politycznymi. Konstrukcja tych rozmów jest taka, żeby skompromitować jednego z gości, jego poglądy, pokazać widzom, że jest idiotą. I oczywiście goście, a szczególnie politycy, muszą zastanowić się, czy im się to opłaca, czy nie. Czy są w stanie jednak zaprezentować widzom jakiś inny punkt widzenia, czy manipulacja idzie tak daleko, że to nie ma sensu.
A ma sens zapraszanie do studia posła Żalka, który regularnie obraża osoby LGBT?
– Wydaje mi się, że dobrze działająca redakcja nie cenzuruje swoich dziennikarzy, nie mówi im, kogo mają zapraszać, a kogo nie. Na tym polegają wolne media. Po drugie, uważam, że trzeba zapraszać wszystkich ludzi, nawet takich jak poseł Żalek.
Dlaczego?
– Bo to daje szerokiej publiczności możliwość zapoznania się z poglądami pana posła i ocenienie ich. Gdyby Żalek w TVN-ie nie był, nie wiedzielibyśmy, jak naprawdę wygląda stosunek Prawa i Sprawiedliwości do wielu kwestii, w tym do osób LGBT.
A nie uważa pan, że lepiej byłoby nie wpuszczać takich ludzi do telewizji, bo oni tam zdobywają poklask?
– Oczywiście telewizja tworzy takich ludzi, żywi się sensacją i skrajnymi opiniami. Im bardziej bulwersująca opinia, tym większe zasięgi robi. Więc tak, to jest pewnego rodzaju niebezpieczeństwo. Ale uważam, że nie możemy stosować cenzury wobec poglądów innych ludzi. Możemy z nimi dyskutować, możemy się z nimi nie zgadzać, możemy przedstawiać własne, ale nikt nie ma monopolu na rację i prawdę.
To wszystko są uzasadnienia dla prostego mechanizmu, że jatka w telewizji się opłaca, taki program będzie się klikał, oglądalność wzrośnie.
– Oczywiście, że tak. Spór na antenie rodzi zainteresowanie, zawsze tak było. Ale media niezależne powinny prezentować wszystkie poglądy, także te, z którymi się nie zgadzają, bo ludzie mają prawo wiedzieć.