Smoleńsk to kamień u szyi PiS. Kto go wrzuci w wodę? (Polska The Times)
23 kwietnia 2018
Okrągła rocznica tragedii minęła, a religia smoleńska przeradza się w farsę. Antoni Macierewicz traci polityczny grunt pod nogami. Jego kolejne teorie wybuchów nie robią wrażenia a „raport techniczny” przeradza się w skandal.
Pamięć o tragedii smoleńskiej była dla Jarosława Kaczyńskiego kluczowa do zdobycia władzy. Dzisiaj staje się obciążeniem. Śledztwa nie można zakończyć, a niemożność dojścia do prawdy, staje się dowodem słabości.
Ważny dla Jarosława Kaczyńskiego rytuał zamiera. Istotny nie dlatego, że mit o zamachu był szczególnie popularny – w zamach wierzy jedynie co czwarty Polak. Rytuał smoleński był ważny, ponieważ stanowił przekonujący dowód motywacji przywódcy do zdobycia władzy. Dążenie do prawdy było w oczach ludzi bardzo sugestywnym powodem podjęcia politycznej walki. Tragiczna śmierć brata bliźniaka to głęboka, silna, emocjonalnie prawdziwa pasja. Kaczyński wydawał się w ten sposób autentyczny, prawdziwy i wiarygodny. O coś mu chodzi i każdy może się z przywódcą w tej emocji zidentyfikować.
Dzisiaj z paliwa wyborczego smoleński rytuał zamienia się w obciążenie. Nie można dłużej co miesiąc dochodzić do prawdy, bo to pokazuje słabość, staje się symbolem znienawidzonego imposybilizmu. Nie można śledztwa smoleńskiego zakończyć, bo raport z tego śledztwa jest politycznie nie do zaakceptowania. Jeśli bowiem była to katastrofa to oczywisty wydaje się zarzut świadomego kłamstwa i manipulacji na masową skalę. W kontekście afer finansowych, które targają obozem prawicy, budżet 6 milionów złotych wydany przez podkomisję w ciągu ostatnich 2 lat na „eksperymenty”, „ekspertów” i kolejne animacje komputerowe może dodatkowo obciążyć wizerunek partii. Mało tego, sam Kaczyński naraziłby się w ten sposób na zarzut, że użył osobistej tragedii do zdobycia władzy. Cała empatia, autentyczność i współczucie, którymi dzięki żałobie cieszył się latami, obróci się przeciw niemu w formie obrzydzenia i niechęci. Przyznając prawdę o smoleńsku, pozbawiłby się atrybutu racji. Jego najwierniejsi wyborcy poczuliby się bardzo oszukani. Rację będzie miała opozycja zarzucając PiS kłamstwo smoleńskie.
Na uprawomocnienie tego zarzutu Kaczyński nie może sobie pozwolić. Gdyby przyznał, że był to zamach, to konsekwencje polityczne takiego werdyktu trudno sobie wyobrazić. Na krajowej scenie politycznej oznacza to prześladowania przeciwników z Platformy Obywatelskiej, śledztwa, szukanie winnych i sprawców zamachu, które mogą przerodzić się w represje lub farsę, lub jedno i drugie. Na arenie międzynarodowej naturalną konsekwencją potwierdzenia teorii zamachu powinno być natychmiastowe zerwanie stosunków dyplomatycznych z Rosją. A potem co? Jak Polska miałaby funkcjonować w UE i NATO? To oznacza nic innego, jak polityczne samobójstwo na międzynarodowej scenie.
Można próbować symbolicznie zamknąć rytuał, „wygasić” wedle najnowszej mody. Jego spełnieniem jest oczywiście pomnik. Lecz to za mało, tym bardziej, że Smoleńsk może stać się ważnym elementem walki o schedę po Kaczyńskim wewnątrz obozu władzy. To kamień u szyi Antoniego Macierewicza. Pytanie tylko, kto ten kamień rzuci w wodę. Ziobro za pomocą konkurencyjnej komisji podległych sobie prokuratorów? W ten sposób nie tylko wykończy swojego konkurenta, ale może wręcz dokonać królobójstwa. Dla partii potwierdzenie wyników prac komisji Millera to koszt bardzo wysoki, ale Macierewicz będzie politycznym trupem. Czy Ziobro zdecyduje się, budując swoją pozycję racjonalnego technokraty, silnego, lecz sprawiedliwego szeryfa, zadać koalicjantowi tak dotkliwy cios i przeciąć smoleńską farsę? Tak czy owak Smoleńsk głosów prawicy nie przysporzy. Wręcz odwrotnie – może stanowić dla niej śmiertelne niebezpieczeństwo. Czas pokaże, czy Kaczyńskiemu uda się wygasić mit smoleński, czy też mit smoleński przyczyni się do wygaszenia władzy Kaczyńskiego.
Jakub Bierzyński