Narodowe samoloty, Mazowsze i list od prezesa. Ta propaganda rządu jest żałosna (gazeta.pl)
3 lipca 2018
Po dwóch latach niepodzielnej władzy rządy PiS zamieniają się we własną karykaturę i coraz bardziej przypominają partię tak zacięcie krytykowaną przez „dobrą zmianę”.
Ostatnie obchody 100-lecia odzyskania niepodległości zorganizowane przez PLL LOT jak w soczewce skupiają narastające dysfunkcjonalności władzy. Oto bowiem dla uczczenia doniosłej rocznicy zamówiono nowe okolicznościowe malowanie dwóch flagowych samolotów floty narodowego przewoźnika. Niestety, efekt jako żywo przypomina czasy PRL-u. Stylistyka z lat 80., niby-folklorystyczny sztafaż, przywodzi na myśl dziecięcą patriotyczna malowankę przygotowaną na szkolny konkurs patriotyczny z doniosłej okazji. Mnie nieregularna biało-czerwona wstęga wypływająca z biało-czerwonych konturów na wysokości okien pasażerów jednoznacznie kojarzy się z jednym: wygląda tak, jakby Polska puściła pawia, bo nie mogła znieść żenady nachalnej propagandy.
Malunek jest uzupełniony przez dumny napis: „Proud of Poland’s Independence”. Przeciętny podróżny na lotnisku w Singapurze, Madrycie czy Wiedniu zareaguje zdziwieniem. Kompleksy, jakimi podszyty jest ten komunikat, są bowiem dla wszystkich oczywiste. Taki napis pasuje do kraju Trzeciego Świata, który dumnie ogłasza odzyskanie niepodległości, ale nie do dużego europejskiego państwa o 1000-letniej historii.
To kolejny po „Respect Us” dowód na prawdziwość prostego faktu: propaganda oparta na własnych narodowych kompleksach jest po prostu żałosna. W kraju wstawanie z kolan może przynieść władzę, lecz poza nim tak prymitywna i zaściankowa propaganda jest dowodem słabości i budzi jedynie politowanie.
List od pierwszego sekretarza
A to dopiero początek żenady. Samoloty wymalowane w przepiękne narodowe wymiociny zaraz po dumnym lądowaniu w asyście wojskowych F16 (sic!) pod hasłem: „Witaj w domu” (jakby wracały z dalekiej podróży lub były tworzone w Rzeszowskich Zakładach Lotniczych) służyły nie do celów, do jakich zostały przeznaczone, lecz do celów wyższych – dalszego umacniania narodowej dumy w charakterze dekoracji na akademii ku czci Niepodległej. Sam w sobie fakt ten jest żenujący, lecz jeszcze bardziej żenujące jest to, że odbiorcą tej szopki był wicepremier Gliński w towarzystwie aktywu partyjnego. Samoloty mogły wysłuchać listu od samego pierwszego sekretarza, który wicepremier usłużnie odczytał.
I byłaby to akademia, jakich obecnie bez liku, gdyby nie to, że paręset metrów obok kłębił się tłum pasażerów, którym odwołano loty z powodu… braku samolotów. 300 osób, które nie poleciały do Toronto i Wiednia, z pewnością podzielało entuzjazm przedstawicieli najwyższych władz partyjnych i państwowych. Z równą satysfakcją z odzyskanej narodowej dumy oglądali swoje samoloty godnie służące za dekorację pobliskich uroczystości. Z pewnością rozpierała ich radość i duma, gdy oglądali partyjno-państwową fetę transmitowaną przez TVP 1 na żywo na licznych lotniskowych telewizorach.
Propaganda za milion złotych
I tak jak w czasach słusznie minionych lud spijał szampana ustami swoich przedstawicieli, tak teraz cieszy się z nowych samolotów narodowego przewoźnika. Na scenie jak w „Zimniej wojnie” tańcem i śpiewem aktyw partyjny i najwyższe władze państwowe bawił ludowy zespół Mazowsze. Jak widać, „pokora, umiar, roztropność i praca” na rzecz „zwykłego człowieka” przybiera nieco inne formy po zakończonej kampanii wyborczej i zdobyciu upragnionej władzy.
Tutaj zaznaczę, że była to jedna z droższych scenografii w historii. Uziemienie dwóch międzykontynentalnych samolotów na jeden dzień kosztowało LOT ok 60 tys. zł. Do tego trzeba dodać wyżywienie, hotele i 600 euro odszkodowania dla 300 pasażerów. Za ufetowanie wicepremiera LOT zapłaci ok. miliona złotych. Dużo? Cóż. propaganda kosztuje, a godność (czytaj: władza) jest bezcenna. Ku chwale ojczyzny!
Jakub Bierzyński