„Niemcy są tylko pretekstem. Prawdziwy cel ataku Kaczyńskiego jest inny” (Newsweek, 24.10.2022)

10 listopada 2022

Jarosław Kaczyński w Puławach

Jarosław Kaczyński w Puławach Foto: Jacek Szydłowski/Forum / Forum

Prezes PiS w trakcie „spotkań z Polakami” opowiada, że naszymi największymi wrogami są Niemcy i UE. Jego program jest jasny: polexit.

Kaczyński nie przebiera w słowach. Jego wypowiedzi są bardzo ostre. Praktycznie jest to wypowiedzenie wojny liberalnej demokracji na wszystkich frontach: w sferze ideologicznej – deprecjacja „zgniłego Zachodu”, w polityce zagranicznej – wrogiem są Niemcy i UE, w polityce wewnętrznej – delegitymizacja opozycji jako obcych agentów. Kaczyński twardo zaprzecza coraz bardziej nieżyczliwej mu rzeczywistości. Przeciwstawia „dobrobyt” i „praworządność” państwa PiS „złodziejstwu” i „nędzy” z czasów Platformy. Czy prezes dał się ponieść emocjom i traci kontakt z rzeczywistością, czy też realizuje przemyślaną strategię polityczną, która, choć ryzykowna, może przynieść mu upragnione zwycięstwo w wyborach?

Analiza wystąpień prezesa skłania do przyjęcia drugiej hipotezy. Kaczyński realizuje przemyślany i wbrew pozorom racjonalny program polityczny. Ten program trzeba nazwać jednoznacznie: to polexit – czyli rozpoczęcie procesu wyjścia Polski z UE. Czy będzie skuteczny? To bardziej wątpliwe.

Atak na Niemcy wydaje się z pozoru szaleństwem. To wszak nasz sojusznik w NATO. W razie eskalacji wojny z Rosją to Niemcy będą naszym najbliższym zapleczem logistycznym i wsparciem militarnym. Są największym inwestorem w Polsce, a także największym eksporterem i importerem. To od żywotności gospodarki niemieckiej w dużej mierze zależy dynamika PKB w Polsce. Chcemy czy nie, to z Niemcami jesteśmy najściślej powiązani. To Niemcy są największym płatnikiem netto do funduszy UE, z których do tej pory Polska najszczodrzej korzystała. Po co więc wywoływać ideologiczną wojnę z najbliższym partnerem? Wojnę z góry przegraną. Reparacji wojennych nie będzie. Kaczyński świetnie sobie zdaje z tego sprawę: „może to potrwać całe pokolenie”. Znamienne, że kulminacją wielkiej ofensywy propagandowej przeciw Niemcom miało być złożenie noty dyplomatycznej w sprawie reparacji. Tyle że o reparacjach w tej nocie nie ma ani słowa.

Nie o fakty jednak w tej rozgrywce chodzi, a najmniej o realizację celów w polityce zagranicznej. Niemcy są tylko pretekstem. Prawdziwym celem ataku Kaczyńskiego jest Unia Europejska.

To jednak przeciwnik trudny. Miliony Polaków pamiętają entuzjazm, jaki towarzyszył nam przy wstępowaniu do Unii 18 lat temu. To był symbol geopolitycznej zmiany, symbol zwycięstwa pokolenia. Dzisiaj 92 proc. Polaków popiera członkostwo w Unii (CBOS lipiec 2022) i jest to rekordowe poparcie w historii.

Ale z Unią Kaczyńskiemu jest nie po drodze. Jeszcze niedawno wydawało się, że strategia Viktora Orbána – pozorowanych ustępstw, zwodzenia Brukseli – jest poważnie rozpatrywana. Jednak Orbán przegrał. We wrześniu KE zdecydowała o wstrzymaniu Węgrom większości środków z Funduszu Spójności. Kaczyński doszedł do wniosku, że dalsze negocjacje nie mają sensu. Unii nie da się oszukać, a na prawdziwe ustępstwa w sprawie praworządności prezes PiS nie ma zamiaru się zgodzić. „Myśmy wykazali maksimum dobrej woli. Z punktu widzenia traktatów nie mamy żadnych obowiązków, żeby słuchać Unii w sprawie wymiaru sprawiedliwości. Koniec tego dobrego” (15 lipca, Płock). 25 września w Nysie: „Pieniędzy z KPO teraz nie dostaniemy. Rachunki wyślemy do Unii, być może wytoczymy procesy”.

Kaczyński doszedł do wniosku, że nic bez rzeczywistych ustępstw z Unią nie ugra i postanowił postawić krzyżyk na unijnych funduszach. Zapowiadał to zresztą od dawna. Już w 2016 r. jasno mówił: „Moja wizja jest warta poświęcenia gospodarki”. Jak zapowiedział, tak zrobił.

Przy tak miażdżącej prounijnej postawie Polaków trudno wprost zaatakować Unię. W jaki sposób wytłumaczyć rodakom, że PiS dobrowolnie rezygnuje ze 160 miliardów złotych? Narracja o zagrożonej suwerenności sprzedawała się słabo. Jeszcze na początku sierpnia Kaczyński mówił: „Próbuje się nam zabrać wolność, suwerenność i jeszcze nas obrabować” („Sieci”, 8 sierpnia). Z sondażu IPSOS dla OKO. press z 20 września wynikało, że 67 proc. badanych chce, by PiS podporządkowało się UE w sprawie praworządności. Otwarta wojna z Unią była dla Kaczyńskiego misją niemożliwą. Musiał znaleźć sposób, jak zaatakować ją nie wprost. Takim wytrychem stały się Niemcy. „Polska nie chce być niemiecką strefą wpływów” (Częstochowa, 15 października), „Niemcy chcieli nas doić” (Stargard, 2 października).

CZYTAJ WIĘCEJ

Znamienne, że w wypowiedziach prezesa nie chodzi wyłącznie o politykę. Niemcy są antypolscy, źli jako ludzie, w codziennym doświadczeniu: „Na przykład polscy eurodeputowani jadą w niemieckim pociągu w pierwszej klasie, dosiada się Niemiec, orientuje się, że to Polacy, wzywa konduktora, żeby ich wyrzucił, bo jak to Polacy mogą jechać w pierwszej klasie! Tak proszę państwa jest, to jest część świadomości tego narodu. Musimy z tym skończyć” (Opole, 25 września). „Nie żadni naziści, tylko Niemcy jako naród są odpowiedzialni za te zbrodnie” (Kórnik, 23 lipca). „Mamy zaciekłych wrogów, ale zawsze nici prowadzą do jednej stolicy – do Berlina”. (Nysa, 25 września). „Czy Niemcy chcą się zbroić przeciw Rosji, czy przeciw nam, to ja nie wiem” (Sochaczew, 8 czerwca).

W imaginarium prezesa Niemcy są skrytym sojusznikiem Putina. „Polska nie mieści się w niemiecko-rosyjskich planach panowania nad Europą” (Polskie Radio, 8 sierpnia). „Oni chcieliby, żeby Polska nie była za silna, była pod niemieckim nadzorem” (Stargard, 2 października). „Wydaje się, że trwa sojusz Rosji z Niemcami” (Opole, 25 września).

Kaczyński gra na pełnej gamie antyniemieckich resentymentów – od krzywd wojennych do poczucia niższości. „Nie możemy się ciągle zgadzać na to, że jesteśmy jakimiś gorszymi” (Stargard, 2 października).

Ale Niemcy w sojuszu z Rosją są w tej narracji wrogiem zastępczym. To Unia jest w oczach Kaczyńskiego narzędziem Niemiec w realizacji ich narodowych interesów. Myślę, że wierzy w to, co mówi. Tak jak nie może sobie wyobrazić innego niż religijny systemu wartości, tak nie jest w stanie pojąć polityki opartej na innych podstawach niż nacjonalizm.

By Unię Polakom zohydzić, buduje most pojęciowy pomiędzy Niemcami a Unią. „Niemcy chcą zjednoczenia Europy w jedno państwo pod swoją wodzą” (Wrocław, 24 września). „Bruksela to dziś zewnętrzna placówka Berlina” (Myszków, 15 października). „Dla nas Unia Europejska to jest maska Niemiec. Bruksela jest maską Berlina” (Częstochowa, 15 października). „Niemcy działają za przesłoną Unii Europejskiej” (Opole, 3 października).

Nie łudźmy się – antyunijna retoryka Kaczyńskiego to przemyślana strategia. Prezes pali za sobą ostatnie mosty. Jeszcze niedawno miał wybór – albo pójdzie na ustępstwa, choćby pozorowane, zagra na czas i przyjmie unijne fundusze, by przekupić wyborców kolejnymi programami „osłony Polaków” przed kryzysem, albo zagra va banque. To ostatnie oznacza kurs na autorytaryzm. Dzisiaj jest jasne, że to wybrał.

Demokratyczna opozycja w tej narracji jest „agentem Niemiec”. Kaczyński mówi: „Chciałem jeszcze wrócić na chwilę do tej przyczyny ataku opozycji, tego zewnętrznego ataku na nasz kraj, trzeba mówić prawdę – to jest niemiecki atak. (…) Oni bardzo często reprezentują tu niemieckie interesy i pokazują na Zachód, na Niemcy, jako na wzór” (Gniezno, 24 lipca). „Mamy w Polsce partię niemiecką”. (…) Różnym Donaldom się bardzo wiele należy ze strony Niemiec, ale akurat Polakom nie” (Pabianice, 16 października). „Tusk jest nadzieją polskiej niewoli i polskiego podporządkowania pod but niemiecki” (Gniezno).

Kaczyński konflikt z UE wplata w szerszy historiozoficzny kontekst. To konflikt między wartościami chrześcijaństwa, które jakoby sam reprezentuje, i „zgniłym Zachodem”. Symptom upadku (Stargard): „To, co zobaczyłem w Wiedniu, to mi zupełnie wystarczyło, żeby zobaczyć, że jestem w innej strefie kulturowej. To wszystko, co zaprzecza ludzkiej cywilizacji. Cywilizacji, w szczególności tej, w której my żyjemy, tej najlepszej, najbardziej życzliwej cywilizacji, która powstała w dziejach ludzkości. Cywilizacji wyrastającej z chrześcijaństwa”; (Szczecin): „Niemcy zawsze na nas czyhali, Krzyżacy zawsze atakowali, a Zachód oczerniał Polskę od XVIII wieku. Tak jak i teraz. Ale Polska oparła się temu przez tysiąc lat – i teraz też się oprze. Dzięki PiS”; (Częstochowa): „Musimy być wyspą zdrowego rozsądku i wyspą ochrony tej cywilizacji”.

CZYTAJ WIĘCEJ

Analiza przemówień prezesa prowadzi do niewesołych wniosków. Jego atak na UE ma szerszy kontekst – wojnę cywilizacji, w której Kaczyński jak Putin przedstawia się jako obrońca tradycyjnych wartości wobec zgnilizny moralnej Zachodu. Lokalnym przeciwnikiem w tej wojnie jest Platforma Obywatelska – partia, jak twierdzi prezes, obca, agenturalna, antypolska. „Stawką tych wyborów, które mają być za kilkanaście miesięcy, będzie pytanie, czy w Polsce ma być demokracja i praworządność, czy jakaś władza o charakterze chaotycznej dyktatury, która się z żadnym prawem, żadnymi regułami, żadnymi tzw. wartościami europejskimi nie liczy, choć oczywiście Europa, a w szczególności Niemcy, przyklasną, że dobrze, poklepią po plecach” (Kórnik).

Proces wyjścia Polski z UE został rozpoczęty. Prezes wybrał autorytarną władzę ponad dobrobyt i perspektywy cywilizacyjne Polaków. W tej sytuacji powstają dwa pytania: czy Polacy uwierzą w narrację o zgniłej cywilizacji Zachodu i obronie suwerenności? Niestety, nie jest to wykluczone. Agresywna propaganda robi swoje. Już dzisiaj 40 proc. Polaków uważa, że Niemcy są równie wrogie Polsce co dokonująca zbrodni ludobójstwa w Ukrainie Rosja.

I drugie pytanie – czy gdyby opisana wyżej strategia obwiniania o własne błędy Unii i Niemiec jednak się nie powiodła i notowania PiS wskazywałyby na klęskę Kaczyńskiego, zdecydowałby się on na wyborczą weryfikację? Jesteśmy pewni, że wybory odbędą się w terminie? Że w ogóle się odbędą? De facto Kaczyński zapowiedział polexit. Wraz z zakwestionowaniem miejsca Polski w UE znika ostatnia kotwica trzymająca Polskę wśród krajów demokracji. W takiej sytuacji Kaczyński może wszystko. Może także odłożyć wybory na dogodne czasy lub święte nigdy. Kto go powstrzyma? Już nie Unia przecież.

Jakub Bierzyński