Nieusuwalny minister zdrowia. Bo może być jeszcze potrzebny, gdy Dudzie pójdzie coś nie tak. (Onet.pl)
8 czerwca 2020
Łukasz Szumowski z każdą kolejną aferą staje się coraz większym obciążeniem obozu władzy. Jednak i premier, i prezes stanęli za nim murem i bronią ministra zdrowia z zapałem godnym lepszej sprawy. Dlaczego? Z jednego prostego powodu – koszt pozbycia się Szumowskiego jest wyższy niż koszt poparcia.
Czemu Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim uchronili Szumowskiego przed dymisją, skoro jest wielkim obciążeniem władzy i zagrożeniem kampanii zespawanego z władzą Andrzeja Dudy?
Po pierwsze, to nagroda za lojalność: Szumowski spełniał każde życzenie prezesa. Lojalnych trzeba nagradzać
Po drugie, Szumowski, mimo afer, jest dla wielu symbolem walki z epidemią. A ta, według oficjalnej propagandy zakończyła się wielkim sukcesem. Kampania Dudy jest na tym budowana.
Po trzecie, Szumowski może być Kaczyńskiemu bardzo potrzebny. Jeśli notowania Dudy spadną na tyle, że trudno będzie wierzyć w jego zwycięstwo, trzeba będzie za wszelką cenę nie dopuścić do wyborów: nagle przyjdzie druga fala epidemii. Zanotujemy skok zachorowań i zgonów. Trzeba będzie znów bić na alarm
Szumowski jest bardzo dla prawicy niebezpieczny. Do tej pory wszelkie afery związane z obozem władzy przechodziły bezkarnie. Wysokie zarobki w NBP, afera „bank za złotówkę”, Srebrna, hotel na godziny, Misiewicze, uchodziły rządzącym płazem.
PiS wychował sobie elektorat znieczulony na skandale. Notowania partii nie spadają. Skoro lojalność zwolenników zapewnia działaczom polityczną bezkarność, o odpowiedzialności karnej nie wspominając, bo ta zapewniona jest przez dyspozycyjną wobec partii prokuraturę, to hulaj dusza, piekła nie ma.
Z prawdziwą nostalgią można wspominać skandale poprzedników. Ośmiorniczki to drobnostka. Rozmowy na cmentarzu (afera hazardowa) kosztowały uczestników banicję z polityki. Zegarek niewpisany do deklaracji, był powodem dymisji i końca kariery ministra. To historie jakby z innego kraju, innej rzeczywistości, innej kultury. Standardy przejrzystości życia publicznego, które dzisiaj możemy jedynie wspominać ze łzą rozrzewnienia.
A mimo to popularność PiS nie drgnęła a politycy tej partii zajmują najwyższe miejsca w rankingach społecznego zaufania. Dlaczego wyborcy, którzy tak srogo ukarali Platformę za ośmiorniczki, puszczają mimo uszu afery o wielokrotnie większej skali regularnie ujawniane przez media?
Przyzwyczaj i znuż
Tajemnica tkwi w słowie „regularnie”. W psychologii ten efekt nazywa się habituacją na bodziec. Regularnie powtarzany impuls, za pierwszym razem wywołujący szokujące wrażenie, powtarzany wielokrotnie, przechodzi niezauważony. Ludzie się po prostu do afer przyzwyczaili. „Ten rząd tak ma”. „Kolejna afera”.
Koło zarzutów i wymówek zalicza kolejny obrót. Każdy mówi co innego. Nie wiadomo, kto ma rację. Opozycja zawsze krytykuje rządzących. Im bardziej powtarzalny scenariusz, tym na publiczności robi mniejsze wrażenie.
Nie tłumacz się
Z aferą jest jak z kłamstwem, jeśli się nie tłumaczysz, jeśli idziesz w zaparte, to zawsze zostawisz wątpliwość swej winy. Krzycz do końca: „to nie moja ręka”, a ci, którzy chcą ci uwierzyć, uwierzą. Łatwo było Platformie przylepić łatkę aferzystów, bo reagowali na każde zarzuty. Dymisja, dochodzenie, wyrzucenie z partii to potwierdzenie oskarżeń. Paradoksalnie, politykom nie opłaca się działać skutecznie i etycznie. Lud prędzej wybaczy kłamstwo niż pokutę. PiS tego błędu nie popełnia.
Oswój aferę
Zarządzanie kryzysem w przypadku afery ma tylko jeden cel: niedopuszczenie do utraty głosów. Nie ma nic groźniejszego, niż utracony wyznawca. Neofita ma wielokrotnie większą siłę rażenia, bo dociera do „naszych”. Ma też bez porównania większy autorytet – był przecież jednym z nas, członkiem naszego plemienia. Zna zatem naszą „prawdę”, a jednak ją porzuca. Ma wielokrotnie większą siłę misyjną. Po pierwsze przysłowiowy zapał, po drugie prawdziwe emocje (odkrywa prawdę, został oszukany), po trzecie wiedzę o sposobie rozumowania dotychczasowych współwyznawców i wyczucie, jakie argumenty mogą do nich dotrzeć. Krótko mówiąc, zna ich zestaw pojęciowy, uniwersum znaczeń, delikatne napięcia skojarzeń, mówi ich językiem.
Dlatego procesy w polityce mają lawinowy charakter. Parę kamyczków nie ma znaczenia, ale zawsze, przy sprzyjających warunkach, może tworzyć lawinę. Dlatego aferalna władza musi za wszelką cenę dostarczyć swoim wyborcom język, którym mogą opisać i zneutralizować kolejną aferę. Najgłupsza wymówka jest lepsza niż żadna. Do kanonu należy „wściekły atak”. Skoro wściekły to nieracjonalny, nieuzasadniony itp. „Polityczny” to bardzo dobry neutralizator. Polityczne jest przecież egoistyczne, z ukrytym celem, podstępne. Nie chodzi o uczciwość, lecz o władzę. „Zawsze nas atakują” – oswojenie zarzutów. Skoro robią to zawsze, to charakter i waga oskarżeń nie ma żadnego znaczenia. PiS robi to doskonale.
Obniż próg tolerancji
„Oni byli gorsi”. Chodzi o wywołanie wrażenia, że wszyscy tak robią. Politycy kradną. W ten sposób obniżamy próg tolerancji. Elektorat więcej nam wybaczy. To stąd przecież bierze się słynna fraza: „wszyscy kradną, ale ci się chociaż dzielą”.
Groźny banał
Mając tak dobrze funkcjonującą strategię obrony, dysponując własną machiną propagandową dystrybuującą żądany przekaz, władza jest w stanie bardzo skutecznie zarządzać kolejnymi aferami.
Każdy teflon ma jednak swoją granicę wytrzymałości. Każda powłoka z czasem się wyciera. Czy Szumowski może być kroplą przelewającą dzban goryczy? Ma duże szanse.
W odróżnieniu od wcześniejszych afer PiS ta jest stosunkowo prosta i dotyczy sfery potocznego doświadczenia. Minister ma spółkę z bratem, własne udziały przepisał na żonę. Firma dostała 200 milionów od instytucji, która podlegała ministrowi lub partyjnemu koledze ministra. Efektów pracy firmy brak. To banał. To historia prosta i oczywista nawet dla zagorzałych zwolenników. Trudno dać im język „oswojenia” afery, „oczyszczenia” 200 milionów złotych. Wymówki są bardziej skomplikowane od przekrętu. „To nie moja ręka” – nie działa.
Kontekst
Najważniejszy jest kontekst. Dotacjami do firmy nikt specjalnie by się nie przejął, gdyby nie maseczki, testy i przyłbice. Oto instruktor narciarski ministra staje się jednym z 6 (obok własnej żony i działacza PiS) prywatnych dostawców sprzętu medycznego dla ministerstwa.
W ciągu jednego dnia zarabia 4 miliony złotych a ministerstwo kupuje z 5-krotnym przebiciem towar o realnej wartości 1 miliona. To już mechanizm tak prosty, że każda „narracja” staje wobec niego bezradna. Jak wytłumaczyć przeciętnemu człowiekowi, że znajomy ministra w jeden dzień zarabia fortunę? Przypadkiem? Że znajomości nie miały żadnego znaczenia? Że ministerstwo kupowało „nawet od diabła” i tym „diabłem” w połowie przypadków okazali się znajomi ministra? Jak uwierzyć, że nie podzielili się fantastycznymi zyskami z klientem? W tym samym czasie żona instruktora zarobiła kilkadziesiąt tysięcy, kupując przyłbice na straganie pod Krupówkami. Jak uwierzyć, że bez silnych pleców coś takiego jest możliwe? Działacz z Poznania – co opisał Onet – zarobił na pośrednictwie 20 milionów, wielokrotnie zawyżając cenę testów. Bez wysiłku. To klasyka korupcji – ludzie znają jej mechanizm z własnego doświadczenia. „To nie to, na co wygląda” sprzedaje się w takich sytuacjach źle.
Zawiedzione zaufanie
Problemem jest też kontekst: epidemia i zawiedzione zaufanie: „Zarabiał na naszej krzywdzie. Gdy ludzie umierali, zbijał kasę z rodziną”. Tak jak zysk z tych operacji jest prosty, osobisty i nie do obrony, tak krzywda jest zrozumiała, dotyczy potocznego doświadczenia. „To ja umierałem ze strachu zamknięty w domu, a ten, kto miał dbać o moje bezpieczeństwo i zdrowie, w tym czasie załatwiał lewe maseczki”? To nie jest abstrakcja, szantaż miliardera czy nagrody, które może i mogły się im po prostu należeć. To nie dotyczy obcego, jak kradzież ubrań bezdomnym. To ordynarny przekręt kosztem zwykłych ludzi. Słabo.
Dlatego Szumowski jest wielkim obciążeniem władzy i zagrożeniem kampanii zespawanego z władzą Andrzeja Dudy. Dlaczego więc Kaczyński tak jednoznacznie go wspiera?
Lojalność
Po pierwsze odpowiada lojalnością za lojalność. Walka z epidemią była ściśle podporządkowana politycznym celom i Szumowski odegrał swoją rolę bez szemrania. Gdy nie było maseczek, mówił, że maseczki nie chronią. Gdy trzeba było ludziom dać symboliczne bezpieczeństwo, bo nie dało się już ich dalej trzymać w domach – zmienił zdanie i od tej pory nabrały skuteczności.
Gdy nie było testów – masowe testowanie bez objawów nie miało sensu nawet dla personelu medycznego. Gdy już je kupiono, trzeba, a nawet należy, badać przesiewowo wszystkich górników z ognisk wirusa. Gdy trzeba było przekonać Polaków do wyborów korespondencyjnych, była to „jedyna bezpieczna forma głosowania”, a „wybory przy urnach odbędą się najwcześniej za dwa lata”. Gdy zmieniło się polityczne zamówienie, wybory tradycyjne natychmiast okazały się „całkowicie bezpieczne”.
Szumowski spełniał każde życzenie prezesa. Lojalnych trzeba nagradzać. To dobry przykład dla partii.
Propaganda sukcesu
Po drugie Szumowski mimo afer jest dla wielu symbolem walki z epidemią. A ta, według oficjalnej propagandy zakończyła się wielkim sukcesem. „Najlepiej poradziliśmy sobie całej Europie”. Wokół tego przekazu jest budowana kampania reelekcji Dudy. Nie można teraz autora tego sukcesu wyrzucić.
Zawsze w zaparte
Po trzecie – stratedzy PiS doszli do wniosku, że koszty pójścia w zaparte będą mniejsze niż przyznanie, że władza ma brudne ręce. Szumowski to przecież symbol troski i bezinteresownego zaangażowania: nieskalany życiorys, Matka Teresa, podkrążone oczy. Dymisja to przyznanie, że są podstawy, by stawiać zarzuty, a to nie wchodzi w grę. My się nigdy do niczego nie przyznajemy. Ani kroku wstecz.
Szumowski może być jeszcze potrzebny
Po czwarte Szumowski ma wielką wartość. Może być Kaczyńskiemu bardzo potrzebny. Jeśli notowania Dudy spadną na tyle, że trudno będzie wierzyć w jego zwycięstwo, trzeba będzie za wszelką cenę nie dopuścić do wyborów. Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy. Gdy zmieni się kolejność kandydatów w wyścigu do pierwszej tury, nagle przyjdzie druga fala epidemii. Zanotujemy skok zachorowań i zgonów. Trzeba znów bić na alarm. Kto lepiej nadaje się do tej roli niż Łukasz Szumowski? Na jego wniosek rząd postanawia wprowadzić w końcu stan klęski żywiołowej, zgodnie z żądaniami opozycji. Zegar przestaje tykać, wybory przełożone na lepszy czas. Czas, w którym PiS może znów liczyć na zwycięstwo.
Z tych powodów, pomimo wysokich kosztów, Kaczyński będzie bronił Szumowskiego. To czysta wyrachowana gra interesów. Z moralnością, racją, prawdą czy zwykłą przyzwoitością nie ma nic wspólnego. To logika politycznej mafii – dopóki wiernie służysz, jesteś potrzebny, a partii się to opłaca – masz gwarancje bezkarności.
Jakub Bierzyński