Prawybory są jedynym sensownym rozwiązaniem (Polska The Times)

2 grudnia 2017

Wygląda na to, że PiS jest silne słabością opozycji. Dotąd Jarosław Kaczyński może przegrać jedynie sam ze sobą. Co zrobić, żeby odwrócić sytuację? Jak zmobilizować demokratycznych wyborców. Jak stworzyć realną odpowiedź na dominację populistycznej prawicy? Odpowiedź na te pytania pewnie różni się w zależności od sympatii politycznych autora, jedna jednak kwestia nie ulega dyskusji – żeby wygrać z PiS, demokratyczna opozycja powinna się zjednoczyć w formie mniej lub bardziej spójnej koalicji.

Do tej pory wezwania do wielkiej koalicji opozycji były czystą projekcją zaangażowanych publicystów. Wbrew doniesieniom prasowym takiej koalicji nie było, nie ma i jeśli nic się w tej mierze nie zmieni, nie będzie. Opozycyjna scena polityczna dzieli się bowiem na dwa podstawowe segmenty: partie polityczne, których przedstawiciele zasiadają obecnie lub w przeszłości w parlamencie (PO, .N, PSL, SLD) i partie lub ruchy, których spoiwem nie tyle są struktury organizacyjne i działacze, ile idee i misja.

Pierwsze nie mogą porozumieć się dlatego, że konkurują o podobny elektorat a stawką są kariery ich działaczy. Jeśli polityka w Polsce będzie toczyć się wokół fundamentalnego podziału na tych, co za PiS, i tych, którzy przeciw, bardzo trudno będzie o porozumienie. Różnice ideowe czy programowe pomiędzy partiami, wobec tak zarysowanego podziału, schodzą na dalszy plan. Na pierwszym są ambicje aparatu partyjnego walczącego o pozycję w partii i co za tym idzie, o przetrwanie. To znany w psychologii fenomen: wraz z tonięciem tratwy ratunkowej narasta walka rozbitków o każdy jej centymetr. Nikt nie chce utonąć, a miejsca robi się coraz mniej. Szanse na ratunek nikną. Trzeba ratować się kosztem towarzyszy. Konflikt personalny będzie narastał. Rozmowy o koalicjach będą markowane na użytek opinii publicznej. Najlepszy przykład to historia negocjacji w sprawie prezydentury Warszawy. Strategia oszukania partnerów i zmylenia opinii publicznej w tej kwestii jest całkowicie jasna. Nietrudno przewidzieć skutki. Fałszywe, wymuszone sojusze nie są trwałe. W ten sposób można zarządzać partyjnymi działaczami, ale nie budować skuteczną koalicję, która ma wygrać z PiS wybory. Szans na porozumienie nie widać. Im mniejsze poparcie dla sumy partii opozycyjnych, tym większa między nimi rywalizacja. Dokładnie tak jak na tonącej tratwie. Ruchy pozaparlamentarne mają nieznośną skłonność do popadania w skrajne, nienegocjowane, fundamentalne postulaty ideologiczne. W ten sposób jedni nie mogą się porozumieć z powodów ambicji własnych liderów i działaczy, drudzy w skutek ideologicznego doktrynerstwa.

A PiS majstruje przy ordynacji wyborczej. Jarosław Kaczyński chce mieć pewność, że nawet gdyby wybory przegrał, to jednak je wygra. Dlatego okręgi wyborcze do wyborów lokalnych zostaną skonstruowane w ten sposób, by zmaksymalizować szanse dla kandydatów PiS i zmarginalizować je dla rozdrobnionej opozycji. Tam, gdzie głosuje się na 3 mandaty, wystarczy niewielka przewaga, by zwyciężyć, a zwycięzca bierze wszystko.

Nie liczyłbym zatem na sukces rozmów koalicyjnych pomiędzy partiami. Mało tego, by realnie przeciwstawić się PiS trzeba do takiego porozumienia włączyć ruchy pozaparlamentarne oraz często bardzo popularne koalicje mieszańców zawiązane lokalnie, bez politycznych ambicji. 44 proc. Polaków nie popiera ani Prawa i Sprawiedliwości, ani opozycji i odsetek ten rośnie z miesiąca na miesiąc. Dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem tego zaklętego koła niemożności wydają się być prawybory. Celem takiego głosowania mogłoby być wyłonienie lokalnych przywódców ze wszystkich anty- pisowskich środowisk lokalnych, którzy mają realną szansę wygrać z przedstawicielem rządzącej partii. Takie prawybory musiałyby spełniać parę warunków. Po pierwsze, powinny być powszechne. To znaczy otwarte na udział wszystkich mieszkańców. Powinny odbyć się na terenie każdego samorządu, gdzie są kandydaci, którzy chcą wziąć w nich udział. Koniecznie w dużych miastach. Prawybory ograniczone są do jednej tury i odbywają się wyłącznie tam, gdzie głosowanie jest większościowe. Kandydaci powinni mieć poparcie jednej z organizacji współorganizującej głosowanie. A przede wszystkim powinni z góry zadeklarować, że zrezygnują z udziału w wyborach na rzecz kandydata opozycji, który okaże się zwycięzcą. Powinna powstać Krajowa Komisja Wyborcza, złożona z emerytowanych sędziów o wysokim autorytecie społecznym.

Prawybory poza przejrzystą i skuteczną metodą wyboru lokalnych liderów spośród szerokiego grona organizacji społecznych miałyby jeszcze jedną zaletę – zmobilizowałyby lokalne społeczności do przyjaznej rywalizacji i współpracy. To nie jest utopijny projekt. W ten sposób skonsolidowała się opozycja we Włoszech w 2006 roku. Nie wiem, kto by takie prawybory wygrał. Z pewnością wygrałaby demokracja.

Jakub Bierzyński